Jestem młodym księdzem. Swoją posługę rozpocząłem w niezbyt dużej (ok. 6 tys. osób) parafii pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Trzebnicy. Na początku zaangażowałem się w tworzenie wspólnoty młodzieżowej, zająłem się pracą z Liturgiczną Służbą Ołtarza oraz katechezą w Zespole Szkół nr 2 w Trzebnicy.
Praca z ministrantami
Reklama
Bardzo pięknym doświadczeniem z początków mojego posługiwania jest praca z ministrantami. Na początku roku zachęcałem młodych chłopców do podjęcia służby. Okazało się, że - jak na tak małą parafię - zgłosiło się aż 14. Podniosło mnie to bardzo na duchu. Pan Jezus najwidoczniej u początków pragnie zmobilizować służących Mu do pracy. W kolejnych latach nigdy już tylu chętnych się nie zgłosiło, choć zawsze pojawiali się tacy, którzy zapragnęli być przy ołtarzu. Do dziś wielu z nich trwa w swoich postanowieniach, z czego się bardzo cieszę.
Zawsze bałem się pracy z ministrantami. Jednak z perspektywy czasu okazało się, że to bardzo interesujące i wdzięczne zajęcie. Radowałem się, gdy widziałem, jak chłopcy angażują się w swoją posługę, jak przychodzą na zbiórki. Dla mnie to wielki znak obecności Bożej, że pomimo wielu różnych propozycji tego świata, ciągle znajdują się tacy, którzy chcą służyć Bogu w Kościele jako ministranci, którzy znajdują czas nawet w tygodniu, gdy ich koledzy spędzają beztroskie chwile na innych zajęciach.
Doświadczyłem też owocnej współpracy z rodzicami ministrantów. Wiem, że jeśli rodzice troszczą się o swoje dzieci, np. o ich punktualność w dyżurach, to wtedy widać, w jak szybkim tempie te dzieci nabierają coraz większej gorliwości w spełnianiu swoich zadań. Dzięki pracy z ministrantami przekonałem się, że do Liturgicznej Służby Ołtarza trzeba mieć powołanie. Bóg sam wybiera, a pomagają Mu w tym rodzice i ksiądz opiekun.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Spotkania z młodzieżą
Oprócz pracy z ministrantami, podjąłem posługę wśród młodzieży. Rozpocząłem to zadanie z wielkim zapałem i wieloma pomysłami. W ciągu trzech lat dokonało się bardzo dużo, a ja przeżyłem wiele różnych chwil, tak pięknych, jak i bolesnych. Te trudne pomogły mi zrozumieć, że służba jest wielkim zadaniem i poświęceniem. Nie ma w niej miejsca na czerpanie czegokolwiek dla siebie. Zawsze pragnąłem, aby to, co robię, należało do Chrystusa, a nie do mnie. Chciałem, by młodzi ludzie przede wszystkim odkrywali Boga. Wiedziałem, że jeśli spotkają Jezusa, to w swoim życiu zawsze będą blisko Niego i to, czego doświadczą, pozwoli im trwać we wspólnocie - pomimo tego, że ksiądz opiekun odejdzie.
Przygodę z młodzieżą rozpocząłem od bardzo małej liczby osób. Bardzo się cieszyłem, kiedy udało się zaprosić kogoś nowego na modlitwę. Szukałem wielu sposobów, aby młodzież chciała znaleźć Boga. Wszystkiego było mnóstwo, na tyle na ile pozwoliły możliwości i czas. Bardzo mnie cieszyło, kiedy grupa się powiększała, smuciło natomiast to, kiedy widziałem, że część młodych nie przychodziła dla Boga, tylko dla siebie. Wiedziałem jednak, że do wszystkiego potrzeba cierpliwości i wytrwałości, że nie wolno ustępować, ale za każdym razem na nowo podejmować trud głoszenia Ewangelii - wiedząc, że tylko Jezus jest w stanie zmieniać ludzkie serca.
Pojawiło się oczywiście wiele cierpienia. Widziałem jak ludzie są o siebie zazdrośni, jak szukają siebie. Jednocześnie wiem, że ja także popełniałem błędy. Cierpienie pomogło mi zrozumieć, że potrzeba wiele pokory, bo tylko Bóg jest tym, który pociąga przeze mnie do siebie.
Wspólnota rodzin
Wielkim przełomem w mojej pracy z młodzieżą było spotkanie, w dziwnych dość okolicznościach, wspólnoty Przymierza Rodzin Mamre. Najpierw pojechałem na jedno ze spotkań ewangelizacyjnych do Częstochowy, a później na rekolekcje. Od tamtego czasu poczułem się tak, jakbym w końcu odkrył, co chcę robić jako ksiądz. Rozpocząłem interesować wszystkich tą wspólnotą. Zorganizowałem z grupą wrocławską rekolekcje dla młodych w Zagórzu. Zaczęły się wyjazdy do Częstochowy. Okazało się, że wielu ludzi dzięki temu bardzo doświadczyło obecności Pana Jezusa. Dokonał się niewiarygodny przełom. W piątki (kiedy były spotkania) zaczęło przychodzić coraz więcej ludzi. Powstał zespół muzyczny. Młodzi ze wspólnoty zaczęli sami zapraszać swoich znajomych. Dzięki naszej modlitwie pojawiły się osoby, które, wchodząc przypadkowo do Kościoła, doświadczyły rzeczywistej obecność Boga i zaczęły przychodzić na spotkania regularnie. Niesamowite było, gdy widziałem, że oni naprawdę się modlą, że nie potrzebują nie wiadomo jakich bodźców, że wystarczy im chęć spotkania Boga.
Wszystko rozwijało się w bardzo szybkim tempie. Na modlitwy zaczęli przychodzić już nie tylko sami młodzi, ale również osoby dorosłe i małżeństwa. Powstała nawet mała grupa formacyjna dla małżeństw. Widziałem w tym wszystkim jak sam Bóg działa, jak przyprowadza ludzi i pociąga ich do siebie. Dziś przygotowanych do wyjazdu na rekolekcje ewangelizacyjne jest ok. 20 osób. Wielu innych pragnie pojechać za rok, ponieważ nie wystarczyło już miejsca.
Dziś jestem już w innej parafii. W Trzebnicy zostawiam dość liczną grupę Liturgicznej Służby Ołtarza, żywą wspólnotę młodzieżową i kilka małżeństw pragnących rozwijać swoje życie w bliskości z Jezusem. Mam nadzieję, że to wszystko co Pan Bóg uczynił przez moją posługę kapłańską będzie trwać, dojrzewać i ostatecznie zaowocuje.