Reklama

Parafia, w której nie śpiewają ptaki…

Niedziela przemyska 44/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Tej parafii nie ma w żadnym schematyzmie diecezjalnym. Nie ma jej na żadnej mapie, ale to jedna z najbardziej żywotnych wspólnot, bo tętni sercami całego nieomal świata. Niewiele brakło, a nigdy bym jej nie zobaczył. Mimo obaw zdecydowałem się na ten wyjazd. Kierunek wskazywał dwie drogi, dwie, ale takie same, zachodzące na siebie. Jedna to blisko ośmiusetkilometrowa trasa z Przemyśla do Charkowa. Druga, motywująca decyzję o pierwszej, to GPS serca z punktami koleżeńskiej pamięci i lojalności. Od kilkunastu miesięcy w Charkowie i Zaporożu posługuje jako biskup ordynariusz ks. Marian Buczek. Rocznik święceń 1979. To właśnie on zaproponował spotkanie w stolicy swojej diecezji, aby uczcić, a właściwie podziękować za dar kapłaństwa.
Decyzja nie była łatwa. Gdyby to było dziesięć lat termu, nie byłoby problemu, a teraz… jedni nie mogą z powodu stanu zdrowia, inni już nie mają odwagi zaryzykować tak długiej drogi, niektórzy, którzy mogą, też… nie mogą i tak to jest, jak w rodzinie. W końcu jednak zebrała się delegacja w liczbie apostolskiej i pojechaliśmy w nieznane, z nadzieją, że szczęśliwie wrócimy. Nie wiadomo, z jakimi uczuciami wracalibyśmy z tej, skądinąd prywatnej, wyprawy, gdyby nie doświadczenie właśnie tej parafii. Powyższe zdjęcie zostało zrobione jakby w drzwiach tej świątyni. Zanim dotarliśmy na miejsce martyrologii kwiatu polskiej inteligencji, spotkaliśmy się w polskim Konsulacie. Bardzo potrzebne spotkanie, pozwalające, w przystępnej formie opowieści Pana Konsula, zapoznać się z problemami żyjących tu Polaków. Za chwilę zmiana nastroju i klimatu - stoimy przed dawną siedzibą NKWD. Widać czerniejący otwór w ścianie. Jeszcze do niedawna była tu tablica chwaląca dzieło wielkiego Dzierżyńskiego. Równolegle do tego miejsca, po drugiej stronie potężnego monumentu, stajemy w milczeniu przed inną tablicą. Upamiętnia tysiące oficerów, którzy tutaj w podziemiach i na dziedzińcu, tuż za złowieszczą bramą, ponieśli śmierć, i tych, którzy przez tę bramę odbyli ostatnią podróż na miejsce kaźni, do którego za chwilę się udamy. Potężna zielona brama. Głucho zamknięta. Wiedziałem, że w którymś momencie mnie to dopadnie. Tak, to jest ten moment. Biskup Marian opowiada historie związane z tablicą, a ja na nowo „czytam” niewielką książeczkę Włodzimierza Odojewskiego „Milczący, niepokonani”. Jeszcze raz dziwię się, dlaczego Wajda nie wykorzystał tej pozycji do scenariusza swojego filmu o Katyniu. Razem z bohaterami kroczę przemyską ulicą Smolki, przeżywam z nimi braterskie rozterki i waśnie. A potem, trochę jak jeden z nich, przemierzam przestrzenie prowadzące do Charkowa właśnie. Z tym, że tamten młody człowiek tutaj zakończył swoją drogę. Jego brat po kilku latach, jako krakowski prokurator, tutaj właśnie zrozumiał, że poszukiwanie prawdy o śmierci brata nie ma szans powodzenia, przynajmniej wówczas. Widzę oczyma wyobraźni, jak otwierają się z hukiem i trzaskiem wierzeje złowrogiej bramy i z piskiem opon wyjeżdżają samochody załadowane ludźmi ostatniej drogi. Zamyślam się nad kolejnym bohaterem Odojewskiego, Rosjaninem, który odpoczywa po nocy pełnej zabijania i nagle budzi go telefon, że musi przyjechać, bo ktoś nie przyszedł, a przyjechał transport. Widzę, jak zły goli się brzytwą przed popękanym lustrem i w pewnym momencie nie może patrzeć na swoją twarz. Świadomie, nieostrożnie podcina swoją krtań...
Czas jechać. Kilka zaledwie minut. Jesteśmy. Cisza. Przerywa ją bp Marian: „Mówią ludzie, że od czasu, kiedy tutaj zamordowano tysiące oficerów, nigdy w tym miejscu nie słyszano śpiewu ptaków. Ja sam przyjeżdżam tu czasem, bo niedaleko, i staram się zakwestionować tę prawdę. Bezskutecznie. Nigdy nie słyszałem śpiewu ptaków”. Wkraczamy w ciszę. Docieramy do ołtarza. Wchodzimy z podwyższenia i wkraczamy w aleję. Po obu jej stronach umieszczono nazwiska pomordowanych. Mamy w rękach różańce. Kolejna tablica, kolejny paciorek. I znowu niepokój - dlaczego pomylono imię Wajdy i zamiast Jakub figuruje Karol. Czy pomylono? Zaraz u początku spotykamy nazwisko Baran z Soniny. Trwa cisza, modlitwy, refleksje, znane tylko poszczególnym z nas. Świadomie czekałem na listopad z tym tekstem.
Zaraz stąd jedziemy na niemiecki cmentarz wojenny. Może fotografia nie jest najlepsza technicznie, ale bardzo chciałem ją umieścić. Jest ważna mentalnościowo. Wchodzimy na cmentarz, a tu młoda kobieta pyta, o jakie nazwiska nam chodzi, ona może pomóc. Pięćdziesiąt tysięcy Niemców. Ginęli, zdobywając Charków, a potem wycofując się z niego. Czysto, trawa wystrzyżona, na każdym krzyżu wykute imiona, nazwiska, daty urodzenia i śmierci. W dole i na wzgórzu po drugiej stronie aktualnie czynny cmentarz komunalny miasta. Chaszcze, kompletny nieład. Przy każdym grobie stolik i dwie ławeczki - czekają na święta, kiedy to rodziny zasiadają tu do uczty. Zamyślam się - jak Pan Bóg poradzi sobie w dniu ostatecznym? Jak ukryć tę cywilizacyjną przepaść?
Wracając, odwiedzamy Korzec. Miasto stanowiące ostatni punkt w granicach dawnej Rzeczypospolitej. Nasz przewodnik Bartek, można powiedzieć „maniak” historii polskich rubieży, może opowiadać godzinami. I robi to tak, że można go godzinami słuchać. Stajemy przy ruinach kościoła, które ksiądz z Polski, góral, restauruje z wielkim trudem. Modlimy się przy starym nagrobku upamiętniającym żołnierzy wielkiej batalii o obecność chrześcijaństwa w Europie, która rozegrała się w okolicach Warszawy. Ale tutaj nastąpił pierwszy atak. Może z nagła, niespodziewanie. A jednak mogli powiedzieć, jak wielu im współczesnych - zostaliśmy wierni. Tutaj słychać śpiew ptaków. Cieszą te głosy.
Powoli wracamy. Bezkresne przestrzenie. W rozmowach wracają iście reżyserskie refleksje - nam nieco już trudno w wygodnym busiku, a jak protoplaści przemierzali te przestrzenie na koniach, pieszo, jak przeszli je ci, którzy z ulicy Smolki w Przemyślu zostali zmuszeni do swojej ostatniej na ziemi podróży, do tej parafii bez śpiewu ptaków. Nie szukamy odpowiedzi. Milczymy.
Pora kończyć. Nie chciałem, aby to był opis naszej nieco prywatnej wycieczki. Zamyśliłem ten tekst jako okazję do osobistej wędrówki Czytelników do miejsc, które znaczone są pamięcią, które winny zostać oświetlone blaskiem pamięci. Zatem powędrujmy w tym miesiącu stepami serdecznej pamięci i… modlitwy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święcenie pokarmów

Kościół ustanowił sakramentalia, czyli „święte znaki, które z pewnym podobieństwem do sakramentów oznaczają skutki, przede wszystkim duchowe. Sakramentalia nie udzielają łaski Ducha Świętego na sposób sakramentalny, lecz przez modlitwę Kościoła uzdalniają do przyjęcia łaski i dysponują do współpracy z nią. Wśród sakramentaliów znajdują się najpierw błogosławieństwa (osób, posiłków, przedmiotów, miejsc). Każde błogosławieństwo jest uwielbieniem Boga i modlitwą o Jego dary” (KKK 1667-1671). Modlitwa i błogosławienie pokarmów znane jest już w Starym Testamencie, czyni to także Jezus: „On tymczasem wziął pięć chlebów i dwie ryby, podniósł wzrok ku niebu, pobłogosławił je, połamał i dawał uczniom, aby rozdawali ludziom” (Łk 9, 16).
CZYTAJ DALEJ

Dlaczego godzina dziewiąta jest godziną piętnastą?

Niedziela lubelska 16/2011

Triduum Paschalne przywołuje na myśl historię naszego zbawienia, a tym samym zmusza do wejścia w istotę chrześcijaństwa. Przeżywanie tych najważniejszych wydarzeń zaczyna się w Wielki Czwartek przywołaniem Ostatniej Wieczerzy, a kończy w Wielkanocny Poranek, kiedy zgłębiamy radosną prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa i umacniamy nadzieję naszego zmartwychwstania. Wszystko osadzone jest w przestrzeni i czasie. A sam moment śmierci Pana Jezusa w Wielki Piątek podany jest z detaliczną dokładnością. Z opisu ewangelicznego wiemy, że śmierć naszego Zbawiciela nastąpiła ok. godz. dziewiątej (Mt 27, 46; Mk 15, 34; Łk 23, 44). Jednak zastanawiający jest fakt, że ten ważny moment w zbawieniu świata identyfikujemy jako godzinę piętnastą. Uważamy, że to jest godzina Miłosierdzia Bożego i w tym czasie odmawiana jest Koronka do Miłosierdzia Bożego. Dlaczego zatem godzina dziewiąta w Jerozolimie jest godziną piętnastą w Polsce? Podbudowani elementarną wiedzą o czasie i doświadczeniami z podróży wiemy, że czas zmienia się wraz z długością geograficzną. Na świecie są ustalone strefy, trzymające się reguły, że co 15 długości geograficznej czas zmienia się o 1 godzinę. Od tej reguły są odstępstwa, burzące idealny układ strefowy. Niemniej, faktem jest, że Polska i Jerozolima leżą w różnych strefach czasowych. Jednak jest to tylko jedna godzina różnicy. Jeśli np. w Jerozolimie jest godzina dziewiąta, to wtedy w Polsce jest godzina ósma. Zatem różnica czasu wynikająca z położenia w różnych strefach czasowych nie rozwiązuje problemu zawartego w tytułowym pytaniu, a raczej go pogłębia. Jednak rozwiązanie problemu nie jest trudne. Potrzeba tylko uświadomienia niektórych faktów związanych z pomiarem czasu. Przede wszystkim trzeba mieć na uwadze, że pomiar czasu wiąże się zarówno z ruchem obrotowym, jak i ruchem obiegowym Ziemi. I od tego nie jesteśmy uwolnieni teraz, gdy w nauce i technice funkcjonuje już pojęcie czasu atomowego, co umożliwia jego precyzyjny pomiar. Żadnej precyzji nie mogło być dwa tysiące lat temu. Wtedy nawet nie zdawano sobie sprawy z ruchów Ziemi, bo jak wiadomo heliocentryczny system budowy świata udokumentowany przez Mikołaja Kopernika powstał ok. 1500 lat później. Jednak brak teoretycznego uzasadnienia nie zmniejsza skutków odczuwania tych ruchów przez człowieka. Nasze życie zawsze było związane ze wschodem i zachodem słońca oraz z porami roku. A to są najbardziej odczuwane skutki ruchów Ziemi, miejsca naszej planety we wszechświecie, kształtu orbity Ziemi w ruchu obiegowym i ustawienia osi ziemskiej do orbity obiegu. To wszystko składa się na prawidłowości, które możemy zaobserwować. Z tych prawidłowości dla naszych wyjaśnień ważne jest to, że czas obrotu Ziemi trwa dobę, która dzieli się na dzień i noc. Ale dzień i noc na ogół nie są sobie równe. Nie wchodząc w astronomiczne zawiłości precyzji pomiaru czasu możemy przyjąć, że jedynie na równiku zawsze dzień równy jest nocy. Im dalej na północ lub południe od równika, dystans między długością dnia a długością nocy się zwiększa - w zimie na korzyść dłuższej nocy, a w lecie dłuższego dnia. W okolicy równika zatem można względnie dokładnie posługiwać się czasem słonecznym, dzieląc czas od wschodu do zachodu słońca na 12 jednostek zwanych godzinami. Wprawdzie okolice Jerozolimy nie leżą w strefie równikowej, ale różnica między długością między dniem a nocą nie jest tak duża jak u nas. W czasach życia Chrystusa liczono dni jako czas od wschodu do zachodu słońca. Część czasu od wschodu do zachodu słońca stanowiła jedną godzinę. Potwierdzenie tego znajdujemy w Ewangelii św. Jana „Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin?” (J. 11, 9). I to jest rozwiązaniem tytułowego problemu. Godzina wschodu to była godzina zerowa. Tymczasem teraz godzina zerowa to północ, początek doby. Stąd współcześnie zachodzi potrzeba uwspółcześnienia godziny śmierci Chrystusa o sześć godzin w stosunku do opisu biblijnego. I wszystko się zgadza: godzina dziewiąta według ówczesnego pomiaru czasu w Jerozolimie to godzina piętnasta dziś. Rozważanie o czasie pomoże też w zrozumieniu przypowieści o robotnikach w winnicy (Mt 20, 1-17), a zwłaszcza wyjaśni dlaczego, ci, którzy przyszli o jedenastej, pracowali tylko jedną godzinę. O godzinie dwunastej zachodziło słońce i zapadała noc, a w nocy upływ czasu był inaczej mierzony. Tu wykorzystywano pianie koguta, czego też nie pomija dobrze wszystkim znany biblijny opis.
CZYTAJ DALEJ

Grób Pański na Jasnej Górze - kilkumetrowy krzyż, kamień z Golgoty i stare wrota

2025-04-19 11:41

[ TEMATY ]

Jasna Góra

Monika Książek

Ustawiony w centralnym miejscu, tuż przy figurze Chrystusa, kilkumetrowy drewniany krzyż ze stułą, wkomponowany w drewnianą kolumnę kamień z Golgoty oraz mnóstwo zieleni – to główne elementy wystroju Bożego Grobu w Kaplicy Matki Bożej na Jasnej Górze. Jego tło stanowią stare wrota.

„Kamień z Golgoty, Jezus w Grobie, Najświętszy Sakrament, krzyż, dalej już tylko niebo” - opisywał odpowiedzialny za dekorację Grobu brat Dawid Respondek, cytowany przez biuro prasowe Jasnej Góry.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję