Reklama

Niedziela Kielecka

Pieczęć na sercu

Jadwiga Stano przez całe życie szukała swojego miejsca w Kościele. Ukończywszy studia teologiczne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, pracowała jako katechetka, pomagała, ile mogła, w parafii. W jej sercu zawsze żywe było pragnienie Boga. Dziś po latach może powiedzieć, że prawdziwymi są słowa św. Augustyna, iż „niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Panu”. Jezus wyciągnął do niej rękę, a ona się mocno jej uchwyciła

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Do piętnastego roku życia mieszkała w Pstroszycach, małej miejscowości niedaleko Miechowa. Mama uczyła w szkole geografii, a tato w technikum był nauczycielem zawodu. Pochodzi z bardzo religijnej rodziny. Dziadek ze strony taty był muzycznym samoukiem, grał na klarnecie. Cała rodzina zbierała się, dziadek grał, a wszyscy śpiewali pieśni religijne, tak budowały się więzi rodzinne i świadomość, że drugi człowiek jest kimś ważnym, ale Pan Bóg jest najważniejszy. Dziadek był „dobrą duszą” rodziny. Emanowało z niego ciepło i miłość. Był bardzo wierzącym człowiekiem, który swoją żywą wiarę potrafił przekazywać dzieciom i wnukom. Miał wielki autorytet. Wystarczyło, że spojrzał na dziecko, nie musiał dwa razy powtarzać. Babcia zajmowała się domem, ale zawsze znajdowała czas na pomoc potrzebującym. Znała się na leczeniu ludzi. Tato miał ośmioro rodzeństwa, dziadkowie musieli dużo pracować, aby utrzymać liczną rodzinę. O swoich rodzicach tato nigdy nie mówił inaczej niż „mamusia” i „tatuś”. Szacunek do rodziców zaszczepił dzieciom.

Pokonać strach

Reklama

Jadzia długo wychowywała się sama, nie miała rodzeństwa. Brat urodził się, gdy miała siedem lat. Jako mała dziewczynka często przebywała u babci, zwłaszcza wtedy gdy mama się dokształcała i musiała wyjeżdżać. Z tamtego czasu pamięta pewne wydarzenie. Szła łąką do babci, nagle podbiegło do niej stado gęsi z głośnym sykiem. Znieruchomiała. Bała się zrobić krok. W końcu przełamała strach i pobiegła do babci. To chyba wtedy zrozumiała, że musi być dzielna, że życie wymaga odwagi, stanowczości, a może i bohaterstwa.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Rozgwieżdżone niebo

Z czasów dzieciństwa pamięta wiele obrazów, ale najsilniej wrył się w jej pamięć pewien wieczór. Szła z tatą, trzymając go za rękę. Rozmawiali, a ona patrzyła na rozgwieżdżone niebo. Przez główkę pięcioletniej Jadzi przelatywało tysiące myśli. Nawet nie wie gdzie, kiedy i od kogo usłyszała, że dusza ludzka jest nieśmiertelna i że życie się nie kończy, że życie jest wieczne, że jest Niebo. Nie mogła tego pojąć, patrzyła w migotające gwiazdy, szukając odpowiedzi. Na odpowiedź musiała trochę poczekać.

Andrzej

Chciała zostać stewardesą, aktorką, takie były jej dziewczęce marzenia, ale życie pisze inne scenariusze. Poszła do Technikum Mechanicznego, w którym pracował jej tato. Miała smykałkę do majstrowania, więc chyba stąd ten wybór. Pod koniec czwartej klasy poznała Andrzeja. Wśród innych kolegów z klasy wyróżniał się szczególną szlachetnością. Pamięta ten dzień, ich szkoła obchodziła swoje święto - 9 maja. Andrzej umówił się z nią na pierwszą randkę. Później były kolejne spotkania, wiedzieli, że są dla siebie przeznaczeni. Ślub odbył się w Miechowie.

Poszerzała horyzonty

Reklama

Decyzję, żeby kształcić się w Studium Teologicznym dla Świeckich podjęła, gdy tylko dowiedziała się, że jest taka możliwość. Dyrektorem filii w Olkuszu, w parafii św. Andrzeja był wtedy ks. dr Stanisław Bielecki, miechowianin. Pracowała, studiowała, zajmowała się domem. W tym czasie na świat przyszła kolejna córka. Ciężko było wszystko pogodzić, ale religia, wiara zawsze ją interesowały, chciała poznać istotę wiary, więcej wiedzieć i więcej rozumieć. Nigdy nie planowała zostać katechetką, chciała być po prostu świadomą katoliczką. W tym czasie zmieniła pracę i pracowała w Rejonie Dróg Publicznych w Miechowie wraz ze swoim kochanym mężem Andrzejem. To był szczególnie dobry czas w ich małżeństwie. Mieli trójkę ładnych i zdrowych dzieci. Można powiedzieć, że ich miłość nabrała nowego blasku. Gdy tylko czas pozwolił, uczestniczyli w Eucharystii, mieli za co dziękować Panu Bogu. Dopiero co przekroczyli oboje trzydziesty rok życia i ono stało przed nimi otworem.

Na drugi brzeg

Reklama

Lekarze nie pozostawili złudzeń, te bóle to sygnał zaawansowanej choroby. Andrzej miał nowotwór. Cicho mówili o nikłych szansach na wyleczenie. Jadwiga się nie poddawała. Bóg może uczynić wszystko, wszystko odwrócić, zatrzymać. Gorliwiej się modliła i prosiła o jedno, aby Andrzej znów był zdrowy, żeby wszystko było jak dawniej. Na początku nawet nie wiedział, na co jest chory. Brał zastrzyki przeciwbólowe i dzielnie walczył z chorobą. Pewnego dnia znalazł dokumentację medyczną. Przeczytał, że jest chory na raka. Nie załamał się, nawet żonie nie powiedział, że wie, na co jest chory i wie, że odchodzi. Nie chciał powiększać jej bólu. Starał się nie być ciężarem dla bliskich. Brał coraz więcej zastrzyków, choroba się rozwijała. Jadwiga wciąż jednak wierzyła w cud, wierzyła, że przyjdzie taki czas, że Bóg zareaguje, że wróci zdrowie jej Andrzejowi. Była pewna. Przy mężu była uśmiechnięta, choć serce miała rozdarte. Dzień przed jego śmiercią wiedziała, że cudu nie będzie, że Andrzej nie wyzdrowieje. Poprosiła kapłana, żeby przygotował go do odejścia na drugą stronę życia. W czwartek późnym wieczorem podczas jasnogórskiego apelu modliła się z córką Marysią modlitwą wieczorną. Siedziały przy łóżku chorego, który powoli tracił przytomność. Była rozżalona, że odchodzi, a ona zostaje z trójką dzieci i nawet nic jej nie powie na pożegnanie. Gdy modliła się z córką dziesiątkiem Różańca, Andrzej odzyskał pełną świadomość. To była odpowiedź Pana Boga na jej ból. To On sprawił, że mąż i ojciec świadomie się z nimi pożegnał. - Ale to nie było pożegnanie na zawsze. To było takie serdeczne pożegnanie kogoś, kto odjeżdża daleko i mówi: „Do widzenia, ja jeszcze wrócę do was” - wspomina. Odchodził otoczony modlitwą całej rodziny. Zmarł w piątek rano ok. godz. 9. Na krótko przed śmiercią ustał ból i Andrzej patrzył gdzieś w róg pokoju, jakby kogoś widział i uśmiechał się. Jadwidze ten uśmiech przypomniał uśmiech chłopaka, który patrzy na swoją ukochaną. - Jestem przekonana, że to było jego spotkanie z Panem Bogiem. Zrozumiałam sens jego cierpienia. Zrozumiałam sens mojego wdowieństwa.

Nie sama

Miała trzydzieści trzy lata. Została z trójką dzieci i z cierpiącym Chrystusem. Wiedziała, że nie będzie sama. Bóg przygotowywał ją do wdowieństwa, umacniając wiarę. Podczas choroby męża tak się „umówiła” z Panem Bogiem, że jeżeli chce zabrać Andrzeja i jest to odpowiedni czas, to ona się zgadza, ale pod „warunkiem”, że On będzie jej pomagał. Ale tak naprawdę decyzję, co ma się wydarzyć, zostawiła Bogu. Było jej bardzo ciężko, ale odczuwała Bożą opiekę. Już jako wdowa ukończyła studia teologiczne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.

Dojrzewanie

Reklama

O indywidualnych formach życia konsekrowanego dowiedziała się w swojej parafii, kiedy w Dniu Życia Konsekrowanego ks. prof. Tomasz Rusiecki mówił o tym wielkim darze dla Kościoła. To było kilka lat temu. Myślała o byciu osobą konsekrowaną, ale obawiała się, że to wszystko tak bardzo ją pochłonie, że jeszcze bardziej będzie zaniedbywać dzieci i dom. Jako katechetka uczyła dzieci w szkole, angażowała się w parafii, poświęcała się swemu powołaniu pracy na rzecz innych, często ponad miarę, dostosowując się do wymagań przełożonych. Kiedyś przeczytała słowa o. Józefa Augustyna „grzech przeciwko prawdziwej miłości siebie jest równie ciężki jak grzech przeciwko miłości bliźniego”. To było potwierdzeniem jej własnych doświadczeń. O stanie życia konsekrowanego często rozmawiała ze swoją przyjaciółką Danusią, również wdową. Bardzo się zaprzyjaźniły. Treścią ich rozmów były przede wszystkim „sprawy Boże”.

Tęskniły, aby móc z kimś rozmawiać na te tematy. Na przełomie 2009/2010 r. podjęły wspólnie decyzję, że będą przygotowywać się do konsekracji.

Wynagrodzić za stracony czas

Myślała o konsekracji, ale przychodziły myśli, że znowu zostanie zaangażowana w to tak mocno, że zabraknie jej czasu dla dzieci. Przyznaje, że w przeszłości tak było, a dzieci cierpiały. Nie zawsze zdawała sobie z tego sprawę. To wszystko wyszło po latach, gdy rozmawiała z córką o studiach. Córka od razu powiedziała: - Na pewno nie pójdę na teologię, ponieważ chcę mieć normalną rodzinę. Wtedy zrozumiała, że praca katechetyczna „zabierała ją” dzieciom. Jednak gdy przyszła klasa maturalna, córka zdecydowała o podjęciu studiów teologicznych i obecnie, podobnie jak mama, jest katechetką. Nauczona doświadczeniem, stara się mieć czas dla synka i męża, żeby nie oglądali jej tylko na zdjęciu. Jadwiga jako babcia również jest bliżej rodziny, by w ten sposób wynagrodzić dzieciom czas, kiedy jej nie było w domu.

Reklama

Odczuwa ból na wspomnienie umierających rodziców. Nie było jej przy nich. Tato zmarł po czwartym zawale. Gdy kolejny raz zawozili go do szpitala, nie myślała, że ostatni raz widzi go pośród żywych. Mama cichutko umierała w domu, ale Jadwigi nie było przy jej łóżku. Była „na służbie” w kościele. Nie mogła wziąć zwolnienia. Mama zmarła przy opiekunce. To przepełniło szalę goryczy. Chorą teściową zabrała do siebie. Umierała z gromnicą w ręku, tak jak powinien umierać chrześcijanin. Tak jak uczyła o tym na katechezie. To było wynagrodzenie za rodziców.

Nowa droga

Do ks. Rusieckiego pojechały z Danusią na początku lutego. Przyjął je z otwartymi rękami. Rozpoczęły formację, która trwała 33 miesiące. Przypomniał się jej wtedy wiek męża, gdy umierał, miał 33 lata. Poświęciła Panu Bogu swoje życie, aby mógł dysponować nią jak chce, jak Jemu się podoba. Prawdopodobnie dlatego, że wiele osób w tym czasie modliło się za nią, to przygotowanie do konsekracji i ten czas po sakramencie jest dla niej nieustającym świętowaniem. - To taki „miodowy miesiąc”. Mam bardzo głęboki pokój w moim wnętrzu. Wiem, że takiej bliskości Boga pragnęłam od dawna i wiem, że to początek tego, co nazywamy niebem.

Obowiązkiem wdowy konsekrowanej jest odmawiać Jutrznię, Nieszpory, uczestniczyć codziennie we Mszy św. i kochać całym sercem Boga i bliźniego tak, jak chce tego Bóg. Dzieci jej wybór przyjęły ze zrozumieniem, wiedziały, że mama stara się podobać Panu Bogu i że nie może bez Niego żyć. Uświadomiła im, że nic się nie zmieni, że nikt mamy im „nie zabierze”.

Inny wymiar miłości

- Niby nic się nie zmieniło, bo już od dawna oddałam swoją osobę i swoje życie do dyspozycji Panu Bogu. Konsekracja sprawiła jednak, że On to zatwierdził, kładąc na mym sercu pieczęć z obietnicą, że będzie mnie chronił i pomagał. Łaska konsekracji otwiera mnie bardziej na Boże dary. Teraz będę mogła więcej uczynić dla Kościoła, bo temu, kto oddaje się Bogu na własność bez żadnych zastrzeżeń, nie szukając siebie, temu Bóg daje siebie do dyspozycji. Jestem bardzo szczęśliwa, mam poczucie wielkiego bezpieczeństwa, wiem, że pan Bóg troszczy się o mnie, a ja staram się wypełniać Jego wolę. To poczucie miłości, bliskości i ochrony Pana Boga potrzebne jest każdemu człowiekowi, a zwłaszcza kobietom, które z natury są bojaźliwe. Miałam bardzo dobrego męża, ale miłość Pana Boga jest nieporównywalna z niczym. Jest niewypowiedziana - mówi pani Jadwiga.

W następnym numerze sylwetka Sławomira Sobczyka, szafarza Komunii Świętej i kierowcy bp. Kazimierza Ryczana

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Konsekracja kościoła w Trzygłowie

Niedziela szczecińsko-kamieńska 21/2016, str. 1, 3

[ TEMATY ]

konsekracja

Ks. Robert Gołębiowski

Nasza archidiecezja z bogatą historią tych ziem doświadczona została w minionych wiekach najpierw obecnością protestantyzmu, a następnie gehenną II wojny światowej. Wszystkie te uwarunkowania złożyły się na to, że dziedzictwo sakralne z wielkim mozołem podnoszone było z ruin i zniszczeń, aby przywrócić ich pierwotne piękno. Niezwykle budujący jest fakt, że w ostatnich latach odbywają się dość często historyczne w swojej treści uroczystości konsekracji świątyń, które powróciły do blasku czasów ich wznoszenia. Tak właśnie stało się 30 kwietnia w Trzygłowie podczas konsekracji miejscowego kościoła pw. św. Marii Magdaleny, będącego filialną świątynią parafii w Świeszewie. Przypomnijmy najpierw kontekst historyczny. Wieś, której korzenie sięgają wieków pogańskich, leży 8 km od Gryfic. Ze słowiańskich czasów zachowało się grodzisko, które faktycznie potwierdza stary rodowód. Wieś miała wielu właścicieli, jednak dopiero w XIX wieku, za czasów rodziny Thaddenów, majątek w pełni rozkwitł. Perłą Trzygłowa jest kościół pw. św. Marii Magdaleny, który został wzniesiony w 1855 r. i stanowił dla mieszkańców ośrodek religijny, najpierw staroluterański, a po wojnie katolicki. Z elementów pierwotnego wyposażenia zachowały się: drewniana chrzcielnica, przyścienna ambona wsparta na słupie z wejściem po schodach oraz pięć ławek na chórze. W zachodniej partii nawy wspartej na czterech kolumnach empora muzyczna, na której znajduje się prospekt organowy Nr 463 Barnim Grüneberg Stettin 1903. Obok siebie na terenie przykościelnym stoi krzyż i dzwonnica z dzwonem odlanym „in Stettin 1870” przez Firmę Carla VOSSA ze Szczecina. Po ponad 160 latach od wybudowania kościół wymagał już renowacji. Troskę o przywrócenie piękna świątyni rozpoczął ks. kan. Roman Banaś, poprzedni proboszcz. Nastąpiła wymiana dachu, rynien, witraży, powstało nowe ogrodzenie wokół kościoła, a także dokonano renowacji empory organowej. Rozpoczęte prace kontynuował z ogromnym rozmachem i zakończył obecny proboszcz ks. Mariusz Szymczak. Fundament kościoła otrzymał zewnętrzną i wewnętrzną izolację, odwodniono teren wokół kościoła, położono nową posadzkę w świątyni, wykonano nowe ławki, ołtarz granitowy i ambonę oraz całościowo wymalowano wnętrze. Remont kościoła w Trzygłowie był możliwy dzięki osobistemu wielkiemu zaangażowaniu burmistrza Gryfic Andrzeja Szczygła i pomocy finansowej udzielonej ze środków budżetowych Gminy Gryfice. Duży wkład ma również Urząd Marszałkowski Województwa Zachodniopomorskiego. Nie byłoby możliwe wykonanie tak wielu prac remontowych bez wsparcia z Niemiec państwa Ingeborg i Gerharda Bertram, właścicieli miejscowego gospodarstwa rolnego. Symboliczna liturgia konsekracji kościoła zgromadziła wielu dostojnych gości z abp. Andrzejem Dzięgą na czele, który jej przewodniczył w asyście ponad 20 kapłanów z dziekanem gryfickim ks. kan. Kazimierzem Półtorakiem. Obecni byli także: wicemarszałek Jarosław Rzepa, radny Sejmiku Zygmunt Dziewguć, władze samorządowe Gminy Gryfice z burmistrzem Andrzejem Szczygłem, przewodniczącym Rady Miejskiej Krzysztofem Tokarczykiem, samorząd powiatowy, służby mundurowe. Gospodarzem tej historycznej chwili był ks. Mariusz Szymczak, który z pasją i poświęceniem wraz ze wspólnotą parafialną przygotował wnętrze kościoła do rytu konsekracji. Wielce wymowna była również obecność podczas uroczystości tutejszego parafianina ks. Dariusza Skibickiego. Ojciec ks. Dariusza Zbigniew Skibicki, pasjonat historii, stworzył niezwykle wartościową monografię ukazującą historię tutejszego kościoła. Początkowym akcentem sakralizacji kościoła było najpierw poświęcenie ołtarza i murów świątyni. Przed liturgią Słowa Bożego Metropolita Szczecińsko-Kamieński dokonał poświęcenia kamiennej ambony przepowiadania Dobrej Nowiny. Słowo Boże wygłoszone przez Głównego Celebransa jako fundament oparło się na tekstach biblijnych, które odzwierciedlały prawdę o zmartwychwstaniu oraz nawiązywały do przeżywanego poświęcenia miejsca sprawowania Eucharystii i sakramentów św. Oddając hołd wszystkim, którzy z ks. Mariuszem przygotowali świątynię do dnia konsekracji, wyjaśnił głęboką symbolikę nowego wyposażenia liturgicznego. Zwrócił także uwagę na to, że konsekracja dokonuje się raz w historii każdego kościoła, a przez to wpływa na miejscową wspólnotę, aby godnie uczestniczyła w Eucharystii, słuchała Słowa Bożego i przyjmowała sakramenty św. Zasadniczym elementem liturgii była konsekracja ołtarza do sprawowania Najświętszej Ofiary. Jest to obrzęd bardzo przemawiający do wnętrza ludzkiego poprzez swą symbolikę i nawiązanie do najistotniejszych funkcji, które spełnia Ołtarz Żertwy Pańskiej. Po namaszczeniu Ksiądz Arcybiskup dokonał tego samego obrzędu w czterech miejscach kościoła przy tzw. zacheuszkach, które stanowią widoczny znak świętości tego miejsca. Rozbudowany obrzęd okadzenia ołtarza i świątyni oraz zapalenie świec ołtarzowych, a także świec kandelabrowych przy zacheuszkach wprowadziły uczestników Eucharystii w dalsze przeżywanie Najświętszej Ofiary. Po Komunii św., trwając w wielkim modlitewnym skupieniu, słowa wdzięczności wypowiedział burmistrz Gryfic Andrzej Szczygieł wraz z małżonką Joanną. Uroczystość w Trzygłowie ukazała bogactwo ducha tutejszych wiernych zjednoczonych wokół prawd Bożych oraz mądrze i godnie kierowanych miłujących ich sercem ks. proboszcza Mariusza Szymczaka. Piękno dokonanej renowacji kościoła, duch modlitwy oraz świadectwo wiary zaangażowanych w wielu formatach wspólnoty wiernych budzi podziw.
CZYTAJ DALEJ

Nuncjusz Apostolski w Polsce na zakończenie Roku Jubileuszowego: Biada nam, jeśli nie będziemy głosić wszystkim Bożej Ewangelii i wiecznej nadziei!

2025-12-28 18:33

[ TEMATY ]

rok jubileuszowy

zakończenie

biada

Diecezja Opolska

abp Antonio Guido Filipazzi, Nuncjusz Apostolski w Polsce

abp Antonio Guido Filipazzi, Nuncjusz Apostolski w Polsce

- Boże Narodzenie, Święta Rodzina i Jubileusz pomagają nam rozpoznać głęboką rzeczywistość Kościoła, styl, w jakim powinien on żyć i działać oraz cel jego misji - mówił abp Antonio Guido Filipazzi, Nuncjusz Apostolski w Polsce w homilii Mszy św. sprawowanej w katedrze opolskiej na zakończenie obchodów Roku Jubileuszowego 2025 w diecezji opolskiej.

Podziel się cytatem - mówił Nuncjusz Apostolski.
CZYTAJ DALEJ

Opatrznościowy Prymas August Hlond

2025-12-29 12:26

Ewa Kamińska

Gościem Centrum Myśli Prymasa Wyszyńskiego w Lublinie był ks. prof. Jarosław Wąsowicz, badacz najnowszych dziejów Kościoła i kapelan Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.

Centrum Myśli Prymasa Wyszyńskiego Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana” w Lublinie wypełniło się szczelnie uczestnikami spotkania z ks. dr hab. Jarosławem Wąsowiczem, salezjaninem, wybitnym historykiem, badaczem najnowszych dziejów Kościoła, publicystą, społecznikiem i kapelanem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję