Sprawa ciągnie się za Witoldem Tomczakiem od kilkunastu lat. Według aktu oskarżenia, nad którym właśnie pochyla się sąd, zniszczył instalację z wystawy, na której Jan Paweł II leżał przygnieciony przez meteoryt. Tomczak zdjął głaz, a firma ubezpieczająca wystawę żądała 40 tys. zł.
Sprawa była tak głośna, jak głośny był skandal wywołany instalacją „La nona ora” („Dziewiąta godzina”) autorstwa Włocha – Maurizia Cattelana, przedstawiającą Papieża z krucyfiksem, przygniecionego wielkim głazem – meteorytem. Wystawiono ją w 2000 r. w warszawskiej Zachęcie, na… stulecie istnienia galerii.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Rzeźba-instalacja oburzyła nie tylko ówczesnych posłów Witolda Tomczaka oraz Halinę Nowinę-Konopkę (pisano listy protestacyjne, apele itp.), ale ich szczególnie. – Podjęliśmy działania przypisane parlamentarzystom, wystosowaliśmy wiele pism, oświadczeń do premiera, ministrów, rozmawiałem z ówczesnym ministrem kultury Kazimierzem Ujazdowskim itd. – mówi Witold Tomczak, były poseł, potem europoseł, dziś lekarz rodzinny w Ostrzeszowie. – Pozostało to jednak bez echa. Bierność władz spowodowała, że zdecydowałem się na ostateczny krok.
Efektem tego kroku jest akt oskarżenia, który trafił – choć nie musiał – do sądu, i proces, rozpoczęty w tym roku – którego przebieg trzeba ocenić jako dość zagadkowy. To ważna, precedensowa sprawa, dotycząca granic wolności.
Obrona przed znieważeniem
Reklama
Ostateczny krok Tomczaka, polegający na usunięciu głazu z postaci Jana Pawła II, miał skutek uboczny: doszło do uszkodzenia figury. – Nie chciałem niczego zniszczyć, tylko obronić przed znieważaniem Ojca Świętego – zastrzega. Naprawy dokonano w specjalistycznej pracowni we Francji.
Za naprawę zapłaciło Towarzystwo Ubezpieczeniowe Gerling Polska, które najpierw wystąpiło do Tomczaka o zwrot poniesionych kosztów, a potem do prokuratury o ściganie winnego uszkodzenia. Akt oskarżenia o zniszczenie mienia trafił do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia.
Nie trafił od razu, bo warszawska prokuratura rejonowa, która się tym zajmowała, odmówiła wszczęcia postępowania. Powód: nie doszło do żadnego zniszczenia, a jedynie był to sprzeciw wobec bluźnierczej wystawy. Jednak towarzystwo ubezpieczeniowe odwołało się i postępowanie podjęła prokuratura okręgowa. Było ono wielokrotnie zawieszane również ze względu na chroniący Witolda Tomczaka immunitet poselski, ale zakończyło się skierowaniem aktu oskarżenia do sądu.
Janusz Wojciechowski, pełnomocnik oskarżonego i jednocześnie europoseł, wystąpił o zwrot aktu oskarżenia prokuraturze, motywując to tym, że jest on niemerytoryczny. Sąd na to nie przystał. Przyjął natomiast wniosek o sporządzenie wyceny uszkodzenia. Ekspertyza została wykonana i mówi o… 3 tys. zł, a nie 40 tys., których domaga się ubezpieczyciel.
Wyższa konieczność
Reklama
Janusza Wojciechowskiego zdziwiło już samo sporządzenie aktu oskarżenia. – Prokuratura zrobiła to bezrefleksyjnie, dziwne jest samo oskarżenie, bo prokuratura pominęła m.in. motywację Tomczaka – mówi. – Wiemy, że działał w stanie wyższej konieczności, przeciwstawiając się profanacji wizerunku Ojca Świętego. To powinno być wzięte pod uwagę.
Zdaniem Wojciechowskiego, Tomczak nie powinien być włóczony po sądach, przeciwnie – zasługuje na szacunek za odwagę. Ściągnął na siebie sporo negatywnych emocji. Uchylano mu immunitet europarlamentarzysty itp. Został naznaczony sprawą, media nazywały go wandalem i chuliganem żądnym rozgłosu. Tymczasem okoliczności wprost wskazują na to, że nie starał się – jak często bywa przy takich okazjach – zabłysnąć. Przeciwnie – starał się uniknąć rozgłosu.
Poza tym, jak zaznacza Wojciechowski, wartość szkody wzięto z sufitu i dziś już wiemy, że to najwyżej 3 tys. zł materialnej szkody. Natomiast szkody ekonomicznej nie było wcale. Cattelan, po rozgłosie, jaki wynikł po zdarzeniu, sprzedał obiekt i dobrze na nim zarobił. Sprzedał go dwukrotnie drożej – za 880 tys. dolarów – niż wcześniej go wyceniał.
Sprawa na głowie
Czyn Tomczaka porównywano z tym, co zrobił Daniel Olbrychski, który w słynnym proteście pociął szablą zdjęcia na wystawie w Zachęcie. Tyle że jest tutaj zasadnicza różnica. Olbrychski przyszedł do Zachęty z szablą, Tomczak z gołymi rekami. Olbrychski przybył w towarzystwie kamery i uwiecznił swój czyn. Tomczak przyszedł bez mediów, bo nie chciał rozgłosu. I jeszcze jedna różnica – sprawa Olbrychskiego rozeszła się po kościach, nie trafiła do sądu.
Reklama
Mariusz Grabowski, prawnik Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, obserwator procesu, podkreśla, że w tym przypadku wymiar sprawiedliwości postawił sprawę na głowie. – Pan Tomczak podejmował różne działania przeciwko znieważaniu rzekomym dziełem sztuki Ojca Świętego, głowy obcego państwa, naruszeniu uczuć religijnych, dóbr prawnie chronionych – mówi. Prokuratura, jego zdaniem, powinna zareagować z urzędu, było podejrzenie popełnienia przestępstwa.
– Wymiar sprawiedliwości odmawiał ochrony tych dóbr, natomiast ochoczo zaangażował się po stronie naruszających te dobra – mówi Grabowski. – Wystąpił czynnie przeciwko człowiekowi, który widząc bezczynność organów państwa, sam podjął działania w celu ochrony tych dóbr. Mamy do czynienia z klasycznym odwróceniem kota ogonem.
– W akcie oskarżenia potraktowano mnie jako wandala, który zniszczył cudzą rzecz – mówi Tomczak. – Mogę ponieść konsekwencje, ale nie chcę być tak traktowany. Walczyłem o zaprzestanie obrażania nas, uderzania w godność Papieża. Powiedziałem w sądzie, że dziwi mnie, iż akt oskarżenia jest niezrozumiały, biorąc pod uwagę, kim był i jest dla nas Jan Paweł II i co zrobił dla Polski i świata. Że osobie, która staje w obronie czci wielkiego Polaka, stawia się takie zarzuty.
W dziwnych warunkach
Zdaniem Janusza Wojciechowskiego, prokuratura robi wrażenie, jakby tego oskarżenia się wstydziła. Dowód: opór przed tym, żeby sprawa była jawna medialnie.
– Rozprawa odbywała się w dość dziwnych warunkach, w ciasnej sali, podczas gdy chciał wejść tłum ludzi. Nie wszyscy się dostali, część publiczności siedziała na ławie oskarżonych – mówi Wojciechowski. – Protestowałem przeciwko temu na pierwszej rozprawie, złożyłem oficjalną skargę do prezesa sądu, ale na drugiej rozprawie warunki były takie same.
Reklama
Sąd odmówił możliwości rejestrowania rozprawy. Tego też Wojciechowski nie może zrozumieć, bo przecież w sprawie nie ma zagrożenia dóbr osobistych, wymagających ochrony. – Nie ma kwestii intymności, zagrożenia dla świadków, spraw rodzinnych, dotyczących dzieci itp. Jeżeli ta sprawa nie może być relacjonowana przez media, to znaczy, że żadna nie może być relacjonowana! – mówi. – Zwłaszcza że zainteresowanie nią wyraziły tysiące ludzi, pisząc listy. Tym bardziej że nagrywanie rozpraw ma być niedługo standardem. Jednak z nieznanego powodu sąd nie zgodził się na rejestrację.
Sprawa, jeśli już do niej doszło, powinna się toczyć jawnie, na oczach opinii publicznej, bardzo tym procesem zainteresowanej – zaznacza Wojciechowski. – Jest ważna, precedensowa, dotyczy granic wolności w sztuce, wyznaczenia granic między profanacją a dopuszczalną krytyką religii itp. Sędzia powinien zdawać sobie sprawę, że robi coś bardzo doniosłego społecznie – podkreśla.
Sprawa pod dywanem
Sprawa rozpoczęła się w lutym, była kontynuowana w maju. Kolejny termin – we wrześniu. Sąd będzie się spieszył – ocenia Tomczak. Wyczuwa nastawienie, żeby nie przedłużać, nie nagłaśniać – stąd chyba brak zgody na nagrywanie. – Nie został uwzględniony mój wniosek o uzupełnienie protokołu. A przecież protokół jest podstawowym materiałem przy odwołaniu. To łamanie moich praw do obrony. Utajnia się, jak sprawa jest intymna, dotyczy obronności itp. Nie sposób tego zrozumieć – mówi Tomczak.
Mniej więcej wtedy, gdy rozpoczynał się proces, w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej kończyła się wystawa Maurizia Cattelana pt. „Amen”. – Cattelan znowu kpił sobie z Polaków, profanując nasze wartości, obrażając uczucia religijne przez wystawienie np. makiety konia z napisem INRI – denerwuje się Witold Tomczak.
Reklama
Wojciechowski złożył wniosek o opracowanie ekspertyzy przez biegłego z zakresu socjologii religii. – Chodzi o to, żeby czarno na białym zostało powiedziane, czym jest dla polskich katolików wizerunek Jana Pawła II, czym jest profanacja jego wizerunku itp. Chodzi o zobiektywizowaną ocenę wrażliwości, którą każdy ma subiektywną – mówi. – Dla Tomczaka, dla mnie, instalacja Cattelana była profanacją, a dla prokuratury nie. Należy znaleźć obiektywne kryteria i do tego potrzebna jest pogłębiona wiedza z zakresu socjologii religii.
W obronie Witolda Tomczaka powstała oddolna inicjatywa obywatelska. Inicjatorzy sformułowali pismo, które można kierować do Sądu Rejonowego w Warszawie-Śródmieściu. Wpłynęło już tam kilkadziesiąt tysięcy listów solidaryzujących się z Tomczakiem. Sam oskarżony też zaapelował o poparcie, o listy do prokuratora generalnego, który jest w stanie spowodować wycofanie aktu oskarżenia w tej bulwersującej – nie tylko samego oskarżonego – sprawie.
Witold Tomczak prosi o przesyłanie protestów i apeli pod adresem: Andrzej Seremet, prokurator generalny, ul. Barska 28/30, 02-315 Warszawa, a kopię listów pod adresem: Witold Tomczak, ul. Sikorskiego 7, 63-600 Kępno.