Wielu chrześcijan jest przekonanych, że wiara to jedynie słowne uznanie Chrystusa za Zbawiciela i szczere wyznanie ustami: „Kocham Cię, Panie Jezu!” lub „Jezus jest Panem. Alleluja!”. Wielu też ulega przekonaniu, że wiara jest tym, co „uznajemy” za prawdziwe, nie zaś tym, co robimy. Pozostają oni w błędzie, zapominając, że wiara to przemiana. To błędne przekonanie, że wiara nie wymaga przemiany, podziela wielu wyznawców Chrystusa. Potwierdzają to statystyki: 90 proc. chrześcijan nigdy nie przekonało innej osoby do Chrystusa, tylko ok. 10 proc. praktykujących katolików wykonuje 90 proc. pracy przy kościele, styl życia osób wierzących nie odbiega znacząco od stylu życia niewierzących.
Reklama
To samo fałszywe przekonanie prześladowało chrześcijan już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, np. w Koryncie. W Pierwszym Liście do Koryntian św. Paweł wyróżnił 3 kategorie chrześcijan. Dwie z tych grup były w porządku, jedna przeinaczała prawdę: „Bracia! Co do mnie, nie mogłem przemawiać do was jak do ludzi duchowych, ale jak do cielesnych, jak do niemowląt w Chrystusie. Karmiłem was mlekiem, nie zwyczajnym pokarmem, ponieważ do tego nie dorośliście. Jeszcze jesteście zbyt cieleśni” (por. 1 Kor 3, 1-3). Jak więc przedstawia życie chrześcijańskie św. Paweł? Wszyscy zaczynamy jako dzieci w wierze, tak samo więc jak prawdziwe dzieci uczą się na błędach, brudzą się i piją mleko, tak samo czynią dzieci w wierze. Nie oczekujemy od kilkulatka, że zje cały kotlet schabowy, a od młodego katolika, że będzie potrafił wyłożyć dogmatyczną doktrynę transsubstancjacji. Jednak naszym celem jest to, aby przekształcić się w istotę duchową, by wyrastając z wieku niemowlęcego, umieć dostrzec działanie Boga w naszym życiu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wielu nie wychodzi jednak z duchowego przedszkola. Powinni już być w szkole średniej, tymczasem nie nauczyli się jeszcze czytać. Św. Paweł tak opisuje życie chrześcijan, którzy nie przeszli przemiany: „Jeśli bowiem wśród was jest zazdrość i niezgoda, to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku?” (por. 1 Kor 3, 3). Nasza strona cielesna okazuje się silniejsza niż duchowa. Nie wychodzimy poza etap bycia dzieckiem w wierze. I dlatego dajemy się uwieść przekonaniu, że chrześcijanin nie musi nic w swoim życiu zmieniać. To fałszywe poczucie bierze się niewątpliwie z niezrozumienia, czym jest wiara. Co w konsekwencji skutkuje przeświadczeniem, że to, co robimy, to jedno, a to, w co wierzymy, to drugie. Trzeba nam stanowczo odciąć się od tego błędu i wciąż pamiętać, że wiara obejmuje także zmianę zachowania, przemianę, a nie tylko powielanie, częściej lub rzadziej, pobożnych praktyk, które mogą stać się przyzwyczajeniem o jednolitym kolorze tradycji czy świętego spokoju. „Nie można żyć w niedojrzałości duchowej, niedojrzałości wiary…” - przypomina Joseph Ratzinger/Benedykt XVI.
Chrześcijanin ma stawać się nową osobą: „Jeśli ktoś jest w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, przeminęło, a nastało nowe” (por. 2 Kor 5,17). Od kiedy, jako wierzący, staliśmy się „Chrystusowi”, nadal nazywamy się tak samo, z imienia i nazwiska, nie zmieniła się ani twarz, ani ciało. Nie ma potrzeby robić nowego zdjęcia do dowodu osobistego. Zaszły jednak w nas istotne zmiany: zyskaliśmy nowego ducha, możemy wejść w bliską relację z Bogiem, lepiej Go poznawać i w konsekwencji powinniśmy zrewidować nasz system wartości i zachowanie. Może dlatego wielu z nas przykleja na samochodzie znaczek ryby - ICHTYS nad tablicą rejestracyjną, znak rozpoznawczy chrześcijan z pierwszych wieków. Bóg chce, abyśmy zaczęli jako niedojrzałe duchowo dzieci, ale żebyśmy z czasem stali się dojrzałymi duchowo dorosłymi. Stąd naszym zadaniem jest wzrastać w wierze i wytrwać w niej do końca.