Reklama

Świeczka zgasła a światło płonie - 133 lata przemyskiej sceny

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Umiłowała sobie Melpomena przemyski gród, ale też była to miłość odwzajemniona. Próbowała już kusić wcześniej żaków szkoły katedralnej w ich inscenizacjach spod znaku św. Grzegorza, a całkiem nieźle zadomowiła się w jezuickim kolegium. Nie mamy na to dowodów wprost, ale skoro w Przemyślu powstało takie arcydzieło jak Rozmyślania przemyskie w czasach, gdy Kolumb odkrywał Amerykę, to nie jest wykluczone przedstawianie misteriów pasyjnych, bądź paschalnych czy nawet z życia Świętej Rodziny przez duchowieństwo katedry. Było zaś tego materiału na aktorów w sutannach sporo: samych wikarych 9, potem od bp. Goślickiego nawet 11, a od 1510 r. wzmocnionych 4 mansjonarzami i luźnym zespołem altarystów, których liczbę ks. dr Borcz ostrożnie szacuje na przynajmniej 16 beneficjentów. Z taką armią 30 duchownych można było się porwać na spektakle o dużo większych ambicjach niż żakinada scholarów i popisy konwiktorów szanownego Towarzystwa Jezusowego.
Ani jednak "Gregoły", ani teatrzyk jezuicki czy domniemany wykwit misteryjny niższego duchowieństwa katedry nie spełniały roli, o jakiej marzyło każde szanujące się miasto - obecność stałej sceny. Przemyśl nie doczekał się jej w okresie staropolskim, dopiero po uzyskaniu autonomii zaborca austriacki, podpisem swego namiestnika we Lwowie, wyraził łaskawie zgodę na zawiązanie się Towarzystwa Dramatycznego w grodzie nad Sanem. Było to w 1869 r., właśnie wtedy, gdy już stratedzy cesarsko-królewskiego sztabu wojennego w Wiedniu rysowali na planach naszej sennej mieściny pierścienie fortów i bunkrów. Otrząśnięcia z tego snu nie dokonały jednak oskardy wojskowe. Zasługę niezaprzeczalną trzeba zostawić panu we fraku, z sympatyczną bródką połączoną z wąsem i bujnym włosem zaczesanym do góry, który był zarazem pierwszym autorem monografii o Przemyślu. Tak nam przedstawia Leopolda Hausera jego portret - ten przybysz z Dobromila a "korzeniami" związany z Kałuszem, mógł się rzeczywiście podobać nie tylko Melpomenie.
U nas jednak zdawał maturę i w cieniu baszt przemyskiego zamku szamotał się z myślami, czy iść za kordon do powstania. Chęć nauki chyba jednak przemogła i po krótkim epizodzie powstańczym, widzimy go w ławach studentów Wszechnicy Lwowskiej. Po ukończeniu prawa wrócił do Przemyśla, obejmując stanowisko auskultanta w sądzie obwodowym, co brzmi tak egzotycznie, że nawet trudno się nam domyśleć, iż za tym dziwnym wyrazem kryje się nasze poczciwe przesłuchanie. Pan auskultant nie tylko jednak skutecznie przesłuchiwał świadków, słuchał też głosów z rynku, koszar, salonów i przedmieść i to jest największy atut młodego członka palestry przemyskiej. Wiedział, czym żyje przeciętny "Sionek" i o czym marzy mieszczanin z większymi aspiracjami. Dlatego porwał się na założenie grupy teatralnej. Był to dzień 13 października 1869 r.
Przyjrzyjmy się tym ambitniejszym mieszkańcom dawnego królewskiego miasta. Nie był im obcy los dzieci w ochronkach i uczniów po bursach. Z zapałem aktorskim łączyli cele charytatywne. Tak wychowywali sobie publiczność. Bracia Jelenie - zasłużeni drukarze przemyscy, inżynier budowlany ze starostwa Karol Baecker i największy pasjonat Melpomeny Karol Szukiewicz - aktor, reżyser i artysta w każdym calu. To właśnie ci zapaleńcy przed 125 laty wskrzesili myśl Hausera i znów Fredro przemówił do przemyślan swymi znakomitymi dialogami. Nie był jeszcze ich oficjalnym patronem, ale grupa wyraźnie faworyzowała jego sztuki. Świeczka zgasła należy do tych premier, które 15 listopada 1877 r. znów zafascynowały zgromadzoną publiczność. I choć przez minione 8 lat świeczka zapalona przez Hausera całkowicie nie zgasła, ten wymowny tytuł jakby ostrzegał, że społecznicy przemyscy zaangażowani w trupie teatralnej nie powinni poddawać się wichrom, które rade by zdmuchnąć wątłe światełko Melpomeny. Na szczęście sala "Pod Opatrznością" wydzierżawiana od kapituły ruskiej (Franciszkańska 24 - dziś nie istnieje) pękała w szwach i dopingowała młody zespół do urozmaicania repertuaru. Magistrat nasz też szedł na rękę udostępniając swą salę, czasem coraz bardziej lubiany Teatr Amatorski wypożyczał salę w hotelu "Pod dębem".
Pan mecenas po ożenku w 1876 r. z Wandą Daukszanką, dziedziczką z Niebieszczan, nie tylko ustabilizował swój żywot - stabilizacji takiej chciał też dla Towarzystwa Dramatycznego, dlatego ułożył dlań statut. Może dziś z lekceważeniem patrzymy na takie niuanse formalno-prawne, ale była to w tamtych czasach rzecz szalenie ważna. Gwarantowała nie tylko stabilność zespołowi, ale organizowała całe życie teatralne w najdrobniejszych jego przejawach. "Szlifowano" go aż na 4 posiedzeniach. Głos zabierali: Franciszek Gamski - przedsiębiorca budowlany, Słotwińska - córka urzędnika Towarzystwa Zaliczkowego, Stupnicki "dziadzia" - ze znanej rodziny rzemieślników przemyskich, Jan Adelman - radca sądu, wybrany na przewodniczącego i 4 adwokatów z cenzusem: doktorzy Doliński, Dworski, Tarnawski i Weygart, słusznie uwiecznieni w nazwach ulic przemyskich.
Przeciągające się debaty nie powinny dziwić - teatr amatorski była to rzecz bez precedensu w ówczesnej Galicji. Opracowania statutów musiały być oryginalne, gdyż teatry stałe - zawodowe: rządowe i miejskie funkcjonowały na całkiem innych zasadach. Dobrze, że mądrych adwokatów nie brakowało wtedy w Przemyślu. "Przenicowane" paragrafy przetrwały próbę czasu i dlatego Fredreum istnieje do dnia dzisiejszego. Dobrze to koresponduje z kolejną wystawioną sztuką, czwartą z rzędu Przezorna mama, której tytuł można odnieść do tego obradującego przed 125 laty gremium. Komedia Blizińskiego ma co prawda inny wydźwięk, ale tytuł pasuje do tych pierwszych kroków sceny przemyskiej.
Wybrany zarząd też był owocem dojrzałych przemyśleń. Poza wymienionymi już Adelmanem, Baeckerem, Gamskim, Hauserem, Szukiewiczem, dołączono innych przedstawicieli palestry przemyskiej: Jana Gawła, Jana Kantego Krupińskiego i Lucjana Marynowskiego. Innym reprezentantem rodzącej się inteligencji był inż. Franciszek Żygulski. Temu 9-osobowemu gremium, mimo ciągłych przetasowań, zawdzięczamy to, że świeczka kultury polskiej nie zgasła w Przemyślu, nawet opasanym pancernymi fortami.
Kiedy wróciłem z wojska jesienią 1969 r., Fredreum przeżywało swój piękny jubileusz - 100-lecie działalności. Ks. prof. Wielobób, wielki przyjaciel i sympatyk tego teatru zabrał nas do zamku na Zemstę Fredry. Porównywałem pierwszy raz jako kleryk moje doświadczenia z dawnych wyjazdów do Krakowa - Teatr Słowackiego (chwała Zofii Pelcowej), Rzeszowa - Teatr Siemaszkowej (to znów zasługa Jadwigi Kleczkowskiej) właśnie do Przemyśla (niech dobry Bóg da niebo Ludmile Taklińskiej), występy aktorów wrocławskich na scenie Miejskiego Domu Kultury w Brzegu i nie znajdywałem żadnej różnicy w poziomie wykonania. Wtedy dopiero przymiotnik "amatorski" zacząłem pojmować trochę inaczej, a cześnik Sandera, rejent Stupnickiego, Papkin Żółtowskiego, Dyndalski Sieniutowicza, Klara Kowalowej i Podstolina Stupnickiej - to było prawdziwe zawodowstwo, mimo innego nazewnictwa w nagłówku.
Pozostaje już tylko apel do dzisiejszych przemyślan, parafian katedralnych, moich uczniów ze Słowackiego, aby podtrzymać to wspaniałe dziedzictwo, które się zaczynało od tego wstępu na salę za 50 centów, a za krzesło 1 zł 25 centów (tak, tak - nie wszyscy wtedy siedzieli wygodnie), aby wymowna nazwa pierwszej sali "Pod Opatrznością" rozciągała się na poczynania dzisiejszych następców tamtych pionierów (brawo za o. Demeskiego). Tytuł zaś owej sztuki Świeczka zgasła niech będzie przestrogą dla dzisiejszych prominentów, aby za ich kadencji ta cenna świeczka kultury polskiej nie tylko nie zgasła, ale płomień jej ogarniał coraz nowsze pokolenia nadsańskiego grodu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty Antoni z Padwy

Po przedstawieniu dwa tygodnie temu postaci św. Franciszka z Asyżu chciałbym dzisiaj opowiedzieć o innym świętym, który należał do pierwszego pokolenia Braci Mniejszych: o Antonim Padewskim czy - jak go się również nazywa - Lizbońskim, nawiązując do miejsca jego urodzenia. Mowa o jednym z najpopularniejszych świętych w całym Kościele katolickim, czczonym nie tylko w Padwie, gdzie wzniesiono wspaniałą bazylikę, w której spoczywają jego doczesne szczątki, ale na całym świecie. Wierni z wielką czcią odnoszą się do jego obrazów oraz figur, przedstawiających go z lilią, symbolem jego czystości, bądź z Dzieciątkiem Jezus na ręku, upamiętniającym cudowne widzenie, o którym wspominają niektóre źródła literackie. Antoni w znaczący sposób przyczynił się do rozwoju duchowości franciszkańskiej dzięki swym wybitnym przymiotom - inteligencji, zrównoważeniu, gorliwości apostolskiej, a przede wszystkim żarliwości mistycznej. Urodził się w Lizbonie w szlacheckiej rodzinie ok. 1195 r. i na chrzcie otrzymał imię Fernando (Ferdynand). Wstąpił do kanoników zachowujących monastyczną Regułę św. Augustyna, najpierw w klasztorze św. Wincentego w Lizbonie, następnie Świętego Krzyża w Coimbrze - renomowanego ośrodka kultury Portugalii. Z zainteresowaniem i zapałem poznawał Biblię i Ojców Kościoła, zdobywając wiedzę teologiczną, którą owocnie wykorzystywał w działalności nauczycielskiej i kaznodziejskiej. W Coimbrze wydarzył się epizod, który w decydujący sposób wpłynął na jego życie: w 1220 r. wystawiono tam relikwie pierwszych pięciu misjonarzy franciszkańskich, którzy udali się do Maroka, gdzie ponieśli śmierć męczeńską. Ich historia zrodziła w młodym Ferdynandzie pragnienie naśladowania ich i postępowania drogą chrześcijańskiej doskonałości: poprosił wówczas o zgodę na opuszczenie kanoników św. Augustyna i zostanie bratem mniejszym. Jego prośba została przyjęta i pod nowym, zakonnym imieniem Antoni on również wyruszył do Maroka. Opatrzność Boża zdecydowała jednak inaczej. Z powodu choroby musiał wrócić do Włoch i w 1221 r. wziął udział w słynnej Kapitule Namiotów w Asyżu, gdzie spotkał też św. Franciszka. Następnie żył czas jakiś w całkowitym ukryciu w klasztorze w pobliżu Forli w północnych Włoszech, gdzie Pan powołał go do innej misji. Wysłany w okolicznościach zupełnie przypadkowych do wygłoszenia kazania z okazji święceń kapłańskich, pokazał, że wyposażony jest w taką wiedzę i dar wymowy, iż przełożeni przeznaczyli go do kaznodziejstwa. Tak oto rozpoczął we Włoszech i we Francji ogromnie intensywną i skuteczną działalność apostolską, by nakłonić sporą liczbę osób, które odeszły od Kościoła, do zmiany decyzji. Był też jednym z pierwszych nauczycieli teologii Braci Mniejszych, jeżeli nie wręcz pierwszym. Rozpoczął swe nauczanie w Bolonii, z błogosławieństwem Franciszka, który, w uznaniu cnót Antoniego, wystosował do niego krótki list, rozpoczynający się tymi słowami: „Podoba mi się, że nauczasz świętej teologii braci”. Antoni położył podwaliny pod teologię franciszkańską, która - uprawiana przez innych wybitnych myślicieli - miała osiągnąć swoje szczyty w postaciach Bonawentury z Bagnoregio i bł. Dunsa Szkota. Kiedy został prowincjałem Braci Mniejszych w Północnych Włoszech, nadal zajmował się kaznodziejstwem, dzieląc je ze sprawowaniem urzędu przełożonego. Gdy skończył misję prowincjała, wrócił w okolice Padwy, dokąd jeszcze kilkakrotnie się udawał. Po niespełna roku zmarł u bram tego miasta - 13 czerwca 1231 r. Padwa, która przyjęła go z miłością i czcią, złożyła mu wieczny hołd czci i pobożności. Sam papież Grzegorz IX - który wysłuchawszy jego kazania, nazwał go „Arką Testamentu” - kanonizował go w 1232 r., również w następstwie cudów, jakie dokonały się za jego wstawiennictwem. W ostatnim okresie życia Antoni zapisał dwa cykle „Kazań”, zatytułowane „Kazania niedzielne” i „Kazania na uroczystości i święta”, przeznaczone dla kaznodziejów i wykładowców teologii z Zakonu Franciszkańskiego. Komentuje w nich teksty Pisma Świętego, prezentowane przez liturgię, wykorzystując patrystyczno-średniowieczną interpretację czterech zmysłów: literackiego lub historycznego, alegorycznego lub chrystologicznego, topologicznego czy moralnego i anagogicznego, który ukierunkowuje ku życiu wiecznemu. Chodzi o teksty teologiczno-homiletyczne, będące odzwierciedleniem żywego przepowiadania, w których Antoni proponuje prawdziwą i właściwą drogę chrześcijańskiego życia. Tak wielkie jest bogactwo nauki duchowej zawartej w „Kazaniach”, że czcigodny papież Pius XII w 1946 r. ogłosił Antoniego doktorem Kościoła, nadając mu tytuł „Doctor Evangelicus”, gdyż z pism tych przebija świeżość i piękno Ewangelii; dziś jeszcze możemy czytać je z wielkim pożytkiem duchowym. W swoim nauczaniu mówi o modlitwie jako związku miłości, która popycha człowieka do słodkiej rozmowy z Panem, przynosząc niewypowiedzianą radość, która łagodnie ogarnia modlącą się duszę. Antoni przypomina nam, że modlitwa potrzebuje atmosfery ciszy, która nie ma nic wspólnego z oderwaniem się od zewnętrznego hałasu, ale jest doznaniem wewnętrznym, mającym na celu usunięcie przeszkód w skupieniu się, spowodowanych przez troski duszy. Według nauczania tego wybitnego doktora franciszkańskiego, modlitwa składa się z czterech niezbędnych postaw, które Antoni określił po łacinie jako „obsecratio”, „oratio”, „postulatio”, „gratiarum actio”. Moglibyśmy je przetłumaczyć następująco: ufne otwarcie serca na Boga, czuła rozmowa z Nim, przedstawienie naszych potrzeb, wysławianie Go i dziękczynienie. W tym nauczaniu św. Antoniego o modlitwie widzimy jeden ze szczególnych rysów teologii franciszkańskiej, którą on zapoczątkował, a mianowicie fundamentalną rolę przyznaną miłości Bożej, która wkracza w sferę uczuć, woli, serca, i będącej także źródłem, z którego wytryska poznanie duchowe, przerastające wszelkie poznanie. Pisze dalej Antoni: „Miłość jest duszą wiary, sprawia, że jest ona żywa; bez miłości wiara umiera” („Kazania na niedziele i święta II”, „Il Messaggero”, Padwa 1979, s. 37). Tylko dusza, która się modli, może dokonać postępów w życiu duchowym: oto uprzywilejowany przedmiot przepowiadania św. Antoniego. Zna on doskonale ułomności ludzkiej natury, skłonność do popadania w grzech, dlatego stale wzywa do walki ze skłonnością do chciwości, pychy, nieczystości oraz do praktykowania cnót ubóstwa i wielkoduszności, pokory i posłuszeństwa, niewinności i czystości. Na początku XIII wieku, w kontekście odrodzenia miast i rozkwitu handlu, wzrastała liczba osób nieczułych na potrzeby ubogich. Z tego też powodu Antoni wielokrotnie wzywa wiernych do myślenia o prawdziwym bogactwie, bogactwie serca, które czyni ich dobrymi i miłosiernymi, i gromadzeniu skarbów dla Nieba. „Bogacze - tak wzywa - zaprzyjaźnijcie się z ubogimi, (...) przyjmijcie ich w swoich domach: to oni, ubodzy, przyjmą was potem w wieczne mieszkanie, gdzie jest piękno pokoju, ufność w bezpieczeństwo oraz obfity spokój wiecznej sytości” (tamże, s. 29). Czyż nie widzimy, Drodzy Przyjaciele, że to nauczanie jest bardzo ważne także dziś, gdy kryzys finansowy i poważne nierówności gospodarcze zubożają wiele osób i stwarzają warunki nędzy? W encyklice „Caritas in veritate” przypominam: „Ekonomia bowiem potrzebuje etyki dla swego poprawnego funkcjonowania; nie jakiejkolwiek etyki, lecz etyki przyjaznej osobie” (n. 45). Antoni, w szkole Franciszka, stawia zawsze Chrystusa w centrum życia i myślenia, działania i kaznodziejstwa. I to jest drugi rys typowy dla franciszkańskiej teologii: chrystocentryzm. Kontempluje ona z upodobaniem i wzywa do kontemplacji tajemnic człowieczeństwa Pana, w szczególny sposób tajemnicy Narodzenia, które wywołują w nim uczucia miłości i wdzięczności dla Bożej dobroci. Również widok Ukrzyżowanego inspiruje w nim myśli o wdzięczności dla Boga i szacunku dla godności osoby ludzkiej, tak iż wszyscy, wierzący i niewierzący, mogą znaleźć w niej to znaczenie, które wzbogaca życie. Antoni pisze: „Chrystus, który jest twoim życiem, wisi przed tobą, abyś patrzył na krzyż jak w lustro. Będziesz mógł tam poznać, jak śmiertelne były twoje rany, których żadne nie uleczyłoby lekarstwo, jak tylko krew Syna Bożego. Jeśli dobrze się przyjrzysz, będziesz mógł zdać sobie sprawę, jak wielka jest twoja godność ludzka i twoja wartość (...). W żadnym innym miejscu człowiek nie może lepiej uświadomić sobie, jak wiele jest wart, jak wtedy, gdy spogląda w lustro krzyża” („Kazania na niedziele i święta III”, str. 213-214). Drodzy Przyjaciele, oby Antoni Padewski, tak bardzo czczony przez wiernych, mógł wstawiać się za całym Kościołem, a zwłaszcza za tymi, którzy poświęcają się kaznodziejstwu. Oni zaś, czerpiąc natchnienie z jego przykładu, niech troszczą się o łączenie mocnej i zdrowej nauki ze szczerą i żarliwą pobożnością i zwięzłością przekazu. W obecnym Roku Kapłańskim módlmy się, aby kapłani i diakoni pełnili pilnie tę posługę głoszenia i aktualizacji Słowa Bożego wiernym, przede wszystkim w homiliach liturgicznych. Niech będą one skutecznym przedstawieniem odwiecznego piękna Chrystusa, właśnie tak jak zalecał Antoni: „Kiedy głosisz Chrystusa, otwiera On twarde serca; gdy wzywasz Go, osładza gorzkie pokusy; gdy myślisz o Nim, rozjaśnia Twoje serce; kiedy o Nim czytasz, nasyca twój umysł” („Kazania na niedziele i święta III”, str. 59).
CZYTAJ DALEJ

Niezbędnik Katolika miej zawsze pod ręką

Do wersji od lat istniejącej w naszej przestrzeni internetowej niezbędnika katolika, która każdego miesiąca inspiruje do modlitwy miliony katolików, dołączamy wersję papierową. Każdego miesiąca będziemy przygotowywać niewielki i poręczny modlitewnik, który dotrze do Państwa rąk razem z naszym tygodnikiem w ostatnią niedzielę każdego miesiąca.

CZYTAJ DALEJ

Prezydent Donald Trump zabrał głos po ataku Izraela na Irak

2025-06-13 15:00

[ TEMATY ]

Irak

Izrael

Donald Trump

Prezydent USA

PAP/EPA

Prezydent USA Donald Trump z małżonką Melanią

Prezydent USA Donald Trump z małżonką Melanią

Prezydent USA Donald Trump powiedział w piątek w wywiadzie dla telewizji ABC News, że izraelski atak na Iran był "znakomity", i ostrzegł, że będzie dużo więcej taki operacji - relacjonuje Reuters.

"Sądzę, że było to znakomite. Daliśmy im (Irańczykom) szansę i nie wykorzystali jej. Zostali mocno trafieni, bardzo mocno. Tak mocno, jak to możliwe. I nadchodzi więcej (ataków). Dużo więcej" - oświadczył Trump w rozmowie z ABC News, z której cytaty zamieszczono w sieci jeszcze przed emisją.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję