Lwowscy katolicy obrządku łacińskiego nie kryją rozgoryczenia z powodu dyskryminacyjnej polityki tamtejszych władz samorządowych. Czarę goryczy przepełniła w tych dniach ich decyzja o skierowaniu do kasacji orzeczenia Gospodarczego Sądu Apelacyjnego w Kijowie o zwrocie budynku plebanii prawowitemu właścicielowi parafii św. Antoniego. Stało się to w czasie, kiedy ci katolicy walczyli na Majdanie o poszanowanie prawa Ukrainy do wolności, sprawiedliwości oraz o możliwość przystąpienia jej do Unii Europejskiej.
Głową w mur
Reklama
Jak niedawno poinformował „Kurier Galicyjski”, protestujący zagrozili głodówką. Uciekniemy się do tak drastycznych form protestu, jeżeli nasze prawa religijne nadal będą naruszane przez mera miasta Lwowa Andrija Sadowego zapowiedziała delegacja wiernych parafii św. Antoniego oraz innych wspólnot religijnych Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie. Rozgoryczeni wierni pojawili się ze swoimi postulatami w ratuszu. Przyszliśmy z pytaniem, dlaczego nie oddają nam plebanii kościoła św. Antoniego, w której teraz znajduje się szkoła muzyczna powiedziała „Kurierowi” jedna z parafianek, Marta Wysoczyńska. Zgodnie z tym, co mamy w dokumentach, i zgodnie z decyzją sądu mieliśmy dostać gmach z powrotem, a pan Sadowy złożył papiery do prokuratury. To nas bardzo boli, bo cały czas mówi się o współpracy Polaków z merem, który niby nas wspiera, ale jego działania o tym nie świadczą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Protestujący przyznają, że walczyli na Majdanie o lepszą Ukrainę, a nie o to, by władze Lwowa nadal poniżały katolików i mniejszość polską. Podkreślają, że w kościele św. Antoniego nabożeństwa są sprawowane również po ukraińsku i po rosyjsku, gdyż w parafii jest wiele rodzin mieszanych.
Nikt nie chce wyrzucać na ulicę dzieci ze szkoły muzycznej zaznaczyła Marta Wysoczyńska. Niech dzieci zostaną, ale w dokumentach powinna być informacja, że plebania jest nasza. Zwrócono nam ją decyzją sądu w Kijowie. W parafii jest sporo dzieci, młodzieży. Brakuje miejsca na katechezy, na spotkania grup parafialnych. Można jednak wspólnie użytkować budynek plebanii próbowała wyjaśnić parafianka. Wierni nie cieszą się dobrą współpracą z miejscowymi władzami, które do tej pory nie przekazały im kościoła św. Marii Magdaleny. Prosimy także o kościół Matki Bożej Gromnicznej. Nie otrzymaliśmy żadnej działki pod budowę nowego kościoła. I mamy żal, że jako mniejszość w tym mieście (większość naszych wiernych jest pochodzenia polskiego) jesteśmy poniżani. Czujemy się niedoceniani i niewspierani przez władze lokalne wyznał z goryczą abp Mieczysław Mokrzycki.
Bolesne sprawy
Reklama
Starania o zwrot budynku plebanii trwają od wielu lat powiedział KAI proboszcz parafii św. Antoniego o. Władysław Lizun OFMConv. W roku 1955 komuniści wyrzucili z niej kapłanów, dzieci korzystające z katechezy, młodzież i inne wspólnoty parafialne. Po 23 latach starań i postępowania sądowego istniała możliwość zwrotu przez Radę Miejską Lwowa naszej własności zaznaczył franciszkanin. Dodał, że w trakcie rozmów prowadzonych przez abp. Mieczysława Mokrzyckiego oraz ojców franciszkanów przedstawiciele władz zapewniali, że władze będą realizowały postanowienie sądu. Niestety, nie dotrzymali słowa i odwołali się do sądu kasacyjnego poinformował o. Lizun. Proboszcz parafii św. Antoniego już otrzymał egzemplarz skargi kasacyjnej. Władze Lwowa o zgrozo! powołują się m.in. na przepisy kodeksu administracyjnego Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej z 1927 r., według których cały majątek wspólnot kościelnych i religijnych jest własnością państwa.
W ostatnich tygodniach mogliśmy obserwować i słuchać wystąpień mera naszego miasta, który tak bardzo bronił praw mieszkańców Lwowa i Ukrainy. Czy rzeczywiście jest takim demokratą, czy są to tylko slogany? pytają lwowscy katolicy obrządku łacińskiego.
Także metropolita lwowski abp Mieczysław Mokrzycki nie kryje rozczarowania postawą tamtejszej administracji. Starałem się zawsze odnosić z szacunkiem do władz, brać czynny udział w życiu Lwowa, ale często spotykałem się z niezrozumieniem. Cenię sobie obecność prezydenta miasta Lwowa Andrija Sadowego na naszych uroczystościach, jesteśmy wdzięczni za możliwość odprawiania wszelkich uroczystości kościelnych na zewnątrz, odbywania procesji ulicami miasta, ale to nie wystarcza, by powiedzieć, że jesteśmy dobrze traktowani i respektowani. Jest wiele bolesnych spraw, które obydwie strony dobrze znają stwierdził.
Gorsze dzieci miasta
Reklama
Metropolita lwowski wielokrotnie podejmował starania, aby władze miejskie znalazły pomieszczenie zastępcze na salę muzyki organowej i oddały całkowicie do użytku parafialnego kościół św. Marii Magdaleny. Również bezskutecznie zwracał się z prośbą o działki pod budowę nowych kościołów w zamian za wiele świątyń, które władze bezprawnie przekazały innym Kościołom i wspólnotom religijnym. Od lat hierarcha czyni też starania o zlikwidowanie parkingu przed lwowską bazyliką metropolitalną, która jest obłożona samochodami z każdej strony, chociaż stoi w samym sercu miasta. Tych trudności nie widzi się przed przekazanymi grekokatolikom kościołami Bernardynów, Karmelitów, Dominikanów czy też Jezuitów.
O tym, jak władze miasta Lwowa traktują, szanują i respektują Kościół obrządku łacińskiego, może świadczyć także fakt wybiórczego oświetlania przez nie zabytków architektury zauważa abp Mieczysław Mokrzycki. Jako przykład wskazał to, że w nocy oświetlone są wszystkie świątynie w centrum miasta oprócz katedry Kościoła obrządku łacińskiego.
Czy z takim nastawieniem mer miasta Lwowa ze swoimi współpracownikami chce faktycznie demokracji i chce iść do UE? pytają lwowscy katolicy, dodając, że demokracja to przede wszystkim troska o mniejszości narodowe i religijne. Taką mniejszością jest dziś we Lwowie Kościół łaciński. Ponadto Lwów jest w znacznej mierze spadkobiercą kultury i architektury właśnie tej mniejszości. To nie tylko wierni tego Kościoła, ale też kamienie tego miasta będą wołać i o sprawiedliwość, i o poszanowanie przypominają w rozmowie z KAI lwowscy katolicy obrządku łacińskiego. Red. Konstanty Czawaga, autor artykułów w „Kurierze Galicyjskim”, opisujących trudną sytuację Kościoła łacińskiego, na pytanie o swój stosunek do sprawy odpowiada, że jest realistą. Niestety, do wyborów samorządowych jest u nas jeszcze daleko, stąd opieszałość przedstawicieli władz. Byłoby trudno podejrzewać ich o jakieś uprzedzenia polityczne czy nacjonalistyczne, ale chyba decydująca jest tu dawna mentalność. Jeśli ktoś ma pieniądze, łatwiej załatwia swoje sprawy w urzędzie.
Pesymizmu nie kryje też urodzony we Lwowie franciszkanin o. Edward Kawa. Czasami łatwiej się u nas dogadać z urzędnikami mówiącymi po rosyjsku wyznaje. Kiedy odwiedzamy ratusz, spotykamy się z bardzo przychylną opinią mera na temat naszego Kościoła. „Wychowujecie naszą młodzież i jesteście przyszłością mówi. Trzeba z wami współpracować”. Niestety, za jego słowami nie idą żadne czyny. To tylko puste deklaracje.