PAP: Konferencja Episkopatu Polski 9 czerwca 2015 r. zaprezentowała dwa dokumenty zawierające wytyczne w sprawie profilaktyki i postępowania w przypadkach seksualnego wykorzystania dzieci i młodzieży przez duchownych. Co z tego udało się przez te 10 lat zrealizować?
O. Adam Żak: Bardzo wiele, ale proszę tej lapidarnej odpowiedzi nie interpretować jako odtrąbienia sukcesu, bo w tej materii wciąż jesteśmy i będziemy w drodze – raz szybciej, raz wolniej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
10 lat temu, gdy wchodziły w życie wytyczne, mieliśmy do czynienia z rosnącą liczbą ujawnień, głównie przypadków, które miały miejsce szereg lat temu. Dlatego w dokumencie określono m.in., w jaki sposób należy przyjąć zgłoszenie od osoby skrzywdzonej, w jaki sposób biskupi i wyżsi przełożeni zakonni powinni przeprowadzić dochodzenie wstępne, aby ustalić, czy zgłoszenie jest wiarygodne.
Reklama
Zgodnie z decyzją Jana Pawła II z 2001 r. przełożeni kościelni zostali zobowiązani do zgłaszania najcięższych przestępstw, a do takich należy wykorzystanie seksualne małoletnich, do Stolicy Apostolskiej. Dlatego dokument, o którym rozmawiamy, szczegółowo określał procedurę dochodzenia wstępnego, aby ten nałożony na biskupów i prowincjałów obowiązek przekazania do Watykanu zebranej dokumentacji mógł zostać wykonany w sposób przydatny do dalszego postępowania kanonicznego. Zawierał również wskazania, jak powinno wyglądać podejście do osób zgłaszających krzywdę podczas przyjęcia zgłoszenia i wyjaśniał zasady współpracy z organami ścigania. Drugi dokument był w całości poświęcony prewencji.
Trzeba przyznać, że w tamtym czasie nie mieliśmy wielkich umiejętności poruszania się w tej dziedzinie. Była ona dla nas niejako nowa. W 2013 r. zostałem mianowany koordynatorem Konferencji Episkopatu Polski ds. ochrony dzieci i młodzieży i bardzo szybko przekonałem się, że brakowało w Polsce fachowców z różnych dziedzin przygotowanych do stawienia czoła tym przestępczym faktom w sposób oczekiwany przez Stolicę Apostolską.
Dlatego jednym z pierwszych zadań, jakie stanęły przed nami, było przygotowanie tego personelu, który miałby wiedzę i umiejętności potrzebne do przyjęcia i oceny zgłoszenia czy do przeprowadzenia dochodzenia wstępnego. Trzeba było się po prostu szkolić, szkolić i jeszcze raz szkolić.
PAP: Co było dla księdza największym wyzwaniem?
O. Adam Żak: Problem był w mentalności. Tu nie chodziło o samo uznanie, że wykorzystanie seksualne małoletnich jest niemoralne, bo co do tego Kościół od początku nie miał wątpliwości. Problemem było uznanie skali zjawiska i rozumienie jego skutków. Konieczne było nauczenie się, jak radzić sobie z tymi przestępstwami i jak właściwie na nie reagować, by nie tylko uniknąć retraumatyzacji skrzywdzonych, lecz przyczynić się do odzyskiwania przez nich poczucia godności i do ich zdrowienia.
Reklama
W Polsce wiedza na ten temat była jeszcze w powijakach. Istniały badania prowadzone m.in. przez Fundację Dzieci Niczyje i jej cała pionierska działalność uświadamiająca skutki krzywdzenia, ale nie był to uznany problem społeczny. Trzeba było również uczyć się od innych Kościołów, które wcześniej zmierzyły się z falą ujawnień, np. w Stanach Zjednoczonych czy Irlandii.
Bo chociaż w tamtym czasie fala ujawnień dotyczyła tylko niektórych Kościołów, to już papież Jan Paweł II zdał sobie sprawę z faktu, że jest to problem globalny. Dlatego zobowiązał wszystkie Episkopaty na całym świecie do tego, by każdy przypadek pedofilii zgłaszany był do Stolicy Apostolskiej. Dotyczyło to także Kościołów Europy Środkowo-Wschodniej, które ze względu na okres komunizmu znajdowały się w zupełnie innym momencie historii.
PAP: Jakie kroki zostały podjęte na początku?
O. Adam Żak: Biskupi i przełożeni zakonni na moją prośbę wyznaczyli w każdej diecezji delegatów, do których mogły się zgłaszać osoby skrzywdzone. Od końca 2014 r. trwały intensywne szkolenia dla tych osób organizowane przez Centrum Ochrony Dziecka.
Obecnie w całej Polsce pracuje około 80 delegatów, ponadto we wszystkich diecezjach są duszpasterze osób skrzywdzonych i ich rodzin, a także kuratorzy osób podejrzanych, oskarżonych bądź skazanych za to przestępstwo oraz odpowiedzialni za prewencję. W sumie jest to zespół około 400 osób. Tak to wygląda teraz, ale żeby dojść do tego punktu, trzeba było pokonać bardzo wiele oporów.
PAP: Co to były za opory?
Reklama
O. Adam Żak: Wielu biskupów i przełożonych było przekonanych, że w Polsce skala problemu jest mniejsza niż w świecie anglosaskim. Wielu, nie tylko przełożonych kościelnych, uważało, że jest to problem anglosaski. Mówili: jak będzie problem, to się nim zajmiemy. Myśleli, że możliwe będzie załatwienie tego problemu po cichu, bo mówienie o nim głośno zostanie uznane za przyznanie się do tego, że jednak mamy problem.
Dla mnie od początku oczywiste było, że problemu wykorzystywania seksualnego małoletnich nie da się rozwiązać po cichu. Dlatego już w 2014 r. zgłosiłem postulat przeprowadzenia ogólnopolskiej kwerendy w celu ustalenia, jaka jest rzeczywista skala zjawiska. W 2015 r. zacząłem zbierać dane ze wszystkich diecezji. Szło to bardzo opornie i ostatecznie tej pierwszej kwerendy nie udało się zakończyć na czas.
PAP: Dlaczego?
O. Adam Żak: Po prostu niektórzy biskupi nie dali się przekonać i nie przekazali mi żadnych danych. Ostatecznie udało się dokończyć tę pierwszą kwerendę dopiero w 2018 r.
Rok 2018 był w ogóle bardzo trudny dla Kościoła, w szczególności dla papieża Franciszka. Na początku roku Australijska Królewska Komisja ds. Wykorzystywania Seksualnego Dzieci opublikowała wstrząsający raport, który ujawnił skalę zjawiska wykorzystywania seksualnego małoletnich nie tylko w Kościele katolickim, ale we wszystkich instytucjach, w których z różnych powodów przebywały dzieci, w tym w instytucjach innych wyznań i religii, w placówkach prowadzonych przez stowarzyszenia i instytucje publiczne w Australii.
Reklama
Następnie w tym samym 2018 r. w USA opublikowano raport opracowany przez Wielką Ławę Przysięgłych w stanie Pensylwania, który na bazie dokumentów z sześciu diecezji katolickich tego stanu ujawnił sposób załatwiania przypadków wykorzystywania seksualnego przez przełożonych w tamtejszym Kościele katolickim. W 2018 r. miała również miejsce wizyta papieża w Chile, w trakcie której Franciszek – jak się okazało zaraz po jej zakończeniu – został wprowadzony w błąd przez chilijski episkopat.
Wszystkie te wydarzenia odbiły się głośnym echem w całym Kościele, również w Polsce, i sprawiły, że także ci przełożeni, którzy wcześniej nie współpracowali, zrozumieli, że nie ma innej drogi i ujawnili swoją czarną listę. Dzięki temu Sekretariat Konferencji Episkopatu Polski przy udziale pallotyńskiego Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego (ISKK) dokończył we wszystkich jurysdykcjach diecezjalnych i zakonnych zbierania i uzupełniania rozpoczętej w 2015 roku kwerendy. Publikacja tego raportu była swego rodzaju otrzeźwieniem i od tamtej pory co roku Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego publikuje takie raporty.
PAP: Jaki moment w ciągu tych dziesięciu lat określiłby ksiądz jako przełomowy?
O. Adam Żak: Chyba najważniejszą zmianą z tego pierwszego okresu było powołanie delegata Konferencji Episkopatu Polski do spraw ochrony małoletnich, którym został prymas Polski abp Wojciech Polak. Dzięki tej decyzji przestałem być tak samotny w walce o stworzenie tych struktur. Bo muszę powiedzieć, że wcześniej mój kontakt z Konferencją Episkopatu Polski jako całością nie był systematyczny.
Reklama
Ustanowienie funkcji delegata Episkopatu przyspieszyło zmiany. Od pewnego momentu zaczęły się regularne debaty na temat ochrony małoletnich i innych osób podatnych na zranienie. Jednym ze skutków wspomnianych wyżej wydarzeń w Australii, Pensylwanii i w Chile w 2018 r. było zwołanie przez papieża Franciszka do Watykanu w lutym 2019 r. tzw. szczytu, którego głównymi uczestnikami byli przewodniczący wszystkich konferencji biskupich z całego świata.
Skutki tego szczytu w postaci szeregu decyzji papieskich miały i mają duży wpływ na Kościół w Polsce. Przyspieszyły prace nad wypracowaniem polityki ochrony we wszystkich diecezjach, tak aby każda diecezja miała swój dokument określający politykę wobec przypadków seksualnego wykorzystywania osób małoletnich oraz prewencji. Był to czas przełomowy także w tym sensie, że księża biskupi zaczęli coraz lepiej rozumieć, że problem jest realny i że trzeba się nim zająć bez taryfy ulgowej. I że tego właśnie oczekują od nich wierni.
PAP: Czy zdaniem ojca ta zmiana mentalności już się dokonała?
O. Adam Żak: Z całą pewnością przyspieszyła. Oczywiście w Polsce nadal są ludzie świeccy i księża, którzy uważają, że problem wykorzystywania seksualnego w Kościele nie istnieje albo jest zupełnie marginalny, którzy snują teorie spiskowe. Nadal w prasie pojawiają się artykuły pod hasłem: „Pedofilią w Kościół”. Jednak w tej chwili nikt z ludzi odpowiedzialnych w Kościele nie ma wątpliwości, że odpowiedź na te przestępstwa musi być zdecydowana i radykalna. Milczenie nie wchodzi w grę.
Reklama
Kolejną bardzo ważną decyzją było powołanie w 2019 r. Fundacji Świętego Józefa i ustalenie źródeł jej finansowania z corocznych składek księży i biskupów. To m.in. sprawiło, że działania Centrum Ochrony Dziecka wreszcie zyskały stabilne źródło finansowania i uwolniły mnie od konieczności pozyskiwania środków na działalność od zagranicznych fundacji. Równocześnie z powstaniem Fundacji Świętego Józefa zaczęła się rozwijać systematycznie konkretna pomoc dla skrzywdzonych w Kościele. Pomoc ta rośnie. Również prewencja może się skutecznie profesjonalizować.
PAP: A jak wygląda kwestia rozliczania biskupów, którzy dopuścili się zaniedbań w tego typu sprawach, na przykład nie zgłosili sprawy organom ścigania albo nie przekazali jej do Watykanu?
O. Adam Żak: W 2016 r. papież Franciszek wydał motu proprio „Come una madre amorevole”. Zamysł był taki, że w reakcji na zgłoszenie zaniedbań miał być wyznaczany przez papieża prawnik, którego zadaniem było przeprowadzenie dochodzenia i poinformowanie o swoich ustaleniach Stolicy Apostolskiej.
O ile wiem, procedura ta została zastosowana tylko kilka razy. Skala zaniedbań biskupów okazała się znacznie większa, niż pierwotnie zakładano. Wówczas Franciszek, po szczycie w Watykanie poświęconym wykorzystywaniu seksualnemu w 2019 r., wydał kolejne motu proprio „Vos estis lux mundi”. W dokumencie papież jasno określił system zgłoszeń i procedury postępowania w takich przypadkach. I to się zaczęło po prostu dziać.
PAP: Biskupi wciąż nie zrealizowali obietnicy powołania Komisji historycznej do badania przypadków nadużyć seksualnych w Kościele. W czerwcu 2024 r. na konferencji prasowej po zakończeniu zebrania plenarnego KEP prymas Polski mówił, że prace nad przygotowaniem projektu komisji są na ukończeniu. Minął rok, a komisji wciąż nie ma. Skąd ta przewlekłość?
Reklama
O. Adam Żak: Uczestniczę w pracach zespołu, który biskupi powołali w celu określenia zadań i celów tej komisji. Prace te są na bardzo zaawansowanym poziomie. Ich wyniki są przedmiotem bardzo poważnej debaty w gronie Konferencji Episkopatu Polski. Ta debata jest sama w sobie bardzo pozytywnym faktem, choć rzeczywiście spowolniła podjęcie ostatecznej decyzji.
Powołanie tej komisji to nie jest sprawa prosta. Po pierwsze dlatego, że taką wolę muszą wyrazić trzy gremia: Konferencja Episkopatu Polski, Konferencja Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich i Konferencja Wyższych Przełożonych Zakonów Żeńskich. Ten proces się zaczął – i to zaczął się nieco burzliwie. Były różne głosy, że może to jest jeszcze przedwczesne, były opory, które opinia publiczna poznała. Natomiast w czasie 400. Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski, które obradowało w marcu w Warszawie, biskupi opowiedzieli się za tym, jaki charakter powinna ona mieć, i to znalazło wyraz uchwale i w decyzji, że prace mają być kontynuowane.
Fakt, że taka otwarta dyskusja się odbyła, uważam za objaw bardzo pozytywny. Bo to oznacza, że nikt tu nie kupuje kota w worku i że ta komisja będzie miała mocny mandat do wykonania swojej pracy.
PAP: Kiedy możemy się spodziewać ogłoszenia składu komisji i rozpoczęcia prac?
O. Adam Żak: Naciskanie na pedał gazu nie uważam za wskazane. Trzeba, żeby ta komisja miała jasne umocowanie i jasne cele, które zostaną zaakceptowane przez wszystkie trzy gremia. Wymaga to cierpliwości i czasu. Rozumiem niecierpliwość, ale w tak delikatnej materii pośpiech jest złym doradcą.
Polski Kościół stoi przed kolejnym krokiem, który budzi wiele obaw. Jestem przeciwnikiem sztucznego przeciągania spraw, ale jednocześnie uważam, że należy zawczasu rozbroić wszystkie miny, które mogą wybuchnąć po drodze, raniąc ludzi. Bo materia, o którą chodzi, to jest materia przecierpiana przez tysiące osób. Przecierpiana przede wszystkim przez poszkodowanych i przez ich rodziny, ale przecierpiana także przez wspólnotę Kościoła.