Reklama

Rodzina

Oczekiwanie z happy endem

Niedziela Ogólnopolska 51/2014, str. 56-57

[ TEMATY ]

rodzina

Archiwum rodzinne

Piotruś i Aruś – dwa szczęścia Renaty i Łukasza Węgrzynów

Piotruś i Aruś – dwa szczęścia Renaty i Łukasza Węgrzynów

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Adwent jest czasem oczekiwania. Potem nadchodzi finał, czyli Boże Narodzenie. Podobny adwent przeżywają rodziny oczekujące na narodziny własnego dziecka. Co jednak, gdy to oczekiwanie się przedłuża i finału nie widać? Boża ekonomia nie jest łatwa do odczytania. Dziś – trzy historie zaufania, które miały happy end.

Wspólna sprawa

Ks. Piotr Wieczorek jest ojcem duchownym w krakowskim seminarium. Prowadził także trzy kręgi rodzin. – W jednym z kręgów pojawił się problem niepłodności u czterech małżeństw – opowiada ks. Piotr. – Zaczęliśmy to rozeznawać i omadlać w naszej wspólnocie. Udaliśmy się nawet w tej intencji na pielgrzymkę do Leśniowa. Odprawiałem Msze św., nowennę. Niektóre małżeństwa równolegle podjęły leczenie. Dziś spośród tych czterech małżeństw trzy cieszą się łaską rodzicielstwa – mówi ks. Piotr, podkreślając wagę wspólnotowej modlitwy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Pierwszy sukces

Reklama

Anna i Marek Kaszyccy mówią, że od momentu ślubu nie obawiali się poczęcia dziecka, ale też nie starali się zbytnio o to. – Kończyłam wtedy studia, nie spieszyło nam się – mówi p. Anna. – Ale po dwóch latach zaczęliśmy myśleć o tym, że chyba przyszedł czas, by poradzić się specjalisty. Ginekolog zaproponował nam standardowe leczenie, nic jednak nie dawało rezultatów. Po jakimś czasie dowiedzieliśmy się o naprotechnologii. To była wtedy jeszcze sama teoria, nie było w Polsce specjalistów ani instruktorów modelu Creightona. Pamiętam, że już wtedy było dla mnie wielkim odkryciem, że jestem w stanie prowadzić obserwację cyklu. Wcześniej, przy metodzie Rötzera, nie było nawet parametrów, które mogłyby odzwierciedlać moje objawy. Naprotechnologia dawała większe możliwości. To był nasz pierwszy sukces, ale jeszcze nie było efektu. Potem przyjął nas w Krakowie dr Leszek Lachowicz, który był w trakcie robienia specjalizacji z naprotechnologii. Powiedział nam wówczas, że za pół roku, kiedy skończy kurs, będzie miał większe kompetencje, by nam pomóc. Czekaliśmy. Wszystko działo się bez pośpiechu, choć nie było to dla nas wcale łatwe. Po roku od podjęcia tych działań począł się Antoś. Straciliśmy go jednak bardzo szybko, w 3. miesiącu ciąży. Z perspektywy czasu widzę, jak wielkim był dla nas błogosławieństwem, i nigdy bym nie chciała, żeby go nie było, nawet na tak krótko. Pochowaliśmy naszego synka, bardzo go kochamy i czujemy, że on nam pomaga – opowiada moja rozmówczyni. – W tym czasie zaangażowaliśmy się także w Duszpasterstwo Małżeństw Niepłodnych „Abraham i Sara”, które zaczynało swoją działalność w Krakowie. Kontynuowaliśmy leczenie – musieliśmy m.in. przejść na dietę eliminacyjną.

Rekolekcje o zaufaniu

Po śmierci Antosia przyszedł taki moment, że Anna i Marek bardzo chcieli zacząć żyć normalnie, a nie tylko się leczyć. Podjęli decyzję, że muszą pogodzić się z faktem, iż nie będą mieć dzieci, i otworzą się na adopcję. – Nie minął miesiąc od tego postanowienia, gdy okazało się, że jestem w ciąży – opowiada p. Ania.

Na świat przyszła Anastazja. – Dziś, gdy o tym myślę, mam takie przekonanie, że Pan Bóg chyba czekał na naszą decyzję, na zdanie się na Jego wolę. Ciąża dla mnie to czas rekolekcji, które pokazały mi, że Pan Bóg wie lepiej, kiedy jest najlepszy moment na wszystko. Kiedy Nastusia miała 7 miesięcy, poczęła się Natalka. Ta ciąża również przebiegała bez komplikacji i wbrew temu, co myślą niektórzy, nie była przypadkowa – mówi z uśmiechem p. Kaszycka.

Pani Ania zwraca uwagę na ogromną rolę lekarza, który robił wszystko, co mógł zrobić jako specjalista, jednak zawsze podkreślał, że ostatnie słowo należy do Pana Boga. Zauważa również, że w leczeniu naprotechnologicznym terapeutyczne znaczenie miał fakt, iż zarówno lekarz, jak i instruktorzy mieli dla nich czas. – Często małżeństwa pozostawione są z problemem same sobie. My czuliśmy się „zaopiekowani” – mówi p. Anna.

Wymodlony syn

– Kiedy się pobraliśmy, a było to już 45 lat temu, to – jak to młodzi ludzie – nie myśleliśmy od razu o dzieciach – mówi Irena Jamka.

Reklama

– Chcieliśmy się sobą nacieszyć, podróżować, korzystać z wolności we dwoje – dodaje jej mąż Stanisław. – Kiedy jednak minęło parę lat, a dzieci nie było widać, zaczęliśmy się martwić, że coś jest nie tak.

– Medycyna w tym czasie nie była tak rozwinięta w tym względzie, jak dziś – mówi p. Irena i kontynuuje: – Chodziłam do lekarzy, ale oni twierdzili, że nie ma żadnych przeciwwskazań, że wszystko jest w porządku. Dzieci się nie pojawiały, my czekaliśmy, a lata leciały.

– Wtedy do naszej parafii przyszedł nowy proboszcz, o. Mikołaj, który bardzo dużo działał, uczył dzieci, jeszcze wtedy w salce pod kościołem, a wieczorami czasami nas odwiedzał i dyskutowaliśmy – wspomina p. Stanisław. – On pierwszy zaczął z nami rozmawiać na ten temat i zachęcał nas gorąco, byśmy modlili się o potomstwo. Sam również polecał nas Matce Bożej – opowiada p. Jamka.

Reklama

– W naszej parafii odbywała się wówczas peregrynacja obrazu Matki Bożej. Powierzyliśmy Jej tę sprawę i naprawdę dużo się modliliśmy – mówi p. Irena. – To było takie nasze pierwsze duchowe zaangażowanie. Ogromnym przeżyciem był dla nas zamach na Ojca Świętego, po którym zorganizowano biały marsz w Krakowie, a następnie spontanicznie zaczęły się rodzić pielgrzymki piesze do Częstochowy. Postanowiłam wtedy, że będę chodzić na Jasną Górę, i za każdym razem ofiarowywałam trud pielgrzymowania w tej naszej intencji. Szłam na Jasną Górę siedem razy. Potem okazało się, że zbierane jest złoto na korony dla Matki Bożej Brzemiennej w Kazimierzu Dolnym. Ofiarowaliśmy wtedy nasze obrączki ślubne Maryi, Staszek pojechał do Kazimierza na sierpniowe uroczystości koronacyjne razem z pielgrzymką z parafii. Minął rok i w sierpniu, na kilka dni przed świętem Matki Boskiej Zielnej urodził się nasz wymodlony syn Maksymilian. Czekaliśmy na niego osiemnaście lat. Wiem, że to Maryi zawdzięczam dar macierzyństwa – mówi ze wzruszeniem p. Irena. – Kiedy Maks się urodził, miałam już 39 lat. Lekarz uważał, że z racji wieku powinnam zastanowić się, czy kontynuować ciążę. Dla nas jednak był to cud wyproszony przez Matkę Bożą – podkreśla szczęśliwa mama.

Dziś Maksymilian jest już dojrzałym mężczyzną, ożenił się, pracuje.

Trudny przypadek

– W naszym oczekiwaniu na dziecko w równym stopniu ważna była modlitwa i leczenie – opowiada Renata Węgrzyn, która kilka lat temu wraz z mężem Łukaszem zaangażowała się w rozwijanie działalności Duszpasterstwa Małżeństw Niepłodnych „Abraham i Sara”. – Gdy się pobieraliśmy, wiedzieliśmy, że nie będziemy zwlekać z poczęciem dziecka – opowiada p. Renata. – Udało się już przy pierwszym cyklu. Niestety, nasza radość nie trwała długo – w 12. tygodniu ciąży badanie USG pokazało, że dzieciątko nie żyje. To były ciężkie czasy dla osób, które spotkało podobne doświadczenie – nie było opieki psychologicznej, szpital robił problemy z pochówkiem. Po poronieniu nie mogłam zajść w kolejną ciążę. Zrobiliśmy szereg badań. Rozpoczęłam leczenie metodami, jakie dawała wtedy medycyna. Po dwóch latach z mediów katolickich dowiedziałam się o naprotechnologii. Nieżyjąca już, niestety, instruktorka Beata Helizanowicz skontaktowała mnie wówczas z dr. Barczentewiczem z Lublina. Zostałam poddana laparoskopii diagnostycznej, która rozwiązała problem endometriozy. W tym czasie nieocenioną pomoc duchową otrzymywaliśmy od duszpasterzy i sióstr nazaretanek, przy których klasztorze rozwijaliśmy duszpasterstwo. Działamy tam zresztą do tej pory. To było dla nas bardzo ważne doświadczenie. Po pięciu latach od poronienia i po leczeniu naprotechnologicznym urodził się nasz syn Piotruś. Ciąża przebiegała bez komplikacji, choć miałam wtedy już 36 lat. Niecałe dwa lata po narodzinach Piotrusia urodził się – tym razem bez żadnego leczenia – nasz drugi syn Arkadiusz. Jesteśmy bardzo wdzięczni Panu Bogu za dar potomstwa. Cieszymy się, że nie skusiły nas inne drogi do rodzicielstwa, i widzimy, że warto było czekać.

Historia niezawiedzionej nadziei

Historia Abrahama i Sary czy Zachariasza i Elżbiety uświadamia nam, że problem bezpłodności nie dotyczy tylko naszych czasów. Losy biblijnych bohaterów, a także historie rodzin, które zgodziły się podzielić swoim świadectwem, dowodzą, że niezależnie od czasów warto się modlić i zawierzać swój los Panu Bogu. Takich opowieści usłyszałam o wiele więcej – to tylko wybrane świadectwa, które jednak pokazują, że Pan Bóg wie najlepiej, czego i kiedy potrzeba człowiekowi, choć nie zawsze to rozumiemy. Rodziny, z którymi rozmawiałam, są zgodne co do tego, że czas oczekiwania był im potrzebny.

2014-12-16 14:21

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wiceprzewodnicząca Rady ds. Duszpasterstwa Kobiet: Dzisiejszy świat nie sprzyja posiadaniu dzieci

[ TEMATY ]

rodzina

dzieci

mama

Adobe Stock

Dzisiejszy świat nie sprzyja posiadaniu dzieci, nie sprzyja wielodzietność. Ludzie niepotrzebnie są tak zabiegani i zatroskani. Tak naprawdę życie jest bardzo proste, tylko trzeba na nie patrzeć oczami Ducha Świętego - zaznaczyła Maria Pietrzak, wiceprzewodnicząca Krajowej Rady ds. Duszpasterstwa Kobiet i matka czwórki dzieci. W rozmowie z KAI, opowiedziała m.in. o tym jak przekazywać dzieciom wiarę, a także odpowiedziała na pytanie czemu coraz więcej kobiet nie chce zostać matkami lub decyduje się tylko na jedno dziecko. 26 maja obchodzony jest Dzień Matki.

Anna Rasińska (KAI): Z niedawnych badań CBOS dotyczących deklaracji wiary religijnej i deklaracji praktyk wynika, że w rodzinach dziedziczy się w dużym stopniu zarówno religijność jak i niereligijność. Jak widzi Pani rolę matek w pokoleniowym przekazywaniu wiary?
CZYTAJ DALEJ

W piątek 2 maja w niektórych diecezjach dyspensa

[ TEMATY ]

post

Bożena Sztajner/Niedziela

Niektórzy polscy biskupi udzielili na terenie podległych im diecezji dyspensy od wstrzemięźliwości od spożywania pokarmów mięsnych w piątek 2 maja. Zdecydował tak m.in. Prymas Polski, kard. Kazimierz Nycz czy metropolici częstochowski i gdański uwzględniając racje duszpasterskie. Żołnierzom, funkcjonariuszom i pracownikom służb mundurowych dyspensy udzielił biskup polowy.

Prymas Polski abp Józef Kowalczyk udzielił wiernym archidiecezji gnieźnieńskiej oraz osobom przebywającym na jej terenie dyspensy od zachowania wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych w piątek, dnia 2 maja br. Podobnie uczynił metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz, który „mając na względzie, że piątek 2 maja przypada między dwoma dniami ustawowo wolnymi od pracy, co – jak stwierdził - sprzyja organizowaniu w tym czasie rodzinnych i towarzyskich spotkań oraz radosnemu przeżywaniu tych dni, po rozważeniu słusznych racji duszpasterskich, udzielił zgodnie z kan. 87 § 1 Kodeksu Prawa Kanonicznego, wszystkim osobom przebywającym w granicach archidiecezji warszawskiej, dyspensy od zachowania nakazanej w piątek wstrzemięźliwości od spożywania pokarmów mięsnych”. Osoby korzystające z dyspensy zobowiązał do modlitwy w intencjach Ojca Świętego. Racjami duszpasterskimi kierował się również metropolita częstochowski abp Wacław Depo, który udzielił dyspensy „wszystkim osobom przebywającym w granicach archidiecezji częstochowskiej” w piątek 2 maja. Zobowiązał te osoby do modlitwy w intencjach Ojca Świętego, jałmużny lub uczynków chrześcijańskiego miłosierdzia. „Biorąc pod uwagę typowo wypoczynkowy i turystyczny charakter drugiego dnia miesiąca maja (długi weekend), udzielam wszystkim wiernym na terenie archidiecezji gdańskiej dyspensy od obowiązku zachowania wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych” – napisał w specjalnym dekrecie również metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź. Dyspensy udzielił również administrator diecezji siedleckiej bp Piotr Sawczuk, który uwzględnił fakt, że „piątek 2 maja br. przypada między dwoma dniami ustawowo wolnymi od pracy, kiedy to w sposób szczególny dziękujemy Bogu za dar wolnej Ojczyzny, co sprzyja organizowaniu spotkań patriotycznych, rodzinnych i towarzyskich” Potrawy mięsne można będzie spożywać też na terenie diecezji bielsko-żywieckiej, gdzie dyspensy udzielił bp Roman Pindel. Ponadto z dyspensy od pokutnego charakteru piątku 2 maja będą mogli skorzystać wierni ordynariatu polowego. „Święto Flagi Narodowej obchodzone w naszej Ojczyźnie w dniu 2 maja, w przeddzień uroczystości Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, przeżywane jest w sposób uroczysty, szczególnie w Wojsku Polskim. W związku z tym, że w bieżącym roku dzień ten przypada w piątek, zgodnie z kanonem 87 Kodeksu Prawa Kanonicznego oraz art. II § 1 Konstytucji Apostolskiej Spirituali Militum Curae, niniejszym udzielam dyspensy wszystkim wiernym Ordynariatu Polowego od przestrzegania pokutnego charakteru tego dnia, zwalniając z obowiązku zachowania wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych” – napisał w wydanym dziś dekrecie bp Józef Guzdek. W Kościele katolickim w Polsce, wstrzemięźliwość od spożywania mięsa lub innych pokarmów należy zachowywać we wszystkie piątki w roku Dyspensa jest zawsze jednorazowym zwolnieniem z przestrzegania konkretnego przykazania kościelnego, natomiast od przykazań Bożych nikt nie może dyspensować. Dyspensa może być udzielona tylko w pewnych okolicznościach i dla konkretnej osoby lub konkretnej grupy osób. Najczęściej dotyczy ona zwolnienia z obowiązku powstrzymania się od spożywania potraw mięsnych i od zabawy w piątki. Biskup udziela też różnego rodzaju dyspens związanych z zawieraniem małżeństw. W większości wypadków biskupi udzielili swoim diecezjanom dyspens na podstawie kanonu 87 § 1 Kodeksu Prawa Kanonicznego (KPK), który głosi: „Biskup diecezjalny może dyspensować wiernych - ilekroć uzna to za pożyteczne dla ich duchowego dobra - od ustaw dyscyplinarnych, tak powszechnych, jak i partykularnych, wydanych przez najwyższą władzę kościelną dla jego terytorium lub dla jego podwładnych, jednak nie od ustaw procesowych lub karnych ani od których dyspensa jest specjalnie zarezerwowana Stolicy Apostolskiej lub innej władzy”.
CZYTAJ DALEJ

Makabryczne okoliczności zabójstwa lekarza w Krakowie

2025-04-30 12:14

[ TEMATY ]

Kraków

lekarz

zabójstwo

Prokuratura Okręgowa

PAP

35-letni funkcjonariusz Służby Więziennej został zatrzymany i doprowadzony do prokuratury

35-letni funkcjonariusz Służby Więziennej został zatrzymany i doprowadzony do prokuratury

35-letni funkcjonariusz Służby Więziennej usłyszał w środę zarzut zabójstwa lekarza i usiłowania uszkodzenia ciała pielęgniarki - poinformowała PAP rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Krakowie Oliwia Bożek-Michalec.

Mężczyzna podejrzewany o zabójstwo lekarza został w środę doprowadzony do prokuratury, gdzie trwają czynności z jego udziałem. 35-latek we wtorek wtargnął do gabinetu ortopedy w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie i zadał mu ciosy nożem. Mimo natychmiastowej pomocy lekarz zmarł.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję