Reklama

Sztuka

Czasy dla spryciarzy

Kiedy „Ziemię obiecaną” nominowano do Oscara, film był chwalony za scenografię. Ale nikt nie chciał wierzyć, że prawie cały powstał w naturalnej łódzkiej scenerii, prawdziwych pałacach i fabrykach

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Scenografia, ciekawy scenariusz z historią zaczerpniętą z powieści Władysława Reymonta, mocno zarysowane postaci, świetni aktorzy i ich gra. Wszystko zadecydowało o tym, że film „Ziemia obiecana” Andrzeja Wajdy, którego premiera odbyła się dokładnie przed czterdziestoma laty, w lutym 1975 r., uznaje się za arcydzieło, a rankingi z ostatnich lat są na ogół zgodne: to jeden z najlepszych filmów w historii polskiej kinematografii.

– Odebrałem go jako najlepszy film Wajdy i już wtedy, na premierze, mogłem wyrazić swój podziw i szczerze pogratulować mu – mówi Jerzy Zelnik, grający w nim jedną z drugoplanowych ról. Do dziś jest uważany za najważniejszy film o Łodzi i raczkującym polskim kapitalizmie. Nie bez znaczenia było to, że film zrealizowano za rekordową wówczas sumę ok. 30 mln zł. Było to kilkakrotnie więcej niż przeznaczano na inne filmy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Ja nie mam nic...

„Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic. To znaczy, że w sam raz mamy tyle, żeby tu zbudować fabrykę” – te słowa przyświecają Polakowi Karolowi Borowieckiemu, Niemcowi Maksowi Baumowi i Żydowi Morycowi Weltowi, gdy bezwzględnie walczą o pieniądze na budowę własnej fabryki.

Reklama

Udaje im się, ale szczęście trwa krótko, ich dorobek spłonie. Nie załamują się jednak, stają się jeszcze bardziej bezwzględni w dochodzeniu do fortuny, co pokazują ostatnie sceny, gdy Borowiecki każe strzelać do protestujących robotników. – Najważniejsza dla filmu była powieść Reymonta – tłumaczył po latach Wajda. – Opisał on ludzi, którzy tworzyli drugi obok romantycznego nurt naszej historii. Bez nich, bez ich fabryk, bez robotników, którzy tam pracowali w strasznych warunkach, nie byłoby tego, co jest dziś – mówił.

Pochodzenie trzech przyjaciół nie dzieli ich. – Razem zakładają fabrykę, łączy ich wspólny interes, wspólne poczucie przynależności do grupy Lodzermenschów – kontynuował Wajda. – Ten szczególny konglomerat polsko-niemiecko-żydowski ówczesnej Łodzi uderza barwnością, różnorodnością obyczajową, rozmaitością typów i postaw.

Mieli przygodę

Rolę Welta świetnie zagrał Wojciech Pszoniak. – Po prostu był Morycem Weltem. Wystarczyło postawić kamerę i kręcić – mówił w wywiadzie Daniel Olbrychski, odtwórca roli Borowieckiego. – Nieprzypadkowo ta rola stała się dla Wojtka trampoliną do kariery międzynarodowej.

– Też startowałem do roli Welta. Wiem, że Wajda był zdecydowany, bo wszystko pasowało do opisu Reymonta. Ale Andrzej Łapicki, o ile wiem, namówił Wajdę na Pszoniaka. I dobrze się stało, bo świetnie to zagrał – mówi Jerzy Zelnik, który w końcu otrzymał rolę Steina.

Reklama

Była epizodyczna, ale została zauważona dzięki takiemu dialogowi: Stein: – Victor Hugo umarł wczoraj. Grünspan: – Dużo zostawił? – Sześć milionów franków. – Ładny grosz! W czym? – W trzyprocentowej rencie francuskiej i w „suezach”. – Doskonały papier. W czym robił? – W literaturze. – Co?! He, he… W literaturze!? – Tak, bo to był wielki poeta, wielki pisarz. – Niemiec? – Francuz. – Ha! Prawda, ja zapomniałem. Przecież to jego ta powieść „Z ogniem i mieczem”. Mnie Mery czytała ładniejsze kawałki z niego.

– Pamiętam, że udział w tym filmie nie miał dla mnie ogromnego znaczenia, przeżycia miałem raczej jako widz – mówi aktor. – Choć dla niektórych kolegów to był ważny film, mieli wielką przygodę. Dla Pszoniaka to był przełom.

Czasy dla kutych na cztery nogi

Losy trzech głównych bohaterów są pokazane na tle okrutnego nowobogackiego kapitalizmu końca XIX wieku, z bezwzględnie traktowanymi robotnikami, bezdusznymi przemysłowcami, fortunami upadającymi tak szybko, jak powstającymi. Ten kapitalizm jest nieucywilizowany i prawdziwszy niż cukierkowate wyobrażenia sprzed 1989 r.

Dlatego wspomniane motto („Ja nie mam nic...”) nie mówi prawdy, bo miejsce i czas nie były dla romantyków i szczęściarzy, lecz dla spryciarzy bez skrupułów. Ich kodeks etyczny jest prosty i prostacki. Liczą się pieniądze; uczciwość, współczucie, honor itp. wartości są oznaką słabości – wręcz przeszkadzają w osiągnięciu celu.

Wajda zaczął prace nad scenariuszem w 1967 r., ale był on gotowy dopiero kilka lat później. Gdy przyjęto projekt filmu, reżyser rozpoczął, jak potem wspominał, wspaniałą przygodę z miastem, które każdego dnia odkrywało przed nim coraz to nowe fragmenty swojej niezwykłej przeszłości.

Reklama

Ale filmowy obraz „polskiego Manchesteru” jest wstrząsający. Nie jest to metropolia. Oprócz brudnych i hałaśliwych fabryk są tu rezydencje uginające się pod ciężarem ostentacyjnego, aż karykaturalnego bogactwa, jak siedziby Bucholca czy Müllera.

Borowiecki na musiku

Film Wajdy nie był pierwszą ekranizacją powieści Reymonta. Wyprzedził go w 1927 r. Aleksander Hertz. Film, którego akcja, wbrew oryginałowi literackiemu, rozgrywa się w latach 20. XX wieku, miał zmienione zakończenie: szczęśliwa miłość Karola Borowieckiego i Anki Kurowskiej.

Zakończenie filmu Wajdy przyjęto zresztą jako niedopuszczalne sprzeniewierzenie się duchowi powieści. Reżyser miał nakręconą też inną ostatnią scenę, która pozostała w roboczych materiałach, w której Borowiecki ginie od kuli.

Ale była też… trzecia wersja, zachowana już tylko w notatkach: „Karol z rodziną, wprost z pałacu, po czerwonym dywanie, wkracza do salonki, jego własny pociąg wiezie go do Moskwy, po drodze, na śnieżnej równinie, szuka mogiły swego dziadka z 1863 r. i, leżąc pod krzyżem, prosi o wybaczenie; namiętne pocałunki z Rosjanami kończą film”. Oczywiście, to zakończenie, bogate w aluzje, było niecenzuralne w latach 70. ubiegłego wieku

Wajda zmienił nie tylko zakończenie. W większym aniżeli u Reymonta stopniu wokół przedsięwzięcia założenia fabryki przez trzech przyjaciół toczą się losy innych postaci. A spośród nich to Polak jest tym złym, odrażającym, podłym i cynicznym. Inaczej niż w pierwowzorze, gdzie gorszy był Żyd. Skąd to odwrócenie proporcji? Wajda tłumaczył to potem okolicznościami: Polak miał najmniej i najwięcej musiał wyszarpać.

Na nowo w III RP

Reklama

W 2000 r. powstała nowa, reżyserska wersja „Ziemi obiecanej”, w stosunku do pierwowzoru przemontowana, krótsza i na nowo udźwiękowiona. Wielu nie przypadła do gustu. – Wajda nakręcił kilka arcydzieł, z których dziś nie zestarzały się: „Wesele”, „Danton” i „Ziemia obiecana” – twierdzi krytyk filmowy Krzysztof Kłopotowski. – Gdybyż tego ostatniego filmu nie popsuł z chciwości sławy i pieniędzy w wersji reżyserskiej! Niestety, chciał na nowo zaistnieć w III RP.

– Drugą, komputerowo poprawioną wersję, ze skrótami, wyczyszczono aż za bardzo. Nie miała patyny, wynikającej z niedoskonałości technicznych, ale pierwsza wydawała się ciekawsza – mówi Jerzy Zelnik. – Jeszcze mniej podobał mi się serial, który potem powstał. Pojawiły się w nim wszystkie te fragmenty, które Wajda słusznie odrzucił, nie wziął do filmu. Serial był pełen różnych zbędnych wątków.

Jak aktor ocenia dziś swoją rolę? Była tylko epizodyczna – zastrzega – i dziś trudno oceniać coś, czego nie widział wiele lat. Jego stosunek do sztuki się zmienia – zaznacza – pewnie dziś zagrałby inaczej i coś innego odnalazłby w tym obrazie.

– Słabością Wajdy jest praca z aktorem. Ma świetne pomysły inscenizacyjne, plastyczne, ale w pracy z aktorem nie zawsze umie zwrócić uwagę, żeby ten nie szarżował, nie grał zbyt teatralnie, nie zawsze potrafi wydobyć z niego to, co można. I to trochę widać w jego filmach, także w tym – tłumaczy Jerzy Zelnik. Może to wynikać z przekonania reżysera, że zawsze ma rację. I z chęci posiadania wokół siebie chóru „wyznawców”.

Łódź sama gra

Reklama

Łódź mogła zagrać w filmie samą siebie: zachowały się pałace, ulice i fabryki z maszynami, wyglądające jak przeniesione z XIX wieku. W pierwszej scenie widać poranek w Łodzi: robotnicy spieszą do fabryk – widoczny jest dawny kompleks fabryczny Izraela Poznańskiego, dziś centrum Manufaktura. Docierają do bramy fabryki Müllera – dawnej przędzalni Scheiblera, gdzie dziś powstają lofty.

Ważne sceny rozgrywają się na podjeździe do dawnego pałacu Karola Poznańskiego (dziś Akademia Muzyczna) – tu Borowiecki dzieli się wieścią o podwyżce ceł na bawełnę – oraz w dawnej jadalni pałacu Scheiblera, dziś Muzeum Kinematografii, gdzie zapada decyzja o użyciu wojska przeciwko robotnikom.

Jedna ze scen odbywa się w dawnym pałacu Schweikerta (dziś siedziba Instytutu Europejskiego), w miejscu, gdzie Lodzermenschen załatwiają interesy. Pałac Müllerów, w których wżenia się Polak, to dawny pałac Maurycego Poznańskiego, obecnie siedziba Muzeum Sztuki. Sceny do filmu kręcono także m.in. w dawnej willi Richtera (dziś budynek politechniki) i dawnym pałacu Grohmana.

Gdy kręcono film, w dawnej fabryce Izraela Poznańskiego produkcja szła pełną parą, chodziły maszyny, włókniarze pracowali na kilka zmian. Dziś w wyremontowanych budynkach działa największe w Polsce centrum handlowo-rozrywkowe Manufaktura, ze sklepami, kinami, muzeami, knajpami i czterogwiazdkowym hotelem. XIX-wieczny kapitalizm i ziemia obiecana z niczym już się tu nie kojarzą.

2015-02-24 12:46

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kto wozi drzewo do lasu?

I znowu europejski show-biznes pokazał nam miejsce, w którym aktualnie znajduje się nasza muzyka popularna.

Kiedy myślę o niedawnym finale, w mojej głowie przecina się kilka wektorów, każdy prowadzący myśli w innym kierunku. Oczywiście, jest ten zbudowany na patriotyzmie, który nakazuje wierzyć, że tym razem jedziemy podbić świat, pokazać muzykę rozrywkową przez duże R. Bardzo szybko do głosu dochodzi jednak ta część mojego ja, która mówi: daj spokój, z drzewem do lasu? No właśnie, rzecz w tym, że od strony wizualnej Gaja Justyny Steczkowskiej była efektowna, o czym najlepiej świadczy ocena telewidzów nieszczędzących SMS-ów, którymi głosowali za piosenką reprezentującą polskiego telewizyjnego nadawcę narodowego. Co tu ukrywać, opinie telewidzów były skrajnie różne od oceny jurorów z poszczególnych państw uczestników. To szybko uruchomiło lawinę domysłów, teorii spiskowych – królowała ta, która mówiła, że nas najzwyczajniej nie lubią. A ja mam swoją teorię. Co więcej, ugruntowaną na doświadczeniu bycia przewodniczącym polskiego jury Eurowizji w 2017 r. Nie kryję, to nie jest zabawa, wszystko objęte jest licznymi klauzulami poufności, skrupulatnie zapisywane i archiwizowane. Organizatorzy stawiają również ważny wymóg profesjonalizmu. Profesjonalizm nie wyklucza jednak sympatii. Wiadomo, kraje bałkańskie wspierają swoich, niemieckojęzyczne, podobnie jak skandynawskie, mają swoich faworytów „bliższych ciału”. Tak zwana wielka piątka również sobie wzajemnie nie robi krzywdy. Ale, co zauważam, nie pierwszy raz dysproporcja między oceną jury a publiczności co do polskiego artysty czy artystki jest tak spektakularna. Długo się zastanawiałem, co jest tego powodem. Nie chcę być tutaj adwokatem, ale odnoszę wrażenie, że jury ocenia bardziej jakość samej piosenki, stosując bardzo sztywne oceny (melodyjność, festiwalowość, chwytliwość, to, czy wpada w ucho, itp.), podczas gdy publiczność ocenia widowiskowość, to, czy show zapiera dech w piersiach, czy nie.
CZYTAJ DALEJ

Rozważanie na niedzielę: Czy grozi Ci ta choroba? MYOPIA - sprawdź

2025-11-28 17:13

[ TEMATY ]

rozważania

ks. Marek Studenski

Diecezja Bielsko-Żywiecka

Ważne słowa często docierają do nas w momentach granicznych. W przywołanej historii strażak przeszukujący ruiny po ataku na World Trade Center odnajduje fragment Biblii stopiony z metalem – z przesłaniem „oko za oko… a ja wam powiadam: nie stawiajcie oporu złemu”.

Ten obraz „słowa z ruin” staje się metaforą dla czasu, w którym żyjemy: świata pełnego wstrząsów, w którym łatwo przeoczyć to, co najistotniejsze. Adwent, rozpoczynający nowy rok liturgiczny, tradycyjnie kojarzy się z oczekiwaniem – i właśnie o jakości tego oczekiwania jest ta opowieść.
CZYTAJ DALEJ

Trzy płcie w unijnej ankiecie dla dzieci

2025-12-01 09:08

[ TEMATY ]

Unia Europejska

płeć

ordoiuris.pl

Do Ordo Iuris spływają informacje o ideologicznych ankietach jakie są rozsyłane do szkół, które mają być przekazane dzieciom na prośbę Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Ankieta jest publikowana na oficjalnej stronie Unii Europejskiej. Po wejściu w nią okazuje się, że jest ona przeznaczona dla dzieci i młodzieży w wieku 8-17 lat.

Kwestionariusz ma wyraźnie ideologiczny charakter, a treść pytań z pewnością wywoła sprzeciw wielu rodziców, szczególnie tych, którzy wypisali swoje dziecko z zajęć „edukacji zdrowotnej” z elementami permisywnej edukacji seksualnej. Już pierwsze pytanie dotyczące płci brzmi: „Która odpowiedź najbardziej do Ciebie pasuje? Jestem…”. Spośród wariantów odpowiedzi uczeń może zaznaczyć, że jest: chłopcem, dziewczyną, nie chce odpowiadać lub że ma inną płeć.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję