Reklama

Felietony

Podwójnie okradzeni

Niemiecka prasa nie pozostawia złudzeń. „Trudno o bardziej cyniczne podejście” – pisze Süddeutsche Zeitung, komentując spotkanie Friedricha Merza z Donaldem Tuskiem. I rzeczywiście, trudno o lepsze słowo niż właśnie cynizm, gdy po raz kolejny Polacy słyszą z Berlina pełne współczucia formułki, a zaraz potem – pustkę. Ani deklaracji, ani kwot, ani nawet pozorów powagi wobec największej w Europie ofiary II wojny światowej.

2025-12-03 08:00

[ TEMATY ]

felieton

Samuel Pereira

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Tym bardziej bolesne jest to, że w tej pustce zaczyna się odbijać nasz własny rząd. Jeszcze przed wyborami Koalicja Obywatelska wspólnie z PiS popierała sejmową uchwałę o dochodzeniu zadośćuczynienia za niemieckie zbrodnie. Uchwałę jednoznaczną: Polska nie zrzekła się roszczeń, straty wyniosły biliony, a odpowiedzialność Niemiec pozostaje nieprzedawniona – moralnie, historycznie, politycznie. Wtedy Tusk i jego ludzie głosili to samo, co Mularczyk i Kaczyński. Dziś tamte deklaracje wiszą w próżni, jakby należały do innej epoki i innych polityków.

Wolty premiera

Po przejęciu władzy Donald Tusk natychmiast skopiował niemieckie stanowisko, że „sprawa jest zamknięta”. W Berlinie brzmiało to jak powtórzenie gotowej notatki – żadnej własnej narracji, żadnej próby podjęcia sporu, żadnej odwagi. Gdy dodać do tego słynne „z jakiej paki” z okresu kampanii parlamentarnej, w odpowiedzi na pytanie o odszkodowania, w Polsce wielu ludziom trzęsą się ręce. Bo dla setek tysięcy rodzin to nie abstrakcja. To ich ojcowie zamęczeni w obozach, ich dziadkowie rozstrzeliwani na ulicach, ich dzieciństwo zniszczone traumą i biedą. Oni mają prawo pytać. I mają prawo oczekiwać. Z „takiej paki”, że zbrodnia ma sprawcę – i ofiarę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

A Niemcy? Niezmiennie prowadzą swoją konsekwentną politykę: odwlekać, rozmywać, odsyłać do historii, a przy okazji odwracać role. Gdy pełnomocnik rządu RFN mówi, że Polska i Niemcy „będą wysyłać sobie nawzajem rachunki”, to nie jest lapsus. To wyraz myślenia, w którym niemiecka odpowiedzialność za okupację staje się tylko jednym z „elementów skomplikowanej historii”. Gdy ambasador w Warszawie drwi z polskiego raportu o stratach, a rząd milczy – to sygnał, że Berlin nie widzi powodu, by traktować Polskę jak partnera, który zna własną wartość.

Jeszcze bardziej przygnębiający jest kontrast między deklaracjami a praktyką. Tusk obiecywał, że chociaż reparacji nie będzie, to przynajmniej zadba o odszkodowania dla żyjących ofiar. Minął rok. Każde kolejne spotkanie z niemieckimi kanclerzami – najpierw Scholzem, teraz Merzem – to te same uprzejme uśmiechy, te same okrągłe słowa, te same „porozmawiamy”. A w tym czasie umierają ostatni ludzie, którzy widzieli wojnę na własne oczy. Oni nie potrzebują ciepłych słów na konferencjach. Potrzebują decyzji.

Niemcy nie zapłacili Polsce ani ułamka tego, co przez dekady transferowali do Rosji, finansując – pośrednio, ale realnie – jej wojny i imperialne ambicje. To fakt, nie opinia. Tylko uparci politycy, uzbrojeni w konsekwencję i bezkompromisowość, byli w stanie wtedy przed niemiecko-rosyjskimi dealami ostrzegać, a dziś przypominać światu o skali polskich strat z II wojny światowej. Dziś ta polityka została odłożona na półkę, a w jej miejsce pojawiła się naiwna opowieść o tym, że Berlin sam z siebie okaże skruchę. Co najmniej dziecinne i niepoważne. Doświadczenie i historia pokazują nam dobitnie, że Niemcy szanują tylko partnerów, którzy szanują sami siebie.

Reklama

Najbardziej wyrazistym symbolem obecnego stanu rzeczy jest ten krótki kadr – Merz uśmiechnięty od ucha do ucha półtorej minuty po deklaracji Tuska, że Polska sama zapłaci ofiarom Niemiec. Czyli de facto zostaniemy podwójnie oszwabieni. Ten uśmiech to nie uprzejmość. To satysfakcja człowieka, który wie, że nic w tej sprawie nie musi robić. Że polski premier już wcześniej powiedział, iż „nie ma sumy pieniędzy, która mogłaby zrekompensować niemieckie zbrodnie”, więc między nimi „nie ma sporu”.

Nie ma sporu tylko tam, gdzie jedna strona rezygnuje. A rezygnując, rezygnuje też z godności własnego państwa. I to jest w tej historii najbardziej dotkliwe. Nie to, że Niemcy konsekwentnie odmawiają. Ale że polski rząd ustawiany jest w roli tego, który nawet nie próbuje.

„Z jakiej paki”

Na koniec słowo do tego kuriozalnego okrzyku, który w Bytomiu w 2023 r. wzniósł premier do obywatela, który pytał: „To panu przeszkadza, że Polska dostałaby reparacje?” i przywołał losy swojej rodziny – wyjazdy do Francji, Niemiec, a także krzywdę, jaką wyrządziła najbliższym II wojna światowa. Mama mężczyzny wraz z rodzicami wróciła po wojnie do Polski. – Te co do Francji wróciły, one dostały reparacje, wszystko, a ona w Polsce nie dostała. To co? My jesteśmy jakimś gorszym gatunkiem? – pytał mieszkaniec. – Pan w ogóle z jakiej paki miałby dostać reparacje wojenne? Panie – coburzył się w odpowiedzi obecny premier, wtedy lider opozycji.

Ja panu odpowiem, panie premierze i będzie trochę osobiście. Mój pradziadek trafił do niemieckiego obozu za ukrywanie Żydów i tam zginął. Dzień śmierci: drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Jako przyczynę zgonu w zaświadczeniu wpisano - standardowo, jak w przypadku więźniów nieżydowskich - „niewydolność serca”. Córka tego człowieka, moja babcia jako mała, 7-letnia dziewczynka stała się sierotą. Sama widziała rozstrzelanie 102 Polaków przed kamienicą obok obecnego ronda Dmowskiego w Warszawie. Rodzina straciła ojca, trauma do końca życia, straty finansowe to tylko część, którą można wyliczyć, a jest to jedna z miliona polskich rodzin, które realnie na wojnie straciły, a dziś słyszą od Tuska wściekłe „Z jakiej paki” albo uległe, w obecności niemieckiego kanclerza my to sobie sami zapłacimy.

To niewygodna prawda i bez zadośćuczynienia nie sposób o tym nie przypominać, że Niemcy wzbogacili się na wojnie. Na kradzieżach, złocie i wszelkich dobrach, które z naszego kraju trafiły do nich. Dziś Niemcy są największą gospodarką w Europie pod względem produktu krajowego brutto, a ich bogactwo w dużej mierze ocieka polską krwią, obywateli polskiego i żydowskiego pochodzenia.

Ocena: +8 -2

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nowy sezon na Wiejskiej

[ TEMATY ]

Samuel Pereira

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

Polityka rządzi się etapami. Te kluczowe, to wybory, które odbywają się ostatnio prawie co roku. Poza nimi są jeszcze tzw. sezony polityczne, które wyznaczają pewne wydarzenia, czy też emocje społeczne. Jeden z takich sezonów właśnie się zaczął.

Oficjalny start kampanii prezydenckiej jeszcze przed nami, ale na naszych oczach już toczy się starcie prekampanijne. Z kandydatów największych obozów politycznych nie znamy jeszcze tylko kandydata z lewicy, a i w tym wypadku nie ma pewności, że poznamy, bo niewykluczone, że Włodzimierz Czarzasty wykona gest wobec Donalda Tuska i żadnego nie wystawi. Zaczęły się jednak przedbiegi i każdego dnia swoją aktywnością mogą pochwalić się główni konkurencji i ten trzeci, czyli marszałek Sejmu. Szymon Hołownia ostatnio nieco zwolnił, otumaniony nieco aferą z Collegium Humanum, ale wycofać się nie może, bo niesie na plecach bagaż nie tylko swojego ugrupowania, ale i Polski 2050.
CZYTAJ DALEJ

Dlaczego musimy zakazać telefonów – dla dobra dzieci, relacji i… sensu edukacji

2025-12-12 20:11

[ TEMATY ]

szkoła

felieton

Andrzej Sosnowski

Red.

Andrzej Sosnowski

Andrzej Sosnowski

W debacie o edukacji padają słowa: „innowacja”, „nowoczesność”, „cyfrowa przyszłość”. A tymczasem najważniejsza rzecz dzieje się tuż pod naszymi nosami: dzieci przestają być w szkole obecne. Dosłownie i w przenośni. W świecie pełnym ekranów szkoła jest jednym z ostatnich miejsc, które może (i musi) dać im ukojenie od cyfrowego zgiełku. Dlatego zakaz telefonów nie jest zamachem na wolność, lecz oddechem dla ich młodych, przeciążonych głów.

Pracowałem w dwóch szkołach o diametralnie różnych zasadach: w jednej dzieci mogły używać telefonów na przerwach, w drugiej – nie. Różnica była uderzająca. W szkole, gdzie telefony były dozwolone, uczniowie wchodzili na lekcję jak w półśnie. Jeszcze kończyli misję w grze, scrollowali w telefonie, odpisywali na wiadomości. Oczy przyklejone do ekranu, a w tle – dzwonki powiadomień. Było normalne, że w trakcie zajęć ktoś odbierał telefon od rodzica: „Ale to mama, proszę pana”.
CZYTAJ DALEJ

Betlejemskie Światło Pokoju w Toruniu

2025-12-12 19:02

[ TEMATY ]

Toruń

Ewa Melerska

Do Torunia po raz kolejny dotarło Betlejemskie Światło Pokoju.

Hasło tegorocznego Betlejemskiego Światła Pokoju brzmi: „Pielęgnuj dobro w sobie”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję