KS. PIOTR BĄCZEK: – O Leśnej stało się głośno w mediach w związku z wieloma akcjami charytatywnymi, które w ciągu wielu lat organizowaliście przy parafii. Skąd zrodził się pomysł na taką działalność, jak akcje krwiodawstwa czy rejestracja dawców szpiku?
Reklama
KS. PIOTR SADKIEWICZ: – Wszystko zaczęło się od kultu Bożego Miłosierdzia. Kiedy zrobiliśmy ołtarz Bożego Miłosierdzia, bp Tadeusz Rakoczy w 2000 r. wprowadził do kościoła relikwie św. Siostry Faustyny Kowalskiej. Do dziś pamiętam jedno zdanie z homilii. Biskup życzył nam wtedy, by nasza miłość wyrażała się nie tylko w złożonych rękach, wyszeptywanych na klęczkach Koronkach, lecz także w naszych czynach miłosierdzia. Zacząłem się więc zastanawiać, co zatem można zrobić. Wtedy wpadła mi do ręki lokalna gazeta. Znalazłem w niej bardzo krótką informację: strażacy, bodaj z Łękawicy, przeprowadzili zbiórkę krwi. Wtedy zaświtała mi w głowie myśl, że przecież Chrystus za nas przelał Swoją krew na krzyżu. Nasze zbawienie dokonało się właśnie przez ofiarę krwi. Codziennie na ołtarzu my, jako kapłani dokonujemy konsekracji, wino przemienione zostaje w krew Chrystusa. Potem przyszła myśl o naszej, ludzkiej krwi, i zrodził się pomysł akcji krwiodawczej przy parafii. Widać pomysł się przyjął, bo przez 15 lat parafianie z niewielkiej przecież podżywieckiej parafii w Leśnej oddali 2,5 tys. litrów krwi.
– Potem, jak wiadomo, pojawiła się inicjatywa rejestracji dawców szpiku kostnego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Tak. To wiązało się z moimi osobistymi doświadczeniami dotyczącymi mojej rodziny i przeszczepu szpiku kostnego. Zaproponowałem więc parafianom wpisanie się do rejestru dawców szpiku kostnego. Zacząłem też szukać informacji na temat przeszczepów w nauce Kościoła i znalazłem kilka wypowiedzi Ojca Świętego Jana Pawła II. Powiedziałem kazanie odwołując się właśnie do papieskich wypowiedzi. Skutek był taki, że zrobiliśmy tę pierwszą akcję rejestracji dawców szpiku z Fundacją „Leukemia” z Warszawy. Okazało się, że podczas tej pierwszej akcji zgłosiły się aż 72 osoby. Po latach organizowania tych akcji, na dzień dzisiejszy mamy w parafii zarejestrowanych blisko 600 potencjalnych dawców szpiku. Z tej liczby 7 osób, w tym jedna dwukrotnie, zostało dawcami, czyli uratowali ludzkie życie.
– Ktoś mógłby powiedzieć, że wspomniane wyżej inicjatywy są bliższe medycynie i służbie zdrowia, niż Kościołowi. Co Ksiądz na to odpowie?
Reklama
– Takie głosy się pojawiały. Ale jeśli dziś zastanawiamy się, jak we współczesnym świecie realizować przykazanie miłości, to tego typu aktywność jest jednym ze sposobów okazywania miłości bliźniego. Dzieląc się darem krwi, szpikiem kostnym, czynimy to po to, by ktoś dalej mógł żyć, funkcjonować normalnie i cieszyć się życiem. Ponadto, może okazać się, że jeśli ktoś po transplantacji odzyskuje zdrowie, to dostaje szansę, aby zadbał bardziej o swoje zbawienie, jeśli wcześnie nie bardzo o to zabiegał. Tak się czasem dzieje, że po poważnych operacjach ludzie zmieniają sposób życia. Jakimś wkładem w to jest także dar krwi od bliźniego, dar szpiku czy innych narządów.
Dzisiaj często kojarzymy miłosierdzie względem drugiego człowieka przez pryzmat biedy materialnej tego bliźniego. Brakuje mu na chleb, to organizujemy jakąś pomoc finansową, żywieniową. Jeśli tylko tak, to jest to bardzo wąskie rozumienie. Tymczasem dzisiejszy świat otwiera nowe horyzonty miłości; możliwości okazywania miłosierdzia rodzą się tam, gdzie jeszcze wczoraj ich po prostu nie było. Nie było takich obszarów miłosierdzia, bo nie było takich potrzeb, choćby przy okazji postępu w medycynie. Tutaj warto przywołać wezwanie papieża Jana Pawła II o to, byśmy mieli wyobraźnię miłosierdzia, wyobraźnię dostrzegania potrzeb bliźniego, tam, gdzie jeszcze wczoraj ich nie było. Jeśli z taką wyobraźnią dostrzeżemy potrzeby to rodzi się pole do działania.
– Można więc powiedzieć, że to, czego dokonaliście w Leśnej, nie było wymyślone przy biurku, to nie były jakieś strategie teoretyczne. Czy tak?
Reklama
– Charytatywne akcje prowadzone w naszej parafii przyniosło samo życie. Trzeba się w nie wsłuchać. Jak już wspomniałem: instalacja relikwii, notka w gazecie o strażakach, doświadczenia rodzinne... Oczywiście, nie stało się od razu. To trwało, wymagało czasu, przygotowania gruntu w świadomości parafian. Nie wystarczy przecież powiedzieć: dajcie krew, podpisujcie deklaracje. Konieczne było powiązanie tego ze światem naszej wiary i miłości bliźniego, która zmienia charakter tego, co robimy. Tu już nie chodzi tylko o jakieś medyczne potrzeby, to jest nasz dar miłości, który ratuje drugiego człowieka. W takiej perspektywie zwykła kropla krwi staje się kroplą miłości, miłosierdziem. Co więcej, jeśli ja jestem zdrowy, a tylko zdrowa osoba może oddać krew, to czyniąc taki gest dziękuję Bogu także za moje zdrowie, za moje życie, a dzieląc się tym darem mogę innym przywracać zdrowie. Dzięki temu tworzy się przy tym swego rodzaju braterstwo. Bardzo trafnie ujmuje to nazwa fundacji: „Krewniacy”. Przecież ponad 2,5 tys. litrów krwi, którą parafianie z Leśnej oddali, płynie przecież w żyłach ludzi, którzy w trudnym momencie życia jej potrzebowali. Pamiętam, że kiedy kilkanaście lat temu o tym mówiłem, to dla niektórych była to nowość, pierwszy raz usłyszeli, że o transplantacji wypowiadał się Papież. Trzeba było ten nowy horyzont miłości otworzyć, pokazać oddawanie krwi, szpiku w perspektywie miłości chrześcijańskiej.
– Wiadomo, że podczas Mszy św. z okazji peregrynacji obrazu Jezusa Miłosiernego zdecydowaliście się na raczej nietypowy dar ołtarza...
Reklama
– Tutaj także można powiedzieć, że takie rozwiązanie przyniosło samo życie. Pamiętam jak byłem z wizytą u chorych. Jedna taka obłożnie chora osoba powiedziała mi wtedy: dobrze, że ksiądz przychodzi do mnie z Panem Jezusem raz w miesiącu, bo przy okazji choć raz w miesiącu mam czystą pościel w łóżku. Widząc więc, jak czasem męczą się chorzy, jak nieraz trudno jest bliskim opiekować się tymi chorymi, nawet podnosić, by przyjęły Komunię świętą, uświadomiłem sobie, że dobrym rozwiązaniem w takich sytuacjach byłyby specjalistyczne łóżka dla chorych. I tak się zrodził pomysł. W 2000 r. zakupiliśmy 5 pierwszych łóżek. To były famedowskie łóżka, ciężkie, metalowe, nienajlepsze w sytuacji, gdzie trzeba je wypożyczać, przewozić. Potem znaleźliśmy inne, drewniane, które łatwo można zdemontować, zdecydowanie łatwiejsze w transporcie. Tego też życie nauczyło, bo okazało się, że jeśli ludzie mogli wybrać, to wybierali drewniane, niekojarzące się wprost ze szpitalem. Co roku dokupujemy te łóżka, także z kolędowych ofiar. Przy okazji peregrynacji pojawiła się myśl, że skoro czcimy Miłosierdzie Boże, rozpoczyna się Rok Miłosierdzia, to chyba dobrym naszym darem miłosierdzia będzie kolejne łóżko dla kolejnego chorego. Z tym ostatnim, złożonym jako dar ołtarza, mamy już 38 łóżek, praktycznie wszystkie są w użyciu.
– Czy widzi Ksiądz jakiś nowy obszar takiej charytatywnej działalności w swojej parafii?
– Trudno mówić o konkretach. Wydaje się, że dużym wyzwaniem dla nas będzie już niedługo szybko starzejące się społeczeństwo. Młode pokolenie jest chyba, niestety, pokoleniem bardzo wygodnym i raczej nie będzie skore do opieki nad seniorami. Być może trzeba będzie pomyśleć o tym, co robi Kościół w Niemczech w tym względzie...