Studiowała na Politechnice Wrocławskiej. W zamian za notatki z matematyki jeden z kolegów zaproponował jej wyjazd na wspinaczkę niedaleko Jeleniej Góry. Jeden dzień pośród skał całkowicie odmienił jej życie. Tamto doświadczenie przewyższyło wszystkie dotychczasowe fascynacje. Wanda Rutkiewicz jako trzecia kobieta na świecie zdobyła Mount Everest. Brała wówczas udział w zachodnioniemieckiej wyprawie. Na szczyt najwyższej góry globu wchodziła po południu 16 października 1978 r. Pamiętna data. Podczas spotkania z himalaistką Jan Paweł II żartował: „Bóg chciał, że tego samego dnia weszliśmy tak wysoko”. Paradoksalnie wejście na wierzchołek ziemi w dniu, w którym Polak został papieżem, spowodowało nieoczekiwany efekt propagandowy. Czołówki polskich gazet informowały przede wszystkim o jej sukcesie, by nieco usunąć w cień fakt wyboru na Stolicę Piotrową papieża znad Wisły.
Swoje wyprawy i towarzyszące im refleksje Wanda Rutkiewicz zapisywała w książkach. Jedna z nich nosi tytuł „Na jednej linie”. Rutkiewicz mówi w niej, że są w górach takie przepaści, których jeden człowiek nie potrafi pokonać. Potrzebny jest ktoś drugi, ktoś, kto poda linę. Tamtego pamiętnego dnia, 13 maja 1992 r., w rocznicę zamachu na Jana Pawła II, nie było nikogo, kto podałby jej linę. Została na zawsze w rozpadlinach Kanczendzongi. Największa polska himalaistka odeszła na drugą stronę, z której nie ma powrotu.
„Między nami a wami zionie ogromna przepaść” (Łk 16, 26) – mówił Jezus w przypowieści. W perspektywie duchowej każdy grzech buduje przepaść między człowiekiem a Bogiem. Przepaść tak wielką, że żaden ludzki wysiłek nie jest w stanie jej pokonać. Tym razem nie wystarczy już lina. Potrzebny jest most. A jest nim krzyż Chrystusa – most między niebem a ziemią.
Pomóż w rozwoju naszego portalu