Henri Nouwen nudził się niemiłosiernie w cyrku – zaprowadzili go do niego znajomi z Niemiec, których odwiedzał podczas wakacji. Nudził się do chwili, gdy akrobaci zaczęli popisy na trapezie. Zafascynowało go potrójne salto. Patrzył jak urzeczony. Nie mógł oderwać wzroku od zręcznych postaci, fruwających w powietrzu niczym ptaki. Podczas przerwy podszedł do akrobatów, by wyrazić swój podziw. Ci zaprosili go na kolację, a potem został z nimi całe lato.
Pewnego wieczoru trapezista zwierzył się Nouwenowi: „Wszyscy mnie oklaskują, ale ja tylko skaczę. Największa odpowiedzialność spoczywa na łapaczu. Jego zadaniem jest chwycić skoczka podczas lotu. Gdyby skoczek chciał sam chwycić łapacza, gdyby podjął próbę chwycenia go za ręce, skończyłoby się katastrofą. Do niego należy tylko skoczyć i zdać się na łapacza. Trzeba mu zaufać. On wie, co robić, i nie wolno mu przeszkodzić żadnym ruchem”.
„Panie, oto połowę mojego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie” (Łk 19, 8). Decyzja Zacheusza świadkom całej sceny mogła wydawać się zupełnie nieracjonalna. Owszem, mógł zwrócić zagrabione pieniądze, ale po co aż poczwórnie? I po co pozbywać się połowy majątku? Celnik jednak zdał sobie sprawę, że to jedyna szansa, by jego życie nie skończyło się katastrofą: pozwolić się złapać Jezusowi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu