Ksiądz Piotr Pochopień już jako student kieleckiego Seminarium marzył o misjach i działał w kleryckim kole misyjnym, prowadzonym wówczas przez obecnego biskupa Andrzeja Kaletę. Niemal tuż po święceniach w pierwszym roku kapłaństwa ks. Piotr przedstawił śp. bp. Kazimierzowi Ryczanowi swą prośbę, a biskup oczywiście odmówił, co dzisiaj misjonarz rozumie doskonale. Swą prośbę przedstawiał aż 11 razy, przez kolejne lata, bp Kazimierz konsekwentnie odmawiał. – Za jedenastym razem byłem zdeterminowany, że to już ostatni raz i może nawet bym nie zmartwił się odmową. Miałem już poukładane kapłańskie życie, angażowałem się w zajęcia sportowe, wiele się działo – opowiada.
A tutaj zgoda – i misje. Wyzwanie i zadanie. W międzyczasie ks. Pochopień, od zawsze zajmujący się piłką nożną, skończył szkołę trenerską i menadżerską, przez lata związany był z Wisłą Kraków, z zawodnikami, z klubem, był znany z tej działalności, a piłka pomagała w pracy z młodzieżą. A tutaj – misje…
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Po rocznej edukacji i formacji w Centrum Edukacji Misyjnej, obejmującej m.in. naukę języka (w tym przypadku: portugalskiego) wyjechał do Brazylii, w teren w zasadzie dziewiczy dla diecezji kieleckiej, wyjąwszy pracujących tutaj księży chrystusowców pochodzących z diecezji. W „zielonych płucach świata” wylądował 17 lipca 2012 r.
Reklama
Początkowo zamieszkał u ks. Marka Figurskiego z diecezji płockiej, a tamtejszy biskup skierował go na językowy kurs w stolicy, poznawał serdecznych ludzi, i właściwie z marszu ruszył do duszpasterskiej pracy. Po pół roku na wikariacie został mianowany proboszczem.
Karczunek na parafii
Objął parafię Marquinho w diecezji Guarapuava. Teren parafii to mniej więcej połowa obszaru diecezji kieleckiej. W parafii ponad rok nie było księdza i szybko ujawniły się różne braki, od duszpasterskich, po logistyczne i gospodarcze, choć wiadomo, nikt nie wyjeżdża na misje z oczekiwaniem all inclusive.
– Miejscowi ludzie bardzo pięknie chcieli przyjąć nowego proboszcza, czyli mnie, przygotowali poczęstunek, ale okazało się, że nie ma na czym usiąść. Kuchenka gazowa nie funkcjonuje, z lodówki się leje, 15-letni samochód ledwie działa, a 15 lat na drogi pełne dziur i niespodzianek, które nigdy nie widziały asfaltu, to naprawdę dużo – opowiada ks. Piotr. Którejś nocy w pierwszym tygodniu pobytu pod misjonarzem zawaliło się łóżko. No i kościół: strop przegniły, dach się sypie, nie ma wielu rzeczy, np. konfesjonałów. Wokół kościoła i plebanii – istna dżungla amazońska.
Tydzień trwał karczunek buszu pełnego niespodzianek roślinnych i zwierzęcych. – Lilie, które kosiliśmy kosą, byłyby absolutną ozdobą naszych kwiaciarni – opowiada misjonarz. A zza szafy wypełzła 2-metrowa kobra, jedna z kobiet narobiła krzyku. Kobrę schwytano i zjedzono, była dobra (niezłe jest też mięso z jaszczurek i pancerników).
Parafia i jej 18 filialnych kościołów
Reklama
Główny kościół nosi wezwanie Serca Najświętszej Maryi Panny i korzysta z niego ok. 800 osób, do tego jest 18 kaplic wyjazdowych w bardzo różnym stanie – taki był początek posługi ks. Pochopienia.
Nigdzie np. nie było konfesjonałów, z wprowadzeniem których misjonarz łączył tłumaczenie wiernym, czym jest grzech i potrzeba oczyszczenia się z niego, jak należy poznawać siebie i wzrastać w wierze. – Teraz mam kolejki do spowiedzi – mówi. Burza zmyła całkowicie jedną z kaplic, dwie drewniane zostały już zastąpione murowanymi. Teraz po Mszach św. w kaplicach ludzie chętnie zostają na rozmowy z księdzem.
W pierwszym roku pracy ks. Piotra wizyta duszpasterska z poświęceniem domów trwała rok czasu! – Dotarłem do wszystkich i wszyscy chcieli ze mną rozmawiać, dali mi kredyt zaufania, to był bardzo dobry początek – opowiada misjonarz. A jeden dom bywał oddalony od drugiego o kilka kilometrów.
I konsekwentnie realizował zasadę: rozwój duszpasterstwa i zaplecza materialnego.
Stopniowo wprowadzał spowiedź rodziców pierwszokomunijnych i chrzcielnych, organizowane cztery razy do roku całodzienne kursy przedmałżeńskie, następowała regulacja życia sakramentalnego. Przez pięć lat udzielił ok. 300 ślubów.
Reklama
Dzieci do I Komunii św. przygotowują się przez 3 lata, a przystępują do niej po ukończeniu12 lat, natomiast bierzmowanie odbywa się po ukończeniu 16. roku życia. W 2017 r. I Komunię św. przyjęło w parafii 97 dzieci, a sakrament bierzmowania otrzyma 138 osób, z czego 46 to ludzie dorośli. Kandydaci do bierzmowania każdej niedzieli przed Mszą św. mają katechezy przy swoich kaplicach z katechetami, ponadto uczestniczą w trzech – czterech całodniowych przygotowaniach, ze wspólnym posiłkiem i wieczorną Mszą św. Taki ogrom duszpasterskiej pracy wymaga pomocy – i tu jest rola ok. 70 katechistów przygotowanych do tych zadań przez ks. Piotra, społeczników, po specjalnych kursach prowadzonych przez misjonarza. Obrazu życia parafii dopełnia grupa szafarzy Eucharystii.
– Gdy nie ma księdza i życia eucharystycznego, wchodzą pseudopastorzy, a że każdy człowiek potrzebuje duchowości, wiary, zyskują podatny grunt. „Duchowni” po dwumiesięcznych kursach mienią się reprezentantami kościołów o nazwach przedziwnych, np. „Ręce Boga”, „Uśmiech Boga”, czy „Duch zstępujący” lub będący plagą w Brazylii tzw. „kościół Milano” – założony przez byłego księdza, który ogłosił się biskupem. Wcale niechętnie rezygnują ze swoich owieczek, straszą wiernych najgorszymi karami, a że ok. 30 procent ludzi jest niepiśmiennych, łatwo jest nimi manipulować – opowiada misjonarz.
Diecezja kielecka pomaga
Ks. Piotr pozostaje w stałej łączności z diecezją kielecką, doświadcza pomocy ze strony wielu parafii, zaprzyjaźnionych kapłanów; jest wdzięczny za troskę i pomoc ze strony bp. Jana Piotrowskiego i Misyjnych Dzieł Diecezji Kieleckiej, z ich dyrektorem ks. Łukaszem Zygmuntem oraz wszystkich kapłanów, którzy wspierają jego dzieło osobiście czy poprzez ofiary pierwszych piątków miesiąca. – Bez tej pomocy nie byłbym w stanie nic uczynić – mówi ks. Piotr.
Reklama
To wsparcie szerokie, począwszy od ofiarowanych dla brazylijskiej parafii różańców, obrazków, przedmiotów liturgicznych, przez współfinansowanie samochodu dla parafii (w projekcie Miva Polska), po zakup dzwonu z ofiar pierwszych piątków miesiąca. Jest na nim napis „Dar diecezji kieleckiej”. W lipcu 2017 r. w parafii ks. Piotra gościł bp Jan Piotrowski – niegdyś misjonarz w Kongu i Peru, który doskonale rozumie potrzeby misji. Przy dwóch kaplicach nie ma zakrystii, potrzebne są też nowe sale katechetyczne – Ksiądz Biskup zadeklarował pomoc diecezji.
W planie ks. Piotra jest jeszcze wymiana jednej z kaplic drewnianych na murowaną i remont salek katechetycznych przy głównej parafii.
Mango i... makowiec
Jak smakuje brazylijskie mango? – Inaczej niż z polskich sklepów, to po prostu miód i słodycz, mam kilka odmian w ogrodzie przy plebanii. Wyjątkowy smak mają też owoce jabutecaba, rodzaj krzyżówki agrestu z porzeczką, ale mój pies je uwielbia i zjada prosto z krzaka. Kilka odmian pomarańczy smakuje także zupełnie inaczej niż w Polsce – opowiada kapłan.
Menu przeciętnego Brazylijczyka – mieszkańca parafii ks. Piotra, a więc osoby ubogiej, jest niedrogie, nieskomplikowane, bazujące na lokalnych produktach. To kombinacja makaronu, ryżu, fasoli, manioku; mięso – jeśli jest. Potrawy są monotonne, misjonarz szybko zatęsknił za jadłospisem zbliżonym do polskiego, za jedzeniem bardziej urozmaiconym, z akcentem rodzinnym, a że umiejętność gotowania posiadł już w domu, więc sprawnie kucharzy, nie tylko dla siebie. – To dobra okazja, aby zaprosić innych księży polskich i zasiąść z nimi do wspólnego stołu. Tutaj na misjach i w samotności bardzo dokucza brak wspólnoty, brakuje mi obecności drugiego księdza, jego rady, rozmowy czy wspólnej modlitwy. Dopiero tutaj tak naprawdę doceniłem znaczenie kapłańskiej wspólnoty i to, jak bardzo przestrzegają jej proboszczowie w Polsce. Nieraz nas nawet to drażniło, to pilnowanie pór posiłków, spotkań – opowiada misjonarz.
Reklama
Na święta przyjeżdża do niego zawsze blisko 10 polskich księży, ks. Piotr wszystko przygotowuje sam; raz tylko gęś okazała się starym i ciężko strawnym egzemplarzem (bo Brazylijczycy nie mają zwyczaju zabijania i konsumpcji gęsiny), a innym razem przy zakupie maku prawie wezwano policję, więc mak na makowiec przywozi sobie z Polski. Porcje smakowitego ciasta pachnącego polskim Bożym Narodzeniem księża spożywają wśród drzew eukaliptusowych i palmowych, wśród swobodnie rosnących wokół plebanii lilii i storczyków. Ks. Piotr lubi odmawiać różaniec w swojej wolierze w towarzystwie ok. 40 papug, a jedna z jego ulubienic spaceruje swobodnie po kuchni – ma ją od pisklęcia. Przywykł też do jaszczurek śmigających po ścianach, które czyszczą je z insektów, ale pająków wielkich jak talerz trzeba unikać – ukąszenia bywają śmiertelne. Dokuczliwa i niebezpieczna jest plaga szczurów i tzw. hapozaów – to krzyżówka szczura z lisem.
Piłka i korupcja
W piłkę nożną w Brazylii każdy gra, to fakt. U siebie w parafii w każdą drugą niedzielę Wielkiego Postu ks. Pochopień organizuje Misyjny Turniej Piłkarski. Każda z 18 kaplic wystawia swoją drużyną, która przyjmuje nazwę dowolnego państwa. Wydarzenie jest całodzienne, z Mszą św. i wspólnym posiłkiem, dzieje się tak od pięciu lat.
Wspomina piłkarski debiut w kraju misyjnym. Gdy wyjeżdżał do Brazylii, przyjaciele z branży piłkarskiej wyposażyli go w kompletny ekwipunek piłkarski, aby dobrze prezentował się na boiskach w królestwie futbolu. – Wystroiłem się więc na pierwszy mecz, wiedzieli, że jestem grającym księdzem, trybuny pełne; wchodzę na boisko w moich profesjonalnych korkach – i konsternacja – może czterech ma buty w ogóle, reszta jest boso... – opowiada. Bo Brazylia to kraj kontrastów, ogromnej biedy prowincji, korupcji na najwyższych szczeblach, terroryzmu i bandytyzmu. Bogatsi skupują biedne gospodarstwa rolne, płacą potem tyle, że wystarczy na przysłowiową łyżkę strawy, oporni – giną od kuli, więc mało kto się sprzeciwia.
Przemocy i zagrożenia życia misjonarz doświadczał osobiście – w sąsiednim mieście były gigantyczne napady, sam trzykrotnie miał pistolet przyłożony do głowy. Co mnie uratowało? Ktoś mnie poznał, że jestem księdzem, przeprosili, że to pomyłka... Powszechne są kradzieże („nie zdziwię się, jak mnie okradną do gołych ścian”, mówi).
I zaraz dodaje: – Zaufałem Bogu i On prowadzi mnie na drodze misyjnej. Zrzekłem się wielu rzeczy, ale i bardzo wiele zyskałem. Wczorajszy dzień to już przeszłość, dzisiejszy to dar od Boga, a jutrzejszy – tajemnica. Odkrywam ją i powierzam Panu moją misyjną i kapłańską drogę. To Jego decyzja – nie moja – jak potoczy się ona dalej – podsumowuje ks. Piotr Pochopień.
Pod koniec maja już jest ponownie pod słońcem Brazylii.