Nie przepadam za gotowaniem,
delikatnie pisząc. No, żeby to było
jeszcze samo gotowanie... Ale najpierw
trzeba sprawdzić co mamy do
wykorzystania i wymyślić jakąś potrawę
z dostępnych komponentów. Do
tego nie byle jaką, lecz inną względem
obiadów mijającego tygodnia.
Nie trzeba być przecież dietetykiem, by
doceniać wartości odżywcze wszelkich
kasz, mięs czy warzyw.
Potem warto szybko przekalkulować,
ilu osobom pomysł się nie spodoba
i oszacować stan nerwów – czy dziś
jestem w stanie znieść narzekanie większej
czy mniejszej liczby osób? W dużej
rodzinie bowiem, ile głów, tyle pomysłów;
ile podniebień, tyle preferencji.
I jeszcze stworzyć listę zakupów, bo
zwykle czegoś jednak brakuje.
Kolejnym etapem jest „wyskoczyć”
do sklepu. Cudzysłów jest tu po to,
by słowo wyskoczyć nie wybrzmiało
zbyt lekko. Chociaż osiedlowy sklepik
nieopodal, to prowadzi tam dodatkowo
sporo schodów, a wyprawa wiąże się
z wszelkimi atrakcjami zapewnionymi
przez trójkę maluchów. Zatem jak aprowizacja
dobiegnie końca i tryumfalnie
stanę u drzwi mieszkania, stwierdzam,
że czas się bardzo skurczył i nie ma chwili
do stracenia – trzeba gotować! I myli
się ten, kto widzi przewiązaną elegancko
fartuchem kobietę, która sprawnie,
bo z kilkunastoletnim doświadczeniem
sieka surówkę. U nas kobieta nadzoruje
próby pomocy czterolatki i trzylatka, nie
włożywszy fartucha (bo nie pamięta).
Usiłuje przekierować najmłodszą, uwieszoną
na własnej nodze, pociechę do
pokoju z zabawkami, krojąc, gotując,
opiekając czy doprawiając potrawę.
Ważne jest jeszcze to, że obiad
w naszym domu jemy każdego dnia
wszyscy i o tej samej porze, wskazana
jest zatem punktualność.
Jednak niedzielny obiad różni się
od innych.
Niedzielny obiad to serdeczna odpowiedź
na codzienność kobiety bez fartucha.
Przyrządza go prawdziwy mistrz
kuchni, który zgłębił jej tajniki i odnalazł
niezawodną recepturę na naleśniki.
Od tamtej pory nie było niedzieli bez
placków nadziewanych to takim, to
innym farszem.
Mowa tu rzecz jasna o moim mężu,
który wciąż doskonali sposoby smażenia,
poszukując wygody, a także
nowych smaków w kuchni. Ale mowa
i o synu, który na wzór ojca, również
postanowił służyć rodzinie i wypiekać
na piątkowe kolacje... gofry (wybór
menu uwzględnia osobiste preferencje
obu panów).
I wdzięczna im jestem niesamowicie
za tę pomoc i wierność w wypełnianiu
postanowienia, ale chyba przede
wszystkim za akceptację mojej słabości
oraz praktyczny pomysł na okazanie mi
szacunku i miłości.
Kiedy się popatrzy na zapchane ulice i drogi dojazdowe do cmentarzy w czasie listopadowej uroczystości Wszystkich Świętych – wszędzie śpieszący się ludzie, przeciskający się wśród straganów z przeróżnymi rekwizytami, dekoracjami, często bez gustu i bez związku ze świętem – nasuwa się pytanie: Czy w tym biegu, tłoku jest czas na chwilę głębszej refleksji, chociażby na wspomnienie bliskich, których już z nami nie ma? Byłam tego dnia na małym cmentarzu niedaleko Warszawy. Ludzie, idący niekoniecznie alejkami, ale nawet po innych grobach, zajęci głośnymi rodzinnymi rozmowami nie zwracali uwagi na trwającą na cmentarzu Mszę św. Aż w końcu ksiądz nie wytrzymał, przerwał celebrację i stanowczo powiedział: „Proszę pozwolić nam się modlić, zatrzymać się, nie rozmawiać – trwa Eucharystia!”. Apel księdza miał niewielki skutek, bo zaaferowani sobą i zakupami ludzie nie usłyszeli słów księdza, podobnie jak homilii i całej Mszy św., która była dla ich rozmów zaledwie tłem. Często przy rodzinnych grobach spotykają się krewni, w zasadzie obcy sobie, niewidzący się latami, i najważniejsze staje się wtedy, aby sobie zaimponować – chociażby nowym, bogatym nagrobkiem, dużą ilością kwiatów, zniczy, a nawet wyglądem czy ubraniem, uważanym często za jedyny wyznacznik statusu społecznego, rzekomego dobrobytu. Na nic innego, na jakiekolwiek głębsze refleksje, nie ma miejsca. Nasza piękna tradycja modlitwy za zmarłych, pamięć o nich zostają zastąpione pośpiechem, staniem w korkach na drogach, przepychaniem się w tłumie, gwarem, skupieniem na sobie. Ktoś słusznie powiedział, że w te dni nasze cmentarze stają się coraz bardziej podobne do sobotnio-niedzielnych wielkich galerii handlowych, gdzie masowo świętują całymi rodzinami tzw. nowocześni Polacy. „Źle się dzieje, gdy nasza tradycja traci własny porządek i ład” – tak pięknie i mądrze pisał o. prof. Mieczysław Albert Krąpiec, wielki katolicki naukowiec, niedoceniony w obecnym świecie. Nawiązał też do dnia Wszystkich Świętych: „Stajemy przy grobach naszych bliskich z naszym odwiecznym strachem przed śmiercią. Spróbujmy im powiedzieć to, o czym nie zdążyliśmy za życia, zapomnieliśmy albo zabrakło nam odwagi. (...) Różnymi drogami biegnie życie ludzkie, ale wszyscy szukają szczęścia i miłości. Ludzie są zagubieni przez zło, egoizm i strach”. Te myśli o. prof. Krąpca świetnie korespondują ze słowami poety ks. Jana Twardowskiego: „Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą”. Właśnie takie powinno być to nasze świętowanie przy grobach tych, którzy odeszli. Może spotkamy kogoś bliskiego, komu winni jesteśmy jakieś serdeczne słowo, podziękowanie czy wyjaśnienie dawnego, palącego konfliktu – czego nie wolno odłożyć, bo może być za późno. „Jak można kochać Boga, który jest niewidzialny, nie kochając człowieka, który jest obok nas! (...) Musicie być mocni mocą miłości, która jest potężniejsza niż śmierć” (Jan Paweł II).
W tegoroczną Niedzielę Miłosierdzia Bożego 27 kwietnia Filipiny stały się pierwszym krajem na świecie, który całkowicie poświęcił się Jezusowi dzięki Bożemu Miłosierdziu. W tym wyspiarskim dalekowschodnim państwie azjatyckim orędzie i nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego, nazywane największym ruchem oddolnym w historii Kościoła katolickiego, jest szczególnie popularne. W archidiecezjalnym Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w El Salvador koło Cagayan de Oro w prowincji Misamis Oriental w północnej części wyspy Mindanao odbywają się największe na świecie obchody tego święta, przyciągające ponad 57 tys. pielgrzymów z całej Azji.
„Jest to niezwykłe i bezprecedensowe wydarzenie. Nigdy wcześniej w historii świata nie zdarzyło się, aby cały kraj poświęcił się Miłosierdziu Bożemu. Wierzę, że biskupów natchnął Duch Święty, aby prowadzić nasz kraj [przez tę konsekrację] do świętości” - powiedział o. James Cervantes ze Zgromadzenia Marianów Niepokalanego Poczęcia (MIC), oddanego szerzeniu orędzia Miłosierdzia Bożego.
Poniedziałkowa debata 13 kandydatów na prezydenta zorganizowana przez "Super Express" trwała prawie trzy godziny.
Debata podzielona została na dwie rundy. W pierwszej rundzie kandydaci zadawali pytania bezpośrednio swoim oponentom. Pytający miał 30 sekund, a odpowiadający 90 sekund. Było też 30 sekund na ripostę. W drugiej rundzie politycy mieli 90 sekund na swobodne wystąpienie
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.