Mariusz Rzymek: – Co najmocniej utkwiło Księdzu Prałatowi w pamięci z minionych 50 lat?
Ks. Prał. Stanisław Bogacz: – Najlepiej pamięta się ostatnie lata, a te wiążą się z proboszczowaniem w Cięcinie. Nazbierało się tego niemało, bo dokładnie 26 lat. W tym czasie udało się pięknie odrestaurować XVI-wieczny drewniany kościół św. Katarzyny, a nowy, Przemienienia Pańskiego został odpowiednio urządzony i doposażony. Jak tu przyszedłem, była w nim jedynie część ławek i niewiele więcej. Dzięki pracy i zaangażowaniu wiernych wszystko, co potrzebne, znalazło się w jego wnętrzu, jak witraże i nowe organy. Efektem tych wszystkich starań była konsekracja kościoła Przemienienia Pańskiego, do której doszło 5 sierpnia 2006 r.
– Zanim Ksiądz Prałat trafił do Cięciny, po drodze były inne, mniejsze lub większe parafie...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Przez te wszystkie lata zbierałem doświadczenie duszpasterskie zarówno w miejskich, jak i wiejskich placówkach. Pracowałem m.in. w Niegowici, Nowej Hucie, Wadowicach oraz w bielskich parafiach: Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Lipniku i Opatrzności Bożej w Białej.
– Utrzymanie dwóch kościołów w parafii, w tym jednego zabytkowego, to nie lada wyzwanie. Jak sobie z tym radzicie?
Reklama
– Znaczna część parafian bardzo sobie ceni ten zabytkowy kościół. Tu nie chodzi jedynie o sentyment, ale o świadomość, że przez wieki był częścią historii tej ziemi i ludzi, którzy ją zamieszkiwali. Gdy dobrych kilka lat temu trzeba było zdecydować, czy go odnawiać i przeprowadzać renowację, wtedy otrzymałem od parafian bardzo duże wsparcie. Byli na tak, i remonty mogły ruszyć. Co ciekawe, obecnie możemy pochwalić się nie tylko pięknie odrestaurowanym drewnianym kościołem, ale także tzw. zagrodą plebańską. Ją udało się wyremontować za pieniądze z programu transgranicznego. Na chętnych do jej obejrzenia czeka sołtys wsi Cięcina Antoni Figura, który mieszka nieopodal.
– Kościół Przemienienia Pańskiego po konsekracji, a świątynia św. Katarzyny po generalnym remoncie. Czy to znaczy, że w Cięcinie na razie spokój z pracami restauracyjnymi?
– Pracy nigdy dość. Na nowym kościele już wymieniliśmy większą część pokrycia dachowego. Do tego dochodzi wymiana tynków na frontach. W kolejce czeka impregnacja gontów modrzewiowych na zabytkowej świątyni. Wszystkie te prace są możliwe dzięki hojności parafian i ogromnemu wsparciu gminy Węgierska Górka, która jest nam bardzo życzliwa.
– Do Cięciny trafił Ksiądz Prałat w dobie przemian ustrojowych. Jak w czasach komunistycznych wyglądało tu duszpasterstwo?
– Parafia starała się o zgodę na budowę kościoła, a to nie było łatwe. Katechizacja odbywała się w salkach przykościelnych. Jakichś specjalnych szykan wymierzonych w życie religijne na szczęście nie było. Starsi te czasy doskonale pamiętają, a młodzi nie za bardzo w te historie wierzą. Są one dla nich zbyt abstrakcyjne. Budowę prowadził ks. Tadeusz Masny, ówczesny proboszcz. I tak jak wielu jemu podobnych, zachodził w głowę, jak zdobyć materiały budowlane i możliwie szybko zakończyć prace przy wznoszonym kościele.
– Złoty jubileusz to czas refleksji, zadumy? Jak Ksiądz Prałat patrzy na swe 50-lecie kapłaństwa?
Reklama
– Przede wszystkim jest to powód do wdzięczności Panu Bogu i ludziom. Niewielu księży z grona moich znajomych dożyło do takiej uroczystości. Mam więc się z czego cieszyć. Mnie udało się to osiągnąć pewnie dzięki temu, że dość wcześnie poszedłem do szkoły. Dziękuję więc Panu Bogu i za życie, i za kapłaństwo.
– Jakie osoby, wydarzenia były dla Księdza Prałata kamieniami milowymi na drodze realizacji kapłańskiej posługi?
– Przez ponad pół roku byłem w Ludowym Wojsku Polskim w jednym plutonie z ks. Jerzym Popiełuszką. Mimo nieciekawej służby miałem więc okazję spotkać wyjątkową osobę. Jako kapłan przypisany do metropolii krakowskiej często stykałem się z bp. Karolem Wojtyłą, co niewątpliwie miało wpływ na mój duchowy rozwój. To z jego rąk przyjąłem sakrament kapłaństwa i przez długie lata był on tym, który mnie i moich kolegów posyłał do posługi w różnych parafiach. Mnie skierował m.in. do Niegowici, gdzie sam rozpoczął swą pierwszą pracę duszpasterską. Kolejną taką nieocenioną osobą był ks. Jan Zając, obecnie piastujący godność biskupią. To on wprowadzał mnie w specyfikę miejskiej parafii w Wadowicach. Z biskupem krakowskim znamy się od szkoły średniej, z seminarium i mogę chyba powiedzieć, że łączy nas do dzisiaj prawdziwa przyjaźń, za co jestem mu wdzięczny.
– Parafia, która jest nacechowana góralską tradycją, mocno różni się od swoich miejskich imienniczek?
– Paradoksalnie niczym się nie różni. I tu, i tam spełnia się te same posługi, tak samo przygotowuje się do kazania, załatwia podobne sprawy w kancelarii. Lud Boży wszędzie jest taki sam. Podobnie rzecz się ma z osobami żyjącymi na marginesie Kościoła i parafii. Pewnie w mieście ten margines jest szerszy, więcej jest w nim anonimowości, co nie znaczy, że Cięcina zupełnie jest go pozbawiona. Nasza parafia jest bardzo duża. Liczy ponad 8 tys. ludzi. Opiekę duszpasterską sprawuje nad nią pięciu kapłanów. Poniekąd jest więc zbliżona do miejskiej parafii, choćby przez fakt, że na jej terenie znajdują się dwa duże osiedla. Dzisiaj zresztą mocno zacierają się różnice między wsią a miastem. Masowa kultura dociera do wszystkich jednakowo. Takie same komórki trzymają w dłoniach dzieci ze wsi, co z miasta. Ciężko jest więc mówić o wyjątkowej specyfice pracy duszpasterskiej w Cięcinie. Ona pewnie w niczym nie różni się od tej, którą prowadzą proboszczowie w innych miejscowościach.