Gdy 17 września 1939 r. pojawiła się w podlwowskich Brzozdowcach wieść, że do Polski wkroczyli Sowieci, niektórzy sądzili, że idą z pomocą. Szybko wyprowadzono ich z błędu: Sowieci zajęli Brzozdowce i zaczęli wprowadzać swoje porządki. – Bram powitalnych nikt jednak nie wystawiał ani chlebem i solą nie witał. Ich porządki dotknęły wszystkich – wspominał Kazimierz Martyniak, dawny mieszkaniec wsi.
Sowieci, którzy wtedy wkroczyli do Polski i zajęli jej wschodnią część, już jej nie oddali. Jednym z następstw II wojny światowej było przesunięcie Polski na Zachód, co dla tysięcy Polaków z Kresów oznaczało wielotygodniową tułaczkę, zakończoną na tzw. Ziemiach Odzyskanych, przyznanych jako rekompensata za ziemie na Kresach. Martyniak jest jednym z rozmówców Marka A. Koprowskiego i bohaterów jego książki „Kresy na Pomorzu. Tułaczka po Ziemiach Odzyskanych”, opisującej wędrówkę polskich granic, losy Ziem Odzyskanych i jej nowych mieszkańców.
Sto kilkadziesiąt osób z Brzozdowiec trafiło do Niemicy k. Sławna i do Trzebieszewa k. Kamienia Pomorskiego. Gdy rodzina Martyniaków trafiła pod Sławno, poniemieckie domy były już przebrane. – Chciałem szukać czegoś lepszego, ale ojciec z matką machnęli ręką i pogodzili się z sytuacją. Wszyscy starsi mieszkańcy Brzozdowiec tak postępowali. Oni wszyscy traktowali całą przeprowadzkę jako dłużej trwającą wycieczkę! Wierzyli, że cała ta tzw. repatriacja nie jest ostateczna, że wkrótce wszyscy wrócimy do Brzozdowiec – wspominał Kazimierz Martyniak. Nie wrócili. Kresy pozostały ziemią utraconą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu