Powieść „Harib” Zdzisława Raczyńskiego zaczyna się od sceny ucieczki przez pustynię, która okazuje się na szczęście sennym koszmarem. Jednak także wiele późniejszych zdarzeń przypomina takie koszmary – choć nimi nie jest. Przeżywa je dziennikarz Rościsław Grzybowski, który przyjął nazwisko Harib – co po arabsku znaczy „obcy”, „dziwny” – zmuszony do tego przez okoliczności. Gdy w 2010 r. Grzybowski-Harib trafia z norweską telewizją do Afryki Północnej, akurat wybucha tam arabska wiosna. W Libii, gdzie upada reżim Kaddafiego, Grzybowski-Harib wikła się w historię z miliardami dolarów ukrytych przez dyktatora Libii, a szukanych przez wywiady największych państw. Z opresji ratują Tuaregowie, plemię z południa Libii, walczące po stronie Kaddafiego... Rzadko kiedy fikcja jest tak bardzo osadzona w realiach geograficznych i politycznych, prawdziwych wydarzeniach, jak w tej powieści. Dla autora nie było to trudne: doskonale je zna, przez lata pracował w Afryce Północnej jako dyplomata.
Pomóż w rozwoju naszego portalu