Dla rodzin osób zaginionych bez wieści każda informacja mogąca wyjaśnić ostatnie chwile życia bliskich lub wskazać miejsce, gdzie znajdują się ich szczątki, ma ogromną wartość. Czasem takie informacje pojawiają się po latach. Tak było i tym razem.
Zaginieni
Skala zbrodni ostatniej wojny była tak wielka, że w tym konflikcie praktycznie każdy z nas stracił jakiegoś przodka. Pamięć o nich ciągle żyje w naszych rodzinach, choć każde następne pokolenie podchodzi do tych informacji z mniejszymi emocjami. Niemniej jednak pamiątki po nich i ich groby są nadal dla nas ważne. Inaczej rzecz ma się z dawnymi mieszkańcami tych ziem. Niemcy, w większości ewangelickiego wyznania, musieli opuścić swoje dotychczasowe strony. Gehenna przesiedleń spowodowała, że zarówno my, jak i Niemcy często nie możemy wskazać miejsca pochowania najbliższych. Dlatego tak ważne są wszelkie informacje o ostatnich chwilach ich życia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Taka historia miała miejsce w Głogowie, a właściwie w naszym Archiwum Diecezjalnym w Zielonej Górze, gdzie odnaleziono dwie pożółkłe karty, pochodzące z akt parafii św. Mikołaja.
Bitwa o miasto
Reklama
Kiedy tylko wojska radzieckie wkroczyły na ziemie, będące przed wojną częścią państwa niemieckiego, Adolf Hitler nakazał swoim żołnierzom, aby walczyli do ostatniej kropli krwi. Na dezerterów czekała śmierć. Rosjanie otoczyli Głogów 12 lutego 1945 r. Miasto wcześniej zostało ogłoszone twierdzą. Walki o nie były bardzo zażarte. Armia Czerwona dom po domu i dzielnicę po dzielnicy zamieniała Głogów w ruinę. 13 marca miasto stanęło w ogniu. Siły rosyjskie były tak znaczne, że Niemcy zdecydowali się ostatecznie poddać. 1 kwietnia ogłoszono kapitulację, a spalone miasto stało się areną niesłychanych gwałtów na miejscowej ludności. Sowieci mordowali, gwałcili, palili i rabowali pozostałych przy życiu. A było ich jeszcze ok. 1 800 osób. W takich okolicznościach prowadzenie zwyczajnego duszpasterstwa było praktycznie niemożliwe. Tym bardziej prowadzenie ksiąg metrykalnych.
Lista Wagnera
Ostatnim proboszczem parafii miejskiej św. Mikołaja w Głogowie był ks. Wagner. Był on świadkiem ostatnich chwil niemieckiego miasta i rodzącego się polskiego życia. Zapewne to on pomiędzy 16 kwietnia a 19 listopada 1945 r. zapisał odręcznie, a później przepisał na maszynie listę zawierającą 38 nazwisk mieszczan, uciekinierów i pierwszych polskich przybyszów, którzy w tym okresie zmarli w mieście i tu zostali pochowani. Zapewne pośpiech i ekstremalnie niesprzyjające warunki duszpasterskie spowodowały, że proboszcz Wagner nie zdążył sporządzić właściwego aktu zgonu ani odnotować tego faktu we właściwej księdze. Jak przypuszcza ks. dr hab. Robert Kufel, dyrektor Archiwum Diecezjalnego w Zielonej Górze, maszynopis miał posłużyć jako źródło do zapisu metrykalnego w parafialnej księdze zgonów. Prawdopodobnie w miarę upływu czasu duszpasterz spodziewał się uzupełnić maszynopis o brakujące dane osobowe lub dopisać kolejnych zmarłych, o których nie wiedział w momencie sporządzania maszynopisu. Tak się już nigdy nie stało. Karty włożono luzem do księgi i dopiero po latach zostały odnalezione.
Jedynym źródłem informacji o ostatnich chwilach życia tych 38 osób są dziś dwie pożółkłe kartki zachowane w aktach parafii św. Mikołaja w Głogowie, a dziś w naszym archiwum diecezjalnym. Dwie kartki, które po dekadach przywróciły pamięć o ofiarach tamtego czasu.