Reklama

Wiadomości

Aleksander Waleczny i jego armia

Oluś urodził się w 7. miesiącu ciąży tak chory, że lekarze odradzali jego matce walkę o życie dziecka, argumentując, iż nie da jej żadnej radości, bo „będzie tylko rośliną”. Rodzice, Katarzyna i Grzegorz, nie poddali się – przetrwali razem z Olusiem wiele operacji, skomplikowanych terapii i metod leczenia, o których przeciętny pacjent nie ma pojęcia.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

To Aleksander... Imię zobowiązuje – musi być waleczny, ale jego mama to prawdziwa wojowniczka – mówi o Katarzynie Majcher ks. Marek Tazbir, proboszcz w Szańcu.

Czy rodzina z chorym na kilka poważnych chorób dzieckiem może czuć się szczęśliwa, spełniona? Brzmi to jak duchowa metafora, iluzja. Wystarczy jednak spędzić w domu Majchrów jakiś czas, znaleźć się w centrum panujących tam relacji, aby w to szczęście po prostu uwierzyć.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Nie chowamy się po kątach

Świętokrzyskie. Dom na krańcu wsi Galów, z okien widać burobiałe o tej porze roku pola, w kuchni unosi się aromat herbaty i brzmi powitalne naszczekiwanie Luny, młodziutkiej labradorki. Olek, zawstydzony, zasłania jedną rączką buzię, ale z ciekawością, przez palce, spogląda na nieznajomą osobę. Katarzyna Majcher, krzątając się przy dziecku, opowiada. Tryska energią i optymizmem, że aż trudno nie zadać sobie w duchu pytania: skąd ona je czerpie? Jej mąż Grzegorz mówi natomiast niewiele, za to cały czas nosi i przytula Olusia, karmi go bananem i jogurtem, poi. Między zabawkami i domowymi sprzętami co chwila pojawiają się starsi synowie: 14-letni Marcel i 9-letni Julian. Olek wyraźnie się ożywia na ich widok.

Reklama

Pokój najmłodszego synka jest dostosowany do jego potrzeb – od łóżka, przez relaksujący hamak pod sufitem, przyjazną kolorystykę i szereg specjalistycznych urządzeń, takich jak walker do nauki chodzenia, na który zbierano fundusze podczas zbiórki w parafii i nie tylko. Koszty życia, a przede wszystkim opieki nad tak chorym dzieckiem niemiłosiernie rosną, ale Majchrowie nie pytają na wyrost, co będzie dalej. – Oczekuję od Olusia, że będzie się starał, że razem podołamy – mówi Katarzyna. Należy do grona ludzi, którym chce się żyć i tym życiem zarażają. Koleżanki, początkowo przerażone sytuacją rodzinną u Majchrów, teraz czerpią od nich siłę. Kasię – zawsze fajnie ubraną i dobrze uczesaną – wyciągają do kina, na spacery. Oluś ma nawet swoją stronę na Facebooku.

– Nie chowamy się po kątach, nie płaczemy. Zabieram Olusia na spacer, pokazuję mu drzewa i słońce, głaszczę go po buzi, gdy pada deszcz, i tłumaczę, czym on jest – opowiada.

Walka i kryzysy

Reklama

W 28. miesiącu ciąży przez naczyniaka – guza na łożysku konieczne było cesarskie cięcie. Wskutek ściągania wód wdało się zakażenie, a życie matki i dziecka było zagrożone. Chłopczyk przebywał na oddziale w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Wyszedł ze szpitala po 7 miesiącach walki o jego życie. Krytyczna była siódma doba – pojawiła się sepsa i nastąpiło krwawienie dokomorowe do główki, które zalewało mózg dziecka. – Nie wiemy, ile mózgu nam zostało – mówi Katarzyna. Szybko przyszło zapalenie opon mózgowych, nie można było obniżyć ciśnienia międzymózgowego. To wtedy lekarze mówili, że dziecko nie da jej „żadnej korzyści”, że „podawanie krwi to tylko przedłużanie jego agonii”. – A ja stoję nad tym dzieckiem i kocham je nad życie – wspomina dzisiaj Katarzyna. Oluś, nazywany Aleksandrem Walecznym, ocalał, przetrwał dziesięć operacji główki i miał trzykrotnie wymieniane przez wszczepienie tzw. zbiorniki Rickhama. Gdy miał 7 miesięcy, wszczepiono mu zastawkę komorowo-otrzewnową; czeka go jej wymiana. Do tego doszły różne zespoły zaburzeń, różne niewydolności, ogniska krwotoczne, drgawki, dysplazje czy zapalenie płuc. Trudno wszystko wymienić, a to spotkało Olusia podczas zaledwie kilku miesięcy życia...

Katarzyna jeden dzień spędzała z Olusiem w szpitalu, a kolejny – z dziećmi w domu, żeby być dla niego i dla nich. Na szczęście u małego wykształcił się odruch ssania i chłopczyk mógł być karmiony butelką; jadł chętnie i sporo, zaczął przybierać na wadze. Matka widzi, że jej najmłodsze dziecko potrzebuje komunikacji, walczy, ale on też się nie poddaje. Od 4. miesiąca życia Oluś ma padaczkę objawową. Ataki trudno przewidzieć – ostatnio około godzinny przyszedł w samochodzie w drodze do szpitala w Katowicach, gdzie odbywają się konsultacje.

Rehabilitacja – tak. Ale jaka?

Reklama

W większości konsultacje są jednak w Kielcach – prywatnie, zabiegi nierefundowane. W Katowicach korzystają z konsultacji u specjalistki (doktor nauk kultury fizycznej). Tam dowiedzieli się, jak ważne jest bodźcowanie lewej strony ciała dziecka: uderzaniem, szczypaniem, aby ją stymulować. Wiele zabiegów sprawiło, że Oluś, opisany jako noworodek z porażeniem czterokończynowym, ma teraz ewidentnie porażenie lewostronne. To duży sukces, chłopiec przeszedł ciężką drogę. Specjalistka z Katowic ma pomysł: cały plan rehabilitacji, którego jednym z pierwszych etapów jest obciążenie nóg i ustawienie stópek przez zagipsowanie obu kończyn, od kolan w dół. Wśród mnóstwa zadanych do domu ćwiczeń ważna jest szczególnie stymulacja miednicy, która stanowi „centrum dowodzenia” ruchem. Nieodzownym elementem jest także terapia lekowa pod kierunkiem neurologów i innych specjalistów.

Pan Jezus trzyma cię za rączkę

W niedzielę w szanieckim kościele Katarzyna ma swoją rozmowę z Maryją. – Ty wiesz – mówi Jej. – Twój Syn tak cierpiał, mój ma tak pokłute rączki... Gdy w szpitalu Katarzyna musiała na chwilę zostawić Olusia, mówiła mu: „Matka Boska trzyma cię za jedną rączkę, a Pan Jezus za drugą”. Bunt, sprzeciw, kłótnia z Panem Bogiem, odwieczne pytania zbolałego ludzkiego serca: dlaczego ja?... Czy to było? Oczywiście, że było.

Kasia odbyła w Łodzi spowiedź z całego życia, jej kierownikiem duchowym stał się o. Mateusz. – Wiara, nadzieja, modlitwa, dom, dzieci, mam siostry, mamę, rodzinę – wylicza życiowe atuty. Rozmowa z bliskimi to dla niej skarb. – Wierzę, że Duch Święty mówi przez drugiego człowieka – mówi Katarzyna Majcher. Widziała w Łodzi, jak matki zostawiają swoje chore dzieci. Mogła się buntować, wadzić z Bogiem – przecież z natury jest bojowa – ale myśl o pozostawieniu dziecka? Nigdy.

Armia na pomoc

Sami sobie poradzimy, inni mają gorzej, nie będziemy prosić o pomoc. Jednak życie oraz inicjatywa bliskich osób zweryfikowały takie podejście. Leczenie i rehabilitacja Aleksandra to koszty, bardzo wysokie (rehabilitacja tygodniowa to ok. 500 zł). Musieli zakupić: pionizator COCO, wózek specjalistyczny Rico Buggy, przyczepkę rowerową dla dziecka z niepełnosprawnością, specjalistyczny fotelik, obciążającą kołderkę i dziesiątki innych potrzebnych rzeczy. Zakup walkera do nauki chodzenia (koszt 33 434 zł) przekraczał ich możliwości finansowe. I tak nie myśleli o społecznej zbiórce, do której proboszcz ich namawiał, no bo przecież „inni mają gorzej”. I pewnie byłoby tak po dziś dzień, gdyby nie wujek Jerzyk, który sam bardzo dużo w życiu przeszedł. Powiedział: „Kaśka, bez protestów, bo to nie dla ciebie, to dla niego” – i uruchomił społeczną zbiórkę. Wujek zbierał w Solcu-Zdroju, sam od siebie dużo dołożył i mieli już 10 tys. zł. Ukazał się artykuł w kieleckim dzienniku, w pomoc włączyło się Busko-Zdrój. Sołtyska z Galowa zaproponowała kiermasz ciast po Mszach św. w kościele. Brzmiało to lepiej niż wyciągnięcie ręki po pomoc. – Wyszedł z tego wielki rodzinny festyn, wszystkie wsie z parafii piekły ciasta, i to takie, o jakich zwykle się nie śni. Około stu ciast pakowali w remizie, zabrakło pojemników. Ktoś miał wypadek ze świeżo upieczoną blachą, więc dokupił ciasto w sklepie. Strażacy, koła gospodyń wiejskich, znajomi i nieznajomi. Nauczyciele ze szkoły podstawowej w Szańcu zrezygnowali z prezentów na Dzień Nauczyciela i poprosili o datki dla Olusia (szkoła uzbierała 2,7 tys. zł). OSP Galów dołożyło 400 zł i tym sposobem została uzbierana kwota potrzebna na zakup walkera. Ale zbiórki trwają nadal, m.in. istnieje możliwość pomocy przez Fundację Avalon, której chłopczyk jest podopiecznym. Dzięki tym dodatkowym środkom rodzice mają pieniądze na rehabilitację w Katowicach czy na pomoc fizjoterapeuty, który dojeżdża zimą z Kielc. No i ta atmosfera! – Wtedy w kościele w Szańcu czułam się członkiem wielkiej rodziny, dotąd na te wspomnienia mam dreszcze. Trudno wszystkim wyrazić wdzięczność – mówi Katarzyna.

Oluś pokazuje mi, gdzie ma oczko, a gdzie brzuszek, z pomocą mamy i walkera demonstruje pierwsze kroki. – Jesteśmy wezwani do bezwarunkowej miłości – miłości najpiękniejszej, miłości sercem. Oluś nauczył mnie pokory, cierpliwości i bezgranicznej miłości. Jestem szczęśliwa. Nie pozwalam mówić, że chore dziecko to nieszczęście. Nigdy – podsumowuje Katarzyna Majcher.

2022-02-08 12:01

Oceń: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Adwent czynu

Niedziela wrocławska 50/2014, str. 6-7

[ TEMATY ]

pomoc

adwent

Archiwum sióstr boromeuszek

Stworzenie świątecznej atmosfery dla podopiecznych ZOL-u wymaga pracy wielu osób, ale sprawia też dużo radości

Stworzenie świątecznej atmosfery dla podopiecznych ZOL-u
wymaga pracy wielu osób, ale sprawia też dużo radości

Myśl o tym, że Adwent jest czasem radosnego oczekiwania na przyjście Chrystusa, kołącze się w naszej głowie od momentu, gdy tylko się on zacznie. O wewnętrzną radość czasami trudno, ale wiele robimy, by ją osiągnąć. Może w tym Adwencie warto dać uśmiech komuś innemu?

W Salezjańskim Duszpasterstwie Akademickim „Most” pomagać można przez cały rok. A jest komu! Funkcjonujące w „Moście” przęsło „dla Innych” zrzesza ludzi o różnych talentach, którzy chcą dzielić swój czas i serce z innymi. Najstarszą formą wolontariackiej działalności są odwiedziny u „dziewczyn zza płota”. – Chodzimy do nich raz w tygodniu, rozmawiamy z nimi, opowiadamy o Bogu – mówi odpowiedzialna za przęsło „dla Innych” Ola Grzegocka. – Czasami w ogóle nie zwracają na nas uwagi, nie słuchają tego, co chcemy im przekazać. Ale są takie tygodnie, że i my, studenci, i dziewczyny wzajemnie się budujemy i to jest najpiękniejsze. W „Moście” działa także oratorium. – Ks. Bosko w oratoriach gromadził bezdomnych chłopców, którzy nie mieli przed sobą żadnych perspektyw – opowiada uczestnicząca w powstawaniu podprzęsła Ewa Kielar. – Uczył ich, wychowywał, stwarzał im dom. Dziś też opieramy się na czterech wymiarach: dom, Kościół, podwórko i szkoła. Studenci animują dzieciom czas, sami zaś czerpią od nich wiele inspiracji i radości. Odnogą oratorium jest oratorium wędrowne, którego działalność ma pokazać dzieciom, że są kochane, ważne, że ktoś żyje ich życiem. – Dzieci są dla mnie nie tylko inspiracją, ale przede wszystkim znakiem Bożej miłości – mówi E. Kielar. Studenci mają szansę pomóc także swoim starszym kolegom i koleżankom, którzy w „Moście” się poznali, zaręczyli, a potem pobrali. Teraz kontynuują formację, spotykając się w duszpasterstwie co dwa tygodnie. W tym czasie ich pociechami zajmują się studenci. Ostatnią formą wolontariatu, w jaką można zaangażować się w „Moście”, są korepetycje. – W tym roku przychodzi do nas osiemnaścioro dzieci, jest też więcej studentów, którzy chcą pomagać – tłumaczy O. Grzegocka.
CZYTAJ DALEJ

Wałbrzych. Włamanie i profanacja w sanktuarium. Sprawca zatrzymany

2025-11-13 10:55

[ TEMATY ]

Wałbrzych

profanacja

kradzież

ekspiacja

profanacja kościoła

Komenda Miejska Policji w Wałbrzychu

Uszkodzona kasetka na datki – ślad po włamaniu dokonanym w nocy z 10 na 11 listopada.

Uszkodzona kasetka na datki – ślad po włamaniu dokonanym w nocy z 10 na 11 listopada.

W nocy z 10 na 11 listopada w sanktuarium Drzewa Relikwii Krzyża Świętego na wałbrzyskim Podzamczu doszło do profanacji i kradzieży.

Jak poinformował Oficer Prasowy Komendanta Miejskiego Policji w Wałbrzychu, kom. Marcin Świeży, 40-letni mieszkaniec miasta włamał się do czterech kasetek na datki i ukradł znajdującą się tam gotówkę. Mężczyzna wszedł do kościoła jeszcze w godzinach wieczornych, ukrył się w jednym z pomieszczeń, a gdy świątynia została zamknięta, wyłamał zabezpieczenia i zabrał pieniądze - prawdopodobnie nawet kilka tysięcy złotych. Następnie opuścił obiekt.
CZYTAJ DALEJ

W duchu doświadczenia filozofii i osoby ks. prof. Józefa Tischnera

2025-11-15 21:48

Archiwum UPJPII

Biblioteka Główna Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie rozbrzmiewała góralską muzyką jak nigdy dotąd.

Tego wyjątkowego wieczoru ,12 listopada Rodzinna Kapela Trebunie-Tutki i Przyjaciele, którzy przybyli do Krakowa wprost z Łopusznej – rodzinnej miejscowości ks. prof. Józefa Tischnera – świętowali wraz ze społecznością akademicką UPJPII zwieńczenie Roku poświęconego Księdzu Profesorowi.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję