Pytanie to często jest zadawane przez rekolekcjonistów, zwłaszcza tym, którzy rozpoczynają swą przygodę z życiem konsekrowanym lub kapłaństwem. Czas Wielkiego Postu wydaje się być właściwym dla takich pytań.
Niełatwo jednak znaleźć precyzyjną odpowiedź, potrzeba więc światła wiary i intelektu. Spotkanie Boga, które przybiera bardzo różnorodne formy, rzuca takowe światło. Otóż wierzymy, że Bóg jest wszechobecny, że widzi każdy nasz czyn, że słyszy każde nasze westchnienie, najmniejszą choćby modlitwę. Płaszczyzną spotkania z Bogiem jest więc nasza codzienność. Jednak to nie wystarczy do pełni życia. Jest tu potrzebna przestrzeń obiektywnego spotkania, którą daje nam Kościół. Mowa o sakramentach, cudownych kanałach działania Bożej łaski, z wierzchu tak niepozornych.
Chleb Życia
Czas Wielkiego Postu sprzyja przede wszystkim rozmyślaniom na temat chrztu. Dzięki niemu zostaliśmy zanurzeni w Chrystusie (Rz 6,3n). Z Nim powstaliśmy też do nowego życia. Jednak uwagę pragnę zwrócić na inny sakrament, nazywany jakże doniośle Najświętszym Sakramentem, Eucharystią.
„Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie” (J 6,35). Są to słowa, w których nasz Mistrz objawia swą tożsamość jako chleb życia. Czyni to zaraz po dokonaniu cudu rozmnożenia chleba. Odpowiada więc na pierwszą część pytania, które zadałem na początku. Dalej słyszymy odpowiedź na drugą część. Kto przyjdzie do Jezusa, nie będzie łaknął. Tak oto pytanie o naszą tożsamość i nasz cel możemy zadać sobie w kontekście sakramentu Eucharystii. Kim jestem ja wobec Chleba Życia? Czy zmierzam do Tego jedynego, który mnie nakarmi, tak że nie będę już łaknął? Chodzi o zaspokojenie naszego pragnienia Boga, o zbawienie przez wypełnianie konkretnej misji.
Eucharystia określa nie tylko naszą tożsamość, ale wskazuje również na cel. Po co żyję i dokąd zmierzam? Upodabnianie się do Chrystusa nie musi wiązać się z abstrakcją. Upodabnianie jest stawaniem w prawdzie o sobie wobec Boga i wyruszeniem w drogę ze świadomością swojej natury. Nie tylko jej mocnych stron, ale i słabości.
Czcigodny Sługa Boży, abp Fulton Sheen na kartach swej książki Kalwaria i Msza Święta zapisuje, że Chrystus na patenie swego krzyża dokonuje zjednoczenia siebie jako Hostii ofiarowanej Ojcu z mniejszą hostią pokutującego łotra. Hostia jest darem dla Ojca, a dla nas Chlebem życia. Wskazuje na nasz cel: stanie się hostią dla Boga, darem dla bliźnich.
W moim sercu
Bycie darem, a więc życie Eucharystią, jest misją każdego chrześcijanina, a szczególnie realizuje się w powołaniu kapłańskim. W życie księdza wpisane jest ofiarne dawanie siebie, a więc bycie chlebem, na wzór Chrystusa. Wszystko co jest, poza grzechem, elementem naszego życia, było również częścią Jego życia. Chrystus więc miewał rozterki.
Poznanie siebie w świetle wiary i intelektu pomaga nam uświadomić sobie nie tylko, co jest moją misją, ale zobaczyć przede wszystkim, co jest w moim sercu. Niech to nie będzie jednak spojrzenie przepojone paniką, lecz miłością. Ono pozwoli dopiero stanąć przed naszym Ojcem w prawdzie i powiedzieć: „Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!”.
Krzyż - znak, symbol, przedmiot. Na ile obecny w naszym życiu, na co dzień i od święta? Jak wiele znaczący? Czy napomina, prowadzi, staje się przewodnikiem i świadkiem historii naszego życia?
- Taką datę ma wyrytą na postumencie. Widzisz? 1863. Jakaś niewprawna ręka pisała te cyfry. Może mój prapradziadek... - Ewa dotyka z czułością ramienia krzyża. W jej blokowym mieszkaniu udało się odtworzyć klimat polskiego dworku. Stare meble, na ścianach klasyczne malarstwo i szabla stryjka Makarego, powstańca styczniowego.
Krzyż jest zwyczajny, metalowy. Liczy jakieś 30 cm, wliczając metalowy postumencik, pełen symboli męki Pańskiej. Ramiona krzyża zdobią nieczytelne już napisy.
Krzyż ten w rodzinie Ewy traktowany jest niemal jak relikwia. Dlatego na moich oczach wydobywa się go z szafki w kredensie, gdzie przechowywany jest na co dzień. Stoi na półce z rodzinnymi pamiątkami, owinięty szczelnie flanelowym kocykiem. Wyciąga się go raptem kilka razy w roku: do wieczerzy wigilijnej, jak ksiądz chodzi po kolędzie i gdy w rodzinie dzieje się coś ważnego - ślub, chrzciny, pogrzeb, choroba czy jak ostatnio - egzamin komisyjny wnuka...
Krzyż jest koślawy, co rzuca się w oczy, podobnie jak jego ciemnosrebrny kolor. Brakuje jednej z nóżek postumentu. Ale choć uszkodzony, stanowi, po szabli, drugą pamiątkę po dawnych czasach. Jest w rodzinie pamięć o niewielkim majątku ziemskim, który Rosjanie zabrali, karząc za udział w powstaniu. Wspomina się, że pradziad i cała rodzina wyszli z dworu jak stali. Pozwolono im zabrać raptem kilka tobołków. Musiał być w nich i ten krzyż.
80 lat później pojawia się w dziejach rodziny ponownie, gdy dziadek Ewy z siostrą wywożeni są na Sybir. Jest lutowa noc, straszliwy ziąb i zamieć, pociąg rusza ze stacji w Wilnie. Stukot kół zagłusza uderzenia krzyżem o zamek wagonu. Tak w niego tłukli, że aż urwali kawałek postumentu, ale udało się. Ocaleli.
Ewa: - Nikomu nie przyszło do głowy go naprawiać. I chyba słusznie - bo wtedy pamięć o tamtej cudownej ucieczce z sowieckiego eszelonu zabrzmiałaby jak bajka.
Dziadek Ewy przeżył wojnę. Był aptekarzem, wychował pięcioro dzieci, ludzie go szanowali. Gdy zmarł, chciano jednej z nowych ulic nadać jego imię. Rodzina się nie zgodziła. To nie w dziadka stylu.
Natomiast cudownie ocaloną Lenę, siostrę, tuż po wyzwoleniu zastrzelili żołnierze Armii Czerwonej, gdy stanęła w obronie Niemki, nad którą się znęcali. Wtedy dziadek Ewy usiłował wyryć na lewym ramieniu krzyża datę jej śmierci. Ale krzyż, choć uchodził w rodzinie za srebrny, ani drgnął.
Ewa: - Bodaj jeszcze babcia Michalina była przekonana, że krzyż jest wykonany z cennego materiału, w związku z tym jest sporo wart. Ale jak przychodziła bieda, wyprzedawano w rodzinie wszystko. Z wyjątkiem niego. Opowiadano nam, że nawet w czasie okupacji, jak stryjka trzeba było wykupić, to rodzina się u lichwiarza zadłużyła, a krzyża nikt nie sprzedał. Może to i dobrze, bo popatrz... - pokazuje palcem tył postumentu. - Parę lat temu wpadliśmy na pomysł wyczyszczenia go mleczkiem cif i zaczął szpetnie obłazić. To pewnie jakiś stop, zwyczajny metal, pociągnięty tylko czymś srebrnym...
Wartość takich rzeczy nie mierzy się wartością kruszcu, to oczywiste.
Ewa: - Myślę o rękach, które go dotykały. O uroczystościach, które widział. O ludziach, którzy odeszli. O modlitwach, jakie przed nim szeptano. Był pewnie świadkiem tylu pięknych i strasznych chwil. W jakimś sensie jest on naszym pamiętaniem, częścią naszej rodzinnej „koślawej” przeszłości.
Chełm. Zaproszenie na obchody 82. rocznicy Zbrodni Wołyńskiej
2025-07-08 10:26
(buk)
materiały prasowe
Zapraszamy na uroczyste obchody Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej.
Jak co roku, w Chełmie odbędą się uroczystości związane z upamiętnieniem Ofiar Rzezi Wołyńskiej. Chełm w kontekście Wołynia to miasto szczególne. To tu powstało Muzeum Pamięci Ofiar Rzezi Wołyńskiej, czyli instytucja, której misją jest nie tylko upamiętnienie, lecz także edukacja i przypomnienie o wydarzeniach, które miały istotny wpływ na historię i losy wielu rodzin.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.