Po drodze zastanawiam się, jaką Polskę zobaczy Andrzej po 17 latach od wyjazdu. Kiedyś kazano mu za miłość do tego kraju wyjechać na drugi koniec świata. Czy teraz uzna, że warto było nadstawiać
głowy? I po co właściwie wraca właśnie teraz? Po zemstę, wyrównanie rachunków? A może z nostalgii...
Stoimy na tarasie lotniska. Białe kadłuby samolotów nikną w bieli śniegu. Pas startowy łączy się na horyzoncie z nieboskłonem, jakby nad naszymi głowami zamknęła się chłodna kopuła
nieba. Andrzej, opalony, elegancki, wielkoświatowy patrzy uważnie w nasze twarze. Czekam kiedy zapyta o Tomka. Mija kwadrans, nim jakoś tak półgębkiem, od niechcenia powie.
- Nie przyjechał...
To tylko stwierdzenie faktu, nie pytanie. Widać najtrudniej przeboleć zdradę przyjaciela. Nawet czas nie leczy rany.
- To on na mnie doniósł, wiesz? W marcu 1982 r. - mówi do mnie nagle, gdy stoimy na drodze zatarasowanej przez rolnicze ciągniki "Samoobrony". Nad jednym powiewa wielka biało-czerwona
flaga z napisem "Żądamy większych cen za żywiec".
- I popatrz - uśmiecha się pod wąsem - minęło tyle lat, a ja mam w sercu ciągle zadrę. Nie umiem przebaczyć najlepszemu przyjacielowi. Wrogowi bym chyba potrafił,
ale nie Tomkowi...
Reklama
Andrzej i Tomek - koledzy z podwórka, szkoły, liceum. Nierozłączni. Patrząc na nich myślało się o wspólnocie dusz, tej metafizycznej sile łączącej ludzi różnych charakterów,
temperamentów, światopoglądu.
- Takie przyjaźnie - mówi dziś Andrzej cynicznie - możliwe są tylko w młodości, gdy wierzy się w miłość, przyjaźń, szlachetne porywy duszy, wyidealizowane stany uczuciowe, wszystkie
te romantyczne bzdury znad Świtezi. Tylko wtedy "tak" znaczy "tak", a "nie" po prostu "nie". Później człowiek przekonuje się, że istnieją właściwie jedynie odcienie szarości, boleśnie niejednoznaczne
moralnie, skażone własnym egoizmem, przekonaniem o nieomylności swoich sądów, goryczą zmarnowanych okazji.
Reklama
Rozmawiamy kolejną nocną godzinę, tak jak zazwyczaj rozmawiają starzy przyjaciele. Wyłącznie o sukcesach. Intratne posady w instytucjach o długich angielskojęzycznych
nazwach, atrakcyjne wyjazdy służbowe, szkolne sukcesy dzieci - to na początek. Wśród starych znajomych, którzy startowali z tego samego miejsca nie może być przecież przegranych. I nie
ma. Przynajmniej tej nocy.
- Po co przyjechałem z Australii po 17 latach? - Andrzej ciągle patrzy za okno swojego rodowego gniazda, gdzie śnieg bieli kolejne dachy i wiruje w żółtym
świetle ulicznych latarni. -Trochę z tęsknoty, trochę z przypadku, a po części dlatego, by wyrównać rachunki z przeszłości. Chciałbym dowiedzieć się - mówi
spokojnie - kto zafundował mi taki życiorys, kto zamienił się miejscem z Panem Bogiem i z jakiego powodu, dla jakich korzyści zniszczył mi życie.
- Dlaczego zniszczył - pytamy chóralnie. - Masz przecież w Australii własną firmę, dom, żonę, dzieci, spore pieniądze?
- Australia jest fantastyczna. Ceni się tam pracowitość i uczciwość, każdy ma szansę na swój milion dolarów. Problem polega na tym, że ja mam słowiańską duszę. Czyli skomplikowaną. Mnie
coś tam głęboko w sercu nie daje spokoju, jakiś polski demon... Dawno temu przejeżdżałem przez takie małe australijskie miasteczko w Interiorze. Wokół setki mil pustkowia po horyzont.
Jadę, mam otwarte okno i zupełnie niespodziewanie dopada mnie zapach świeżo upieczonego chleba. Wiecie, taki polski zapach, że aż w żołądku kręci. Wyraźnie dochodzi z jednego
domów. To ja po hamulcach, biegnę do chałupki, żeby uścisnąć rodaków, najeść się polskiego chleba, pogadać po polsku. A tam nad kadzią dwie olbrzymie Murzynki ważą jakieś aborygeńskie jadło.
Tu nie chodzi o zwykłą nostalgię, ale o poczucie bezpańskości. Po tylu latach nie potrafię już porządnie tęsknić. Polska mi się nie śni. Wraca uczucie, że z czegoś ważnego
mnie okradziono.
Reklama
Małgorzata, dawna koleżanka ze studiów, pamięta Andrzeja i Tomka. Na trwale wpisali się w krajobraz jej młodości.
- Numerem jeden zawsze był Andrzej. Typ przywódcy. Rozdyskutowany, rozpolitykowany, rozgrzany temperatura lat 80. Prymus na studiach. W czepku urodzony, mówiło się na wydziale. I Tomek,
jedynak z dobrej rodziny. Strasznie ambitny, ale nieśmiały, wycofany. Naśladował Andrzeja we wszystkim. Słuchali tej samej muzyki, czytali te same książki, łazili z tymi
samymi dziewczynami. Tylko że Tomek zawsze o krok za mistrzem. Jakby w jego cieniu. Myślę, że nikomu nie przyszło do głowy, że ta sytuacja zacznie mu kiedyś ciążyć. Po
tej sprawie z Andrzejem zachodziliśmy w głowę kto to mógł zrobić. Najbardziej dramatycznie zareagował Tomek...
- Byli przyjaciółmi, ale w rzeczywistości stanowili olbrzymi kontrast - ks. Jacek był wtedy wikarym w pobliskiej parafii i sympatykiem "Solidarności", obracał się
w kręgach studentów. - Andrzeja porwała działalność opozycyjna, nienawidził komuny, na Mszy św. darł się pod chórem najgłośniej "Ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie", jakby mu zależało żeby
go zgarnęli, zamknęli, poturbowali. Ryzykant, po wariacku odważny. Miało się wrażenie, że zależy mu na sławie bohatera, męczennika. Brał cały plecak bibuły i łaził zomowcom pod nosem w te
i wewte. Stancje zamienił w drukarnię. Tłukł ulotki dzień i noc. Cała kamienica wiedziała. Pyskował głośno i w miejscach publicznych rzeczy, o których
przeciętniacy bali się nawet pomyśleć. Niektórzy się go trochę bali, bo on w te swoje wariactwa wciągał naiwne dzieciaci z liceum. Inni bali się o niego. Właściwie kiedy
dowiedziałem się, że komuniści wyrzucają go z kraju pomyślałem, że Bóg uratował mu w ten sposób życie. Prędzej czy później znaleźliby go gdzieś w bramie zakatowanego na
śmierć przez "nieznanych sprawców". A komu ten wyjazd zawdzięcza? Andrzej, patrząc po ludzku, miał wszystko. Wymarzone studia, wspaniałą dziewczynę, ideę, której służył, nimb bohatera nad głową...
Po jego wyjeździe okazało się, że wszystkie te dobra przypadły Tomaszowi. Oczywiście, upłynęło trochę czasu nim zajął jego miejsce w NZS-ie, w strukturach podziemia, z których
wystartował potem do wielkiej polityki, biznesu, wpływowych znajomych. Zmienił się tak bardzo, że gdy w 1990 r. widziałem go na zjeździe "Solidarności" nie mogłem uwierzyć, że to ten dawny
niepozorny, cichy Tomaszek. Skupiał na sobie uwagę tłumów, jak aktor grający swoją życiową rolę. Bardzo wtedy przypominał Andrzeja.
- Nie mam wątpliwości, że Tomek sprzedał wtedy Andrzeja komuchom, a potem zawłaszczył spadek po przyjacielu. Niektórzy czuli zdradę, nazywali Tomka "Judaszem", większość jednak do dziś uważa
Tomasza za jedną z ofiar komunistycznego reżimu. - twierdzi Robert, przyjaciel Andrzeja. - W parę dni po wprowadzeniu stanu wojennego ubecy znaleźli go w jednym
mieszkaniu na Dąbkach. - opowiada Robert. - Andrzej się tam ukrywał, a adres znało zaledwie dwoje ludzi. Jego dziewczyna Miśka i Tomek. Początkowo przyjaciele ani rodzina nie wiedzieli
co się stało z chłopakiem, dopóki nie okazało się, że ma nakaz opuszczenia kraju. Wtedy tak się załatwiało sprawy. Nie podoba ci się świetlany ustrój, władza robotniczo- chłopska to won! Ale
bez prawa powrotu. Andrzej skazany na banicję! Nie rozumieliśmy tego, bo on w zasadzie trzymamy był w odwodzie. Żaden wielki działacz. Takich studencików jak on ubecy załatwiali
jednym palcem. Przyjęła go Australia. Koszmarnie daleko. Mawialiśmy wtedy, że dla nas Andrzej umarł śmiercią cywilna. Nikt nie wierzył, że się jeszcze zobaczymy. A już najmniej Tomek... Czy
w grę wchodziła wtedy zazdrość o dziewczynę Andrzeja? O Miskę? Nie wiem, mieliśmy wtedy po dwadzieścia kilka lat. Wiadomo było, że Tomek kocha się w tej dziewczynie,
ale żeby do tego stopnia...
Reklama
Dzwonię do Tomka. Mieszka teraz w Gdyni, zasypanej śniegiem podobnie jak góry świętokrzyskie. W słuchawce trwa długa cisza, po tym jak mówię, że Andrzej chce z nim porozmawiać.
Wyobrażam sobie wyraz twarzy Tomka. Niespieszny gest przeczesywania włosów, ocierania dłonią skroni. Przymknięcia powiek.
- Chętnie go zobaczę... - w słuchawce jego głos brzmi chrapliwie, obco.
- Po co zemsta? - pyta ks. Jacek. - Czy zemsta może czynić dobro? Nawet jeśli Tomek go zdradził to moim zdaniem lepiej przebaczyć... Od zemsty świat ani trochę nie stanie się lepszy. Zło nie potrafi
tworzyć rzeczy pięknych, mądrych. A zemsta jest zła. Nawet jeśli nazywa się ja dochodzeniem sprawiedliwości. W niedziele o wieczornej Mszy przyszło kilku znajomych. Rozgrzała
ich wieść o wizycie Andrzeja. Odbyli coś w rodzaju sądu kapturowego nad Tomkiem. Że napiszą do gazet, zniszczą mu opinię w pracy, podadzą do sądu... Słowem dokonają aktu
sprawiedliwości dziejowej. Wyręczą Andrzeja. Słuchałem i krew we mnie zawrzała. Przed chwila byliście w kościele, wrzasnąłem, klęczeliście przed Bogiem, który kazał przebaczać.
A teraz żółć się z was wylewa bokami. W co wy, ludzie, tak naprawdę wierzycie... Obrazili się, trzasnęli drzwiami a ja wyszedłem na gbura.
W piątek wstał lodowaty świt i drogi posypał srebrną szacią. Odprowadziłam Andrzeja na dworzec, na pociąg do Gdańska. Poprosiłam żeby zadzwonił po powrocie i opowiedział mi te
historię do końca. Obiecał, że zadzwoni. Nie dotrzymał słowa. Po tygodniu wrócił do Australii, na farmę położoną dwieście kilometrów na wschód od Sidney. Nie pożegnał się. Zostawił nas bez puenty, do
której mieliśmy jednak prawo. Tomasz nadal robi karierę polityczną. Czasem widać go w telewizji. Nikt z nas pewnie już się nie dowie czy Tomek był zdrajca czy także ofiara stanu
wojennego. I czy zemsta się dokonała?
Drodzy bracia i siostry!
Dzisiaj chciałbym wam powiedzieć o kolejnej, po św. Katarzynie Sieneńskiej i św. Katarzynie z Bolonii świętej noszącej imię Katarzyna. Myślę o św. Katarzynie z Genui, znanej przede wszystkim z powodu jej wizji czyśćca. Tekst, który opisuje jej życie i myśl, został opublikowany w tym liguryjskim mieście w 1551 r. Jest podzielony na trzy części: „Życie i nauka”, „Udowodnienie i wyjaśnienie czyśćca” - bardziej znana jako Traktat oraz „Dialog między duszą a ciałem”. Redaktorem końcowym był spowiednik Katarzyny, ks. Cattaneo Marabotto.
Katarzyna urodziła się w Genui w 1447 r. Była ostatnią z pięciorga dzieci. Została osierocona przez ojca, Giacomo Fieschi, gdy była jeszcze dzieckiem. Matka, Francesca di Negro, dała jej dobre wychowanie chrześcijańskie, na tyle, że starsza z dwóch córek została zakonnicą. W wieku szesnastu lat Katarzyna został wydana za mąż za Giuliano Adorno, człowieka, który po wielu doświadczeniach militarnych i handlowych na Bliskim Wschodzie, powrócił do Genui, aby się ożenić. Życie małżeńskie nie było łatwe, także ze względu na charakter małżonka, uzależnionego od hazardu. Sama Katarzyna miała początkowo skłonność do prowadzenia pewnego rodzaju życia światowego, w którym jednakże nie mogła odnaleźć spokoju. Po dziesięciu latach, w jej sercu było głębokie poczucie pustki i goryczy.
Nawrócenie rozpoczęło się 20 marca 1473 r., dzięki wyjątkowym przeżyciom. Udawszy się do kościoła świętego Benedykta i klasztoru Matki Bożej Łaskawej, aby się wyspowiadać, klękając przed kapłanem, „otrzymała - jak sama pisze - ranę w sercu, ogromną miłość ku Bogu”, z bardzo jasną wizją swojej nędzy i wad, a jednocześnie dobroci Boga, że omal nie zemdlała. Z tego doświadczenia zrodziła się decyzja, która ukierunkowała całe jej życie: „Nigdy więcej świata, nigdy więcej grzechów” (por. Vita mirabile, 3rv). Wówczas Katarzyna uciekła, przerywając spowiedź. Gdy wróciła do domu, weszła do najodleglejszego pokoju i długo płakała. W tym momencie była już wewnętrznie pouczona o modlitwie i świadoma ogromnej miłości Boga względem niej, grzesznej. Było to doświadczenie duchowe, którego nie mogła wyrazić słowami (por. Vita mirabile, 4r). To właśnie przy tej okazji ukazał się jej cierpiący Jezus, niosący krzyż, jak jest to często przedstawiane w ikonografii świętej. Kilka dni później wróciła do księdza, by w końcu dokonać dobrej spowiedzi. Tutaj zaczęło się owo „życie oczyszczenia”, które przez długi czas było przyczyną jej stałego bólu za popełnione grzechy i pobudziło do przyjmowania pokuty i ofiar, aby ukazać Bogu swoją miłość.
Na tej drodze Katarzyna coraz bardziej przybliżała się do Pana, aż do wejścia w to, co nazywa się „życiem zjednoczenia”, to znaczy relacji wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem. W Vita mirabile napisano, że jej dusza była prowadzona i pouczana wewnętrznie jedynie słodką miłością Boga, który dawał jej wszystko, czego potrzebowała. Katarzyna oddała się niemal całkowicie w ręce Pana, aby żyć przez około dwadzieścia pięć lat - jak pisze - „bez pośrednictwa jakiegokolwiek stworzenia, żyć pouczana i rządzona przez samego Boga”(Vita mirabile, 117r-118r), karmiąc się nade wszystko nieustanną modlitwą i Komunią Świętą przyjmowaną każdego dnia, co w jej czasach nie było powszechne. Dopiero wiele lat później Pan dał jej kapłana, który zatroszczył się o jej duszę.
Katarzyna zawsze niechętnie zwierzała się i wyrażała doświadczenie swej mistycznej komunii z Bogiem, przede wszystkim ze względu na głęboką pokorę, jaką doświadczała w obliczu łask Pana. Jedynie perspektywa uwielbienia i możliwości pomagania w rozwoju duchowym innych ludzi pobudziła ją, aby powiedzieć innym, co się w niej wydarzyło, począwszy od chwili nawrócenia, które było jej doświadczeniem pierwotnym i podstawowym. Miejscem jej wstąpienia na szczyty mistyki był szpital Pammatone, największy kompleks szpitalny w Genui, którego była dyrektorką i inspiratorką. Tak więc Katarzyna żyła życiem w pełni czynnym, pomimo owej głębi swego życia duchowego. W Pammatone utworzyła się wokół niej grupa zwolenników, uczniów i współpracowników, zafascynowanych jej życiem wiary oraz miłością. Sam jej małżonek Giuliano Adorno, został nim na tyle pozyskany, że porzucił rozpustne życie, aby stać się tercjarzem franciszkańskim, przenieść do szpitala, i pomagać swej żonie. Zaangażowanie Katarzyny w opiekę nad chorymi trwało aż do końca jej ziemskiej pielgrzymki, 15 września 1510 r. Od nawrócenia do śmierci nie było wydarzeń nadzwyczajnych, ale dwa elementy charakteryzują całe jej życie: z jednej strony doświadczenie mistyczne, to znaczy głębokie zjednoczenie z Bogiem, odczuwane jako unia oblubieńcza, a z drugiej opieka nad chorymi, organizowanie szpitala, służba bliźniemu, zwłaszcza najbardziej potrzebującym i opuszczonym. Te dwa bieguny - Bóg i bliźni wypełniają całkowicie jej życie, praktycznie spędzone w obrębie szpitalnych murów.
Drodzy przyjaciele, nigdy nie wolno nam zapominać, że im bardziej miłujemy Boga i trwamy w modlitwie, tym bardziej potrafimy prawdziwie kochać otaczające nas osoby, ponieważ będziemy zdolni do dostrzeżenia w każdej osobie oblicza Pana, który kocha bezgranicznie, nie czyniąc różnic. Mistyka nie tworzy dystansu wobec bliźniego, nie tworzy życia abstrakcyjnego, lecz raczej przybliża do drugiego człowieka ponieważ zaczyna się postrzegać świat oczyma i sercem Boga.
Myśl Katarzyny o czyśćcu, ze względu na którą jest ona szczególnie znana, jest skondensowana w ostatnich dwóch częściach cytowanej księgi: „Traktat o czyśćcu” i „Dialogu między duszą a ciałem”. Ważne, aby zauważyć, że Katarzyna w swym doświadczeniu mistycznym nie ma nigdy szczególnych objawień o czyśćcu czy też doznających tam oczyszczenia duszach. Jednakże w pismach inspirowanych naszą Świętą jest to element centralny, a sposób jego opisania ma cechy oryginalne, na tle swej epoki. Pierwszy rys indywidualny dotyczy „miejsca” oczyszczenia dusz. W jej czasach przedstawiano go głównie odwołując się do obrazów związanych z przestrzenią: sądzono, że istnieje pewna przestrzeń, gdzie miałby się znajdować czyściec. U Katarzyny jednak czyściec nie jest przedstawiony jako element krajobrazu wnętrzności ziemi: jest to ogień nie zewnętrzny, ale wewnętrzny. Czyściec jest ogniem wewnętrznym. Święta mówi o drodze oczyszczenia duszy ku pełnej komunii z Bogiem, wychodząc od swojego doświadczenia głębokiego bólu z powodu popełnionych grzechów, w porównaniu z nieskończoną miłością Boga (por. Vita mirabile, 171v). Słyszeliśmy, że w czasie nawrócenia Katarzyna nagle odczuwa dobroć Boga, nieskończoną odległość swego życia od tej dobroci oraz palący ogień w swym wnętrzu. To jest ten ogień, który oczyszcza, jest to wewnętrzny ogień czyśćca. Także i tu jest rys oryginalny w porównaniu z myślą tamtej epoki. W istocie nie wychodzi się od zaświatów, aby powiedzieć o mękach czyśćcowych - jak to było w zwyczaju w tym czasie, a być może jeszcze dziś - aby następnie wskazać drogę do oczyszczenia i nawrócenia. Nasza Święta wychodzi od własnego doświadczenia życia wewnętrznego na drodze ku wieczności. Dusza - mówi Katarzyna - przedstawia się Bogu jako nadal związana pragnieniami i cierpieniami wynikającymi z grzechu, a to uniemożliwia jej, aby cieszyła się uszczęśliwiającą wizją Boga. Katarzyna stwierdza, że Bóg jest tak święty i czysty, że dusza zbrukana grzechem nie może się znaleźć w obecności Bożego majestatu (por. Vita mirabile, 177r). Także i my czujemy, jak bardzo jesteśmy oddaleni, jak bardzo jesteśmy pełni tak wielu rzeczy, które uniemożliwiają nam widzenie Boga. Dusza jest świadoma ogromnej miłości i doskonałej sprawiedliwości Boga, i w konsekwencji cierpi, że nie odpowiedziała w sposób prawidłowy i doskonały na tę miłość, a właśnie sama miłość wobec Boga staje się tym samym płomieniem, sama miłość oczyszcza z rdzy grzechu.
U Katarzyny można dostrzec obecność źródeł teologicznych i mistycznych, z których zazwyczaj czerpano w owym czasie. W szczególności odnajdujemy typowy obraz zaczerpnięty od Dionizego Areopagity, to jest złotą nić, łączącą serce człowieka z samym Bogiem. Kiedy Bóg oczyścił człowieka, wiąże go cieniutką złotą nicią, jaką jest Jego miłość, i pociąga go ku sobie uczuciem tak silnym, że człowiek staje się „pokonanym, zwyciężonym, pozbawionym siebie”. W ten sposób serce człowieka jest opanowane przez miłość Boga, która staje się jedynym przewodnikiem, jedynym poruszycielem jego egzystencji (por. Vita mirabilis, 246 rv). Owa sytuacja wyniesienia ku Bogu i powierzenia się Jego woli, wyrażona obrazem nici, jest używana przez Katarzynę, aby wyrazić działanie światła Bożego na dusze w czyśćcu, światła, które je oczyszcza i unosi do wspaniałości promienistego blasku Bożego (por. Vita mirabilis, 179r).
Drodzy przyjaciele! Święci w swoim doświadczeniu zjednoczenia z Bogiem, osiągają tak głębokie „poznanie” Bożych tajemnic, w którym nawzajem przenikają się miłość i poznanie, że stanowią pomoc dla teologów w ich wysiłkach badawczych, intellectus fidei rozumienia tajemnic wiary, rzeczywistego zgłębienia tajemnic, na przykład, czym jest czyściec.
Poprzez swe życie święta Katarzyna poucza nas, że im bardziej kochamy Boga i wchodzimy w zażyłość z Nim na modlitwie, to tym bardziej pozwala się On poznawać i rozpala nasze serca swoją miłością. Pisząc o czyśćcu, Święta przypomina nam podstawową prawdę wiary, która staje się dla nas zachętą do modlitwy za zmarłych, aby mogli oni osiągnąć uszczęśliwiającą wizję Boga w komunii świętych (por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 1032). Pokorna, wierna i wielkoduszna służba, jaką Święta zaoferowała przez całe życie w szpitalu Pammatone, to jasny przykład miłości dla wszystkich i szczególna zachęta dla kobiet, które wnoszą fundamentalny wkład na rzecz społeczeństwa i Kościoła, wraz ze swą cenną pracą, ubogaconą przez ich wrażliwość i poświęcenie się dla najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących. Dziękuję.
Tłum. st (KAI)/Watykan
Ponad 6 tysięcy gości przyjechało na XXXIV Forum Ekonomiczne w Karpaczu, które odbyło się w dniach 2–4 września 2025 roku. Przez trzy dni przedstawiciele polityki, biznesu, ekonomii, nauki i kultury z ponad 50 krajów świata debatowali o najważniejszych wyzwaniach współczesności, koncentrując się wokół hasła przewodniego tegorocznego Forum: „Czas transformacji – jaka będzie Europa przyszłości?”.
XXXIV Forum Ekonomiczne w Karpaczu zgromadziło rekordową liczbę uczestników i partnerów, potwierdzając swoją pozycję jako kluczowe miejsce wymiany doświadczeń między administracją, samorządami, biznesem i nauką. Odbyło się ponad 600 wydarzeń – od debat, paneli, sesji plenarnych po gale, koncerty i spotkania autorskie. Wśród gości znaleźli się czołowi przedstawiciele polskiego rządu, byli prezydenci i premierzy, a także liderzy z zagranicy – m.in. z Czech, Chorwacji, Mołdawii, Bułgarii, Ukrainy, Serbii, Wielkiej Brytanii i USA. Udział wzięło ponad 1000 przedstawicieli samorządów z Polski i Europy, w tym marszałkowie województw, prezydenci miast i radni.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.