Artur Stelmasiak: Co jest stawką nadchodzących wyborów do Parlamentu Europejskiego?
Beata Szydło: Najważniejsza jest obrona suwerenności państw członkowskich, bo istnieje silna presja, by podporządkować narody unijnej biurokracji. Nie możemy się zgodzić, by w najważniejszych sprawach dla nas, Polaków, dyrektywy płynęły z Brukseli, a tak naprawdę z Berlina. Te wybory dotyczą także losów zwykłych mieszkańców, bo przecież Zielony Ład uderza w europejską gospodarkę i podnosi koszty życia każdego z nas. Unia musi się zreformować i wrócić do wspólnotowości opartej na fundamentach wartości europejskich. Z drugiej strony przed Europą stoi także wiele wyzwań związanych z bezpieczeństwem, bo Władimir Putin rozpoczął największe działania zbrojne od czasów II wojny światowej, a jego apetyt jest niepohamowany, znacznie większy niż Ukraina.
Reklama
Wojna pokazuje też niemoc UE. Abstrahując od zagrzewających do boju słów, Europa nie rozpoczęła produkcji uzbrojenia dla Ukrainy, a europejskie magazyny broni i amunicji świecą już pustkami. Ukraina miała dostać z UE milion pocisków artyleryjskich w 2023 r., ale nie wiadomo, czy dostanie je do końca bieżącego roku. Skąd bierze się ta niemoc?
Unijna polityka polega na deklaracjach i słowach, a nie na czynach. Z jednej strony nie ma potrzebnej dla Ukrainy amunicji, a z drugiej – wprowadzamy już czternasty pakiet sankcji na Rosję, które też nie działają. Wielu europejskich polityków jest niewiarygodnych i wielu z nich do niedawna współpracowało z Rosją np. przy budowie gazociągów Nord Stream. Widzimy, że sytuacja jest bardzo niebezpieczna, Europa jest słaba militarnie, a mimo to pojawiają się pomysły, by rozmontowywać system bezpieczeństwa euroatlantyckiego. Słyszymy o jakichś pomysłach tworzenia armii europejskiej, niemieckiej „żelaznej kopule”, która nie wiadomo kiedy i czy w ogóle powstanie. Musimy sobie uzmysłowić, że dla Europy najlepszą gwarancją bezpieczeństwa są NATO i współpraca ze Stanami Zjednoczonymi. Państwa członkowskie muszą wypełniać swoje zobowiązania wobec NATO, a także dbać o swój potencjał wojskowy i zbrojeniowy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Mamy teraz aferę z sędzią, który pracował dla białoruskiego i rosyjskiego wywiadu. Gdy kanclerz Gerhard Schröder oficjalnie zaczął pracować dla Putina, to takiej afery nie było. Czy te dwie historie pokazują różnicę między Berlinem a Warszawą?
Schröder nie był jedynym politykiem na pensji u Putina. Niestety, ta sama lewicowa partia obecnego kanclerza Olafa Scholza nie potrafi usunąć i rozliczyć Schrödera nawet za otwartą współpracę z Moskwą. Tymczasem Donald Tusk tworzy insynuacje na temat współpracy z Rosją wobec swojej opozycji w Polsce, a w Berlinie tych rosyjskich wpływów nie widzi.
Reklama
Europa 20 lat temu miała podobny potencjał gospodarczy do USA. Ameryka już dawno nam uciekła, a w ostatnich latach UE wyprzedziły także Chiny. Zielony Ład to najbardziej restrykcyjny program ochrony klimatu na świecie, który jest jak hamulec ręczny dla gospodarki UE. Komu na tym zależy?
Dobre pytanie. Komu zależy, by Europa upadała? Niektóre poszlaki też mogą prowadzić do Moskwy. Pewne jest jednak, że UE już dawno przestała być konkurencyjna, a kolejne obciążenia i regulacje tylko tę niekorzystną sytuację pogłębiają. W efekcie nawet europejskie firmy przenoszą swoją produkcję poza Europę. Także w Polsce co chwilę słyszymy, że zachodnie firmy zamykają swoją działalność produkcyjną i zwalniają pracowników. Bez wątpienia Zielony Ład jest rozgrywką na rozbicie i osłabienie UE, co jest efektem ideologicznych i nieodpowiedzialnych pomysłów politycznych. Polityka klimatyczna UE jest kreowana pod wpływem lobbystów i oderwanych od rzeczywistości biurokratów. Dlatego też jest tak bardzo niebezpieczna i szkodliwa.
Może obecna polityka klimatyczna byłaby do przyjęcia, gdyby Europa na tym jakoś zarobiła. Ale przecież magazyny energii, samochody elektryczne, panele fotowoltaiczne to są produkty, surowce i technologie opanowane przez Chiny. Wydajemy masę pieniędzy, a zarabiają na tym inne gospodarki...
Podobnie jest z przemysłem zbrojeniowym. Jak mamy się bronić i zbroić wobec rosyjskiego zagrożenia, skoro zamykamy huty, a produkcja stali cały czas maleje? Unia Europejska nie ma technologii, mocy produkcyjnych i nawet surowców potrzebnych do transformacji energetycznej, bo są one prawie całkowicie kontrolowane przez Chiny. Polska może przeprowadzać transformację energetyczną i redukować emisyjność, ale potrzebujemy spokoju, namysłu i więcej czasu. Musimy też pamiętać, że na pierwszym miejscu powinny być zawsze gospodarka, niezależność i bezpieczeństwo energetyczne.
Ma Pani bardzo duże doświadczenie zarówno jako premier, jak i europoseł. Ile procent, Pani zdaniem, władzy nad Polską jest w Brukseli, a ile w Warszawie?
Kiedy ja byłam premierem, to ta władza była w Warszawie.
Reklama
Ale nawet wtedy część decyzji była uzależniona od europarlamentu, Komisji Europejskiej itd.
Oczywiście, są kompetencje dzielone między Warszawę i Brukselę, ale to wynika z traktatów UE, na które się zgodziliśmy w trakcie akcesji. Niestety, obecnie widzimy przyśpieszający proces poszerzania kompetencji UE kosztem suwerenności władzy w Warszawie. Ten proces toczy się poza traktatami, czyli bezprawnie. Ostatnio kanclerz Scholz powiedział w Strasburgu, że trzeba bezwzględnie zrezygnować z prawa państw członkowskich do weta, bo to hamuje wprowadzanie pewnych zmian i regulacji. Stwierdził, że nawet gdy likwidacja weta będzie wymagała zmian pozatraktatowych, to i tak trzeba to zrobić. Mówił publicznie o potrzebie łamania prawa traktatowego w Parlamencie Europejskim i nie spotkało się to absolutnie z jakimkolwiek sprzeciwem władz w Polsce. Obecnie mamy więc rząd, który w tym nurcie zmian w UE doskonale się odnajduje.
Formalnie po wyborach w Polsce nic się nie zmieniło, a KE wycofała się z procedury art. 7 i odblokowała środki z Krajowego Planu Odbudowy. Czy to oznacza ingerencję Brukseli w procesy wyborcze nad Wisłą?
Komisja Europejska odkryła karty: chodziło jej nie o praworządność czy poszanowanie demokracji, ale o wymianę rządu w Warszawie. Faktycznie w Polsce od października 2023 r. nic się w kwestiach prawnych nie zmieniło, zmienił się jedynie rząd, którego Donald Tusk jest premierem. Oczywiście, trzeba stawiać Tuskowi pytania, co sprzedał za przychylne decyzje KE. W komunikacie KE czytamy, że Polska uznała prymat prawa europejskiego nad Konstytucją RP, co by oznaczało sprzeniewierzenie się interesom Polski.
Ale zgodnie z prawem premier nie może uznać wyższości prawa UE nad polskim. Od tego są Trybunał Konstytucyjny albo konstytucyjna większość w parlamencie.
Oczywiście, że tak. Aby tak się stało, musiałaby być zmieniona Konstytucja RP, a takiej większości obecna koalicja rządząca nie ma. Niestety, po tym komunikacie z Brukseli nie było żadnego dementi ani zaprzeczenia ze strony polskiego rządu, co może oznaczać, że Donald Tusk się na to zgodził. Pozostaje pytanie, jak ta decyzja ma być teraz w Polsce realizowana. Niestety, ten rząd nie liczy się z polskim prawem i zasadami demokracji, bo przecież widzimy proces rozmontowywania wymiaru sprawiedliwości i siłowego przejęcia mediów publicznych. Skoro zmiany w sądownictwie, w prokuraturze i w mediach można czynić bez zmiany ustaw i zgody prezydenta, to oznacza, że rządzący mogą się posunąć do wszystkiego.
Pięć lat temu Prawo i Sprawiedliwość osiągnęło historyczny rekord poparcia wyborczego – 45,38%. Czy uda się ten wynik powtórzyć lub poprawić?
To będzie trudne, bo zmieniły się okoliczności polityczne w Polsce i nasze sondażowe poparcie jest inne niż 5 lat temu. Nie zmieniło się jedno: ciągle naszym celem są wygrana w kolejnych wyborach i wprowadzenie do europarlamentu jak najliczniejszego grona konserwatywnych polityków. Nasi koledzy z grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów z innych państw także walczą, by EKR był jeszcze silniejszą frakcją, niż jest obecnie. Po wyborach inne konserwatywne ugrupowania w PE też będą liczniejsze, co daje nadzieję, że to lewicowo-liberalne szaleństwo UE zostanie powstrzymane.
Beata Szydło premier w latach 2015-17, wiceprezes PiS, poseł Parlamentu Europejskiego