Film nie dla wszystkich i nie dla każdego. Pokazuje w dojmujący sposób, jak ważne są dobre, bliskie relacje w rodzinie. Oczywista prawda: kto nie zaznał w niej miłości, nie będzie umiał tej miłości przekazywać i nawet więzy krwi nie gwarantują ciepła, przywiązania i radzenia sobie w życiu. Symfonia... opowiada o życiu dwóch pokoleń: starych rodziców, ich syna i córki, portretując zwykłą-niezwykłą, na swój sposób nieszczęśliwą rodzinę. Kamera obserwuje ich dramaty „na zimno”: nie próbując niczego tłumaczyć, usprawiedliwiać. Choć film poświęca rozdziały kolejnym postaciom opowieści, pierwsze skrzypce gra Tom (w tej roli Lars Eidinger), wzięty dyrygent przygotowujący się do wykonania koncertu swojego przyjaciela Bernarda; to wokół niego reżyser tworzy wielobarwną, emocjonalną mozaikę. Rozchwiany emocjonalnie przyjaciel kompozytor nie jest jedynym problemem Toma. „Nie wszyscy ludzie mają talent do bycia szczęśliwymi” – twierdzi. Jego ojciec, chory na demencję, trafia do domu opieki. Schorowana matka odmawia leczenia nowotworu, czekając na spotkanie ze Stwórcą. Siostra Ellen pogubiła się: żyje z dnia na dzień, jest uzależniona od alkoholu, wiąże się na krótko z niewłaściwymi mężczyznami. Nie można kochać, gdy samemu nigdy nie było się kochanym. Film jest poruszający. Znany w Niemczech – u nas dużo mniej – Matthias Glasner, reżyser i scenarzysta, wcześniej twórca m.in. głośnego obrazu Der freie Wille (Wolna wola), za scenariusz Symfonii... otrzymał Srebrnego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu