W obecności mieszkańców, którzy latami nosili w sercu ten moment, w sobotę 8 sierpnia biskup świdnicki Marek Mendyk poświęcił odbudowaną kaplicę św. Anny i nowy ołtarz ofiarny, namaszczając go świętym olejem. U jego boku stanęli ks. Paweł Paździur, proboszcz parafii Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny oraz ks. kan. Józef Siemasz, od którego wszystko się zaczęło.
Droga do odbudowy
Dzień ten był zwieńczeniem wieloletnich starań, które połączyły wysiłki całej lokalnej społeczności. Gmina Złoty Stok przeznaczyła na remont 100 tys. zł., a w pomoc włączyli się seniorzy, leśnicy, Kopalnia Złota i liczni mieszkańcy. Dzięki inicjatywom organizowanym przez miejscową parafię krok po kroku gromadzono środki, które pozwoliły przywrócić kaplicy jej dawny blask.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kaplica św. Anny pamięta czasy, gdy na jej progu stali pustelnicy. Pierwszą wzniesiono w 1731 r. z fundacji Siegmunda Kahlera. Potem były rozbudowy, renowacje, a przede wszystkim ludzie, tacy jak Robert Domsch, franciszkański tercjarz, który rzeźbił ołtarze i modlił się wśród drzew. Wokół znajdowała się kalwaria, przy której górnicy modlili się, zanim zeszli pod ziemię. Wojna i powojenny czas zabrały jej opiekunów, a cisza stała się tu codziennością.
Reklama
W latach 70. pojawił się Bronisław Mitusiński, samotny strażnik ruin i kalwarii. Nie był pustelnikiem, ale kto wie, może jego upór był równie twardy, jak drewno krzyża, który kiedyś stał nad kaplicą. Zabezpieczył mury, odmalował stacje, jakby mówił: „Jeszcze wrócisz do życia”.
I wróciła. Tego sierpniowego popołudnia św. Anna przyjęła znów modlitwy, a Krzyżowa Góra stała się miejscem, do którego przychodzi się nie tylko po widoki, ale po nadzieję.
Przypomnijmy, że odbudowa kaplicy św. Anny rozpoczęła się z inicjatywy ks. kan. Józefa Siemasza (proboszcza w latach 2008-16), a dzięki wytrwałości ks. Pawła Paździura doczekała się szczęśliwego finału. Obu kapłanom mieszkańcy Złotego Stoku z wdzięcznością przypisują zasługę przywrócenia temu miejscu dawnego blasku.
Takich miejsc nie ratuje się tylko pieniędzmi. Ratuje się je sercem i odwagą, by nie pozwolić, żeby święta przestrzeń zarosła ciszą. Miejsce na górze, nazywane potocznie Pustelnikiem, to dziś nie tylko punkt w krajobrazie, ale znak, że pamięć, modlitwa i wspólnota potrafią przywrócić życie nawet miejscom, które wydawały się stracone.