Reklama

Niedziela Zamojsko - Lubaczowska

Modlitwa i mundur idą razem

Bywa, że w codzienności nasze oczy zasłaniają ekrany, a serca zajmują sprawy pilne, ale niekoniecznie ważne. A jednak są takie miejsca i takie chwile, które przypominają nam, kim jesteśmy naprawdę. Takim wydarzeniem był odpust strażacki w Osuchach – nie tylko lokalna uroczystość, lecz prawdziwa lekcja życia i świadectwo wiary.

Niedziela zamojsko-lubaczowska 37/2025, str. IV

[ TEMATY ]

Osuchy

Joanna Ferens

Wspólnie na modlitwie

Wspólnie na modlitwie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Osuchy ponownie stały się duchowym centrum całej gminy Łukowa. Strażacy, ich rodziny, mieszkańcy i goście najpierw zgromadzili się przy remizie, by wspólnie przejść w uroczystym przemarszu do kaplicy poświęconej św. Maksymilianowi Marii Kolbe. Tam odprawiona została suma odpustowa w intencji parafian oraz żyjących i zmarłych druhów. – Od ponad dziesięciu lat w Osuchach odpust ku czci św. Maksymiliana Kolbego ma charakter strażacki. Sama uroczystość odpustowa odbywała się tutaj od początku istnienia kaplicy, natomiast w 2011 r. włączyli się w nią strażacy. Od tego czasu odpust jest szczególnym świętem wszystkich druhów i ich rodzin z naszej parafii. W naszej kaplicy znajdują się relikwie św. Maksymiliana Kolbe, co sprawia, że cieszy się ona dużą frekwencją. Ponieważ leży w miejscowości wypoczynkowej, korzystają z niej także osoby spędzające tu urlop. Dzięki temu na każdej Mszy św. – zarówno w niedziele, jak i w święta – gromadzi się wielu wiernych – wyjaśniał proboszcz parafii Wniebowzięcia NMP w Łukowej, ks. Waldemar Kostrubiec. To nie jest więc przypadek, że Osuchy od ponad dekady kojarzą się nie tylko z modlitwą, ale także z mundurem, strażacką gotowością i świadectwem służby.

Heroizm świętego i strażaków

Reklama

Proboszcz wskazał na dwa zasadnicze powody, dla których te uroczystości są tak ważne: – Pierwszym powodem jest aspekt religijny – trzeba ukazywać świętych, którzy potrafili przeżyć życie po Bożemu i dziś wstawiają się za nami, jak choćby nasz patron, św. Maksymilian Kolbe. Drugi powód to troska o świątynię i przygotowanie uroczystości, które mobilizują i jednoczą ludzi. To bardzo ważny moment jednoczenia społeczności, mimo że jest to okres wzmożonej pracy w polu – czas zbioru tytoniu i żniw. A jednak ludzie znaleźli chwilę, by przygotować kościół i całą uroczystość. Dlatego czas odpustu mobilizuje nas, uczy ofiarności i staje się okazją do wspólnotowego wzrastania – zaznaczył. Warto zatrzymać się przy tym zdaniu. Dziś, gdy tak często narzekamy na brak wspólnoty, okazuje się, że właśnie święci patronowie i wydarzenia religijne są przestrzenią jednoczenia. Przygotowanie kościoła, wspólna procesja, orkiestra dęta, mundury – wszystko to jest zewnętrznym znakiem czegoś głębszego: że chcemy być razem, że potrzebujemy siebie nawzajem.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Kazanie odpustowe wygłosił ks. Tomasz Szumowski, który z niezwykłą mocą przypomniał, czym jest ofiara i służba. – Św. Maksymilian Kolbe oddał swoje życie za drugiego człowieka. Dzięki temu Franciszek Gajowniczek mógł żyć jeszcze wiele lat, a później wielokrotnie dawał świadectwo tej niezwykłej ofiary. Każdy strażak, wyruszając na akcję i wsiadając do wozu, powinien pamiętać, by choć na chwilę pomodlić się o szczęśliwy powrót. Myślę, że strażacy, którzy dziś świętują, powinni szczególnie dziękować Panu Bogu za to, że mają takiego patrona – obok świętego Floriana – i za Jego opiekę – mówił.

Kaplica – miejsce spotkania i modlitwy

Tegoroczne uroczystości miały także wymiar jubileuszowy – mija 40 lat od rozpoczęcia budowy osuchowskiej kaplicy i 35 lat od jej poświęcenia. – Ta kaplica od samego początku była miejscem budowania jedności i wspólnoty – przypomniał ks. Szumowski i dodał. – Dziękuję wam za wasze świadectwo i troskę, za to, że przez tyle lat było tu miejsce, do którego zawsze można przyjechać i pomodlić się. Oby tak pozostało i oby to wszystko dalej piękniało – powiedział. Wzruszające było wspomnienie ludzi, którzy budowali tę świątynię własnymi rękami. Jedyny żyjący dziś budowniczy, Stefan Matysiak, otrzymał specjalne podziękowania. To piękny znak pamięci – bo wspólnota, która dziękuje za swoich seniorów, ma przyszłość.

Strażackie świadectwo wiary

Reklama

– Chcemy Bogu podziękować za opiekę nad nami i dać świadectwo naszej wiary – mówił Krzysztof Kowalik, komendant gminny OSP w gminie Łukowa. W jego głosie pobrzmiewała duma, ale i pokora. Bo strażak, choć odważny, nie przypisuje zasług sobie, lecz zawierza je Bogu. To właśnie świadectwo mundurowych – ludzi, którzy w każdej chwili mogą być wezwani do służby – sprawia, że odpust w Osuchach nie jest zwykłym świętem, lecz lekcją dla całej społeczności.

Na zakończenie uroczystości proboszcz dziękował wszystkim zaangażowanym – gospodarzom, orkiestrze, rodzinom dbającym o kaplicę. To znów prosty, ale wymowny gest: Kościół żyje dzięki zwyczajnym ludziom. Dzięki tym, którzy koszą trawę przy świątyni, sprzątają, grają w orkiestrze, organizują procesję. Wierni uroczyście dziękowali Panu Bogu za dar św. Maksymiliana Kolbego, wypraszając łaski dla strażaków i ich rodzin. Był także czas na ucałowanie relikwii. Takie chwile zostają w sercach – bo dotykamy wtedy świętości.

Maryjny akcent

Nie można zapomnieć, że kaplica w Osuchach należy do parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Łukowej. A sierpniowy czas odpustów to czas Matki Bożej Zielnej – tej, która jak żadna inna rozumiała codzienny trud i wartość ofiary. Strażacy, niosący pomoc, znajdują w Niej wzór cichej, wiernej służby. W tym sensie każde Ave Maryja wypowiedziane w Osuchach brzmi jak modlitwa o siłę do dalszej pracy, odwagi i jedności.

Więcej niż tradycja

Odpust w Osuchach nie jest tylko utrzymywaniem tradycji. To świadectwo – że w świecie, który szybko się zmienia, są rzeczy niezmienne: Bóg, wspólnota, ofiarna służba. A patron strażaków, św. Maksymilian, przypomina nam, że prawdziwa wielkość rodzi się w gotowości do oddania życia. Może warto zapytać samych siebie – co ja jestem gotów poświęcić dla drugiego człowieka? Czy w moim sercu jest miejsce na taką odwagę? Osuchy odpowiedziały na to pytanie nie słowami, lecz czynami. A ich echo wybrzmiewa dalej, przypominając, że święci patronowie nie są tylko figurami w kaplicach, ale drogowskazami naszego życia.

Wdzięczność za kaplicę i strażaków to coś więcej niż tylko słowa – to doświadczenie wspólnoty, której fundamentem jest wiara. W Osuchach widać, że modlitwa i mundur idą razem, przypominając, że służba Bogu i ludziom to ta sama droga. Strażacy uczą nas odwagi i ofiarności, a kaplica św. Maksymiliana staje się miejscem, gdzie te wartości zakorzeniają się w codzienności. W świecie pełnym pośpiechu i rozproszenia, takie świadectwo jest jak zatrzymanie zegara – by zobaczyć, co naprawdę liczy się w życiu. A tym, co pozostaje, jest wdzięczność – za ludzi, którzy wierzą, służą i tworzą wspólnotę silniejszą niż czas.

2025-09-09 14:26

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pamięć, modlitwa, cisza

2025-10-21 14:11

Niedziela zamojsko-lubaczowska 43/2025, str. VI

[ TEMATY ]

Osuchy

Joanna Ferens

Stańcie do apelu

Stańcie do apelu

Jest w Osuchach coś niezwykłego. Gdy staje się przy Domu Pamięci, a cisza lasu otula modlitwę, człowiek czuje, że ziemia mówi. I nie są to słowa przypadkowe – to echo głosów młodych chłopców, którzy w 1944 r. oddali życie w walce z okupantem, byśmy dziś mogli mówić po polsku, modlić się po polsku i żyć w wolnym kraju.

Tegoroczne uroczystości – 86. rocznica powstania Polskiego Państwa Podziemnego i 81. rocznica Mszy św. pogrzebowej żołnierzy AK i BCh, i konsekracji Osuchowskiego cmentarza – były nie tylko hołdem dla bohaterów, ale także lekcją dla współczesnych.
CZYTAJ DALEJ

Święty Albert Wielki

Niedziela Ogólnopolska 14/2010, str. 4-5

[ TEMATY ]

św. Albert Wielki

Kempf EK/pl.wikipedia.org

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry, Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”. Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii. Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie. Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom. Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej. W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń. Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy. Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac. Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”). Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości. Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie? Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy. Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia. Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
CZYTAJ DALEJ

9. Światowy Dzień Ubogich

2025-11-15 22:10

Biuro Prasowe AK

– Jesteście, każda i każdy z Was, bliscy Sercu Pana Jezusa. On Was kocha i chce okazywać Wam swoją miłość oraz troskę przez otwarte serca innych ludzi – mówił abp Marek Jędraszewski w „Namiocie Spotkań”, który po raz 9. stanął na krakowskim Małym Rynku w ramach obchodów Światowego Dnia Ubogich.

W czasie spotkania uczestników przywitał dyrektor Wydziału ds. Charytatywnych Kurii Metropolitalnej w Krakowie, ks. Mariusz Słonina, przypominając, że „Namiot Spotkań” jest przestrzenią modlitwy i wspólnoty. – Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie stał tutaj w monstrancji. Była adoracja, a następnie kapłan przeszedł przez namiot, aby pobłogosławić wszystkich. Było wiele wzruszeń, wiele radości i nadziei – mówił, przedstawiając abp. Markowi Jędraszewskiemu to, co w ramach obchodów 9. Światowego Dnia Ubogich działo się od piątkowego poranka na krakowskim Małym Rynku.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję