„Rozpływa się moja dusza, gdy wspominam jak z tłumem kroczyłem do domu Bożego, w świątecznym orszaku, wśród głosów radości i chwały” (Ps 42,5)
Miałam szczęście uczestniczyć w Warszawskiej Akademickiej Pielgrzymce Metropolitalnej. Razem z moją córką Dominiką, jej chłopcem i kilkoma koleżankami z Alaski
i Pensylwanii wzięliśmy czynny udział w tej pielgrzymce. W tym roku po raz 23. wyruszyła ona na Jasną Górę szlakiem wiodącym przez jedne z najpiękniejszych
sanktuariów polskich: Niepokalanów, Miedniewice, Smardzewice i Gidle. Hasło pielgrzymki brzmiało: Umiłować Chrystusa w Duchu Świętym. Zgodnie z życzeniem Ojca Świętego
Jana Pawła II, mamy wpatrywać się w Oblicze Chrystusa, aby szukać odpowiedzi na pytania dotyczące sensu życia i odkrywania prawdy o sobie.
Pielgrzymka to trochę jak 10 dni na pustyni. Rozważania, odizolowanie od cywilizacji - jesteśmy tylko my, przyroda i Bóg - poczucie wspólnoty, niemal koczowniczy, nieskalany
materializmem tryb życia ubogacają człowieka, oczyszczają z niszczących pragnień dominacji, pieniądza i władzy. Pielgrzymka prostuje naszą skomplikowaną duszę, uspokaja nas wewnętrznie
i wzbogaca o wartości duchowe.
Pielgrzymka to 10 dni bez samochodu, telefonu, komputera, bez prysznica z bieżącą wodą, toteż bardzo wdzięczni byliśmy za miskę zimnej wody. Pielgrzymka, wreszcie, ukazuje najdrobniejsze
radości życia, uczy wdzięczności nawet za jabłko otrzymane w drodze od przyjaznych mieszkańców czy za szklankę kompotu tak popularnego w czasie pielgrzymowania.
Ludzie tak niewiele mający jakże potrafią pomóc - te garnki zupy wynoszone na postój, ten świeży chleb albo chleb ze smalcem, a jaki pyszny. Najwspanialsze są Msze św. w plenerze
- to cudowne poczucie wspólnoty Eucharystycznej. W czasie naszej pielgrzymki poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi. Z własnego doświadczenia wiem, że te przyjaźnie przetrwają
przez całe życie. Ja w pierwszej mojej pieszej pielgrzymce w 1966 r. poznałam koleżankę Jadzię i mimo, że mieszkamy daleko od siebie jesteśmy w stałym
kontakcie, teraz już internetowym najczęściej, ale wiemy, że na siebie możemy zawsze liczyć.
Szli z nami w tej pielgrzymce bracia i siostry (bo tak się zwracamy na pielgrzymce) również z innych krajów: Irlandczycy, Australijczycy, Amerykanie, Belgowie,
Litwini, Filipińczycy i inni, których wśród tłumów nie dojrzałam. Jak miło było sobie przypomnieć, wędrując z Wojskiem Polskim, Słowackim i Niemieckim, słowa zapomnianych,
a jakże popularnych niegdyś piosenek O mój rozmarynie czy Przybyli ułani… W tych trudach gorąca, kurzu, a jednocześnie lekuchnego wiaterku zapomina się
o wszystkim, by dotrzeć na Jasną Górę jak na skrzydłach, ze śpiewem i modlitwą na ustach, i klęknąć przed Świętym Obrazem Matki Bożej Częstochowskiej.
Tak było przez 10 dni - niezapomnianych dni wędrówki z Jezusem za rękę do Jego Najświętszej Matki. Jestem zachwycona młodzieżą - jak cudownie i żarliwie
potrafi się modlić. Mimo bąbli na nogach, wielkiego trudu, bólu w kościach, idziemy w spiekocie wszyscy tylko w jednym celu - dziękować Bogu za dar życia,
za wszystkie łaski, które nam zsyła z nieba. W ten sposób pozwoliła nam Matka przyjść do siebie i stanąć jak dziecko - czyste jak łza grzesznika, który
żałuje. Bo cóż więcej Ona może chcieć, jak nie zawierzenia się Jej bez granic.
Pomóż w rozwoju naszego portalu