Z inicjatywy ks. Artura Ciuby i na zaproszenie ks. Janusza Cegłowskiego od 22 czerwca do 3 lipca br. w Osieku odbył się plener malarski. Przyjechało 11 artystów plastyków: Krystyna
Małecka, Agata Czerwińska, Wojciech Rutkowski, Władysław Wdowiak, Leszek Gęsiorski, Piotr Trzebiński (wszyscy z Warszawy), Ryszard Mazurkiewicz i Maria Sadkowska z Krakowa,
Bożena Nowak i Przemysław Cendrowski z Sierpca oraz Bogdan Burdalski z Bielska.
Główna baza plenerowa mieściła się na plebanii, po której krzątała się dzielna i energiczna pani Halinka. Pracownia i ekspozycja prac usytuowana została w starej,
przepięknej chacie chylącej się ku upadkowi, a będącej wcześniej również plebanią. Noclegów użyczono u proboszcza, pozostałe zaś kwatery to gościnny dom państwa Smołów i Zofii
Główczyńskiej.
Pogoda do tworzenia dzieł malarskich była sprzyjająca, sprzyjała też wieczornym ogniskom i dysputom filozoficzno-religijnym. A tereny Osieka, do których ich mieszkańcy się przyzwyczaili,
nie widząc w nich nic nadzwyczajnego, nagle ożyły. Na nowo odkryto blask i malarskie piękno w stawie na Jeziorkach, w którym poi się krowy, w starych
wierzbach służących do tej pory tylko na opał, w drogach polnych, będących utrapieniem podczas wiosennych i jesiennych roztopów, gdyż rozmiękła glina daje się we znaki.
Wyczarowane piękno wydawałoby się pospolitych krajobrazów, zaciekawiło „tubylców”. Już dawno nie patrzyli tak przyjaźnie na swoje wierzby, łany traw i zbóż, stare chaty chylące
się pod ciężarem wieku ku zagładzie. Bogactwo przyrody tryskało w grze świateł, a czarodziejskie słońce wnosiło radość, przedzierając się od rana przez gałęzie drzew i pląsając
po liściach. Nawet na krowy, które dają coraz tańsze mleko, spojrzano z lubością, a nie z wyrzutem. Pod pędzlem malarza stały się takie ważne, dostatnie i nieźle
pozujące. Pojawiał się i kościół osiecki w całym majestacie wielowiekowej przeszłości i w pięknie bryły architektonicznej, otoczony z jednej strony
starymi domami, jakby z czasów Prusa. Drewniane chałupy wywoływały pełne zachwytu cmokanie artystów. Do zamieszkania niewygodne, ale gdy się patrzy z zewnątrz takie urokliwe, że
nowoczesne wille niech się schowają z tą swoją nowobogacką pretensjonalnością i schludnością.
Miejscowi ludzie okazywali artystom coraz większą przychylność i życzliwość. Zagadywali malarzy i zerkali z ciekawością na plamy farb, które kładzione z palety
niby przypadkowo i od niechcenia, uwieczniały znajome miejsca. Z dumą podnosili trochę wyżej głowy, szepcąc, to Jeziórki, a to droga na Wrzeszewie, chałupa Paterewiczów…
ojej, a to przecież za niemieckim cmentarzem!
Skoro tym mieszczuchom tak bardzo się spodobała soczysta zieleń naszych traw, przezroczystość tutejszego powietrza, przejrzystość promieni słonecznych i spokój, prostota naszego życia,
to naprawdę ponad bolączkami polskiej wsi, pogardą biurokratów i nieudacznymi, zachłannymi politykierami, rozciąga się tutaj niezniszczalne piękno odwiecznej Mądrości.
I tak plener malarski dobiegł do końca z cudownym przeświadczeniem wzajemnego ubogacenia się wszystkich: tych, którzy przybyli i tych, którzy każdego dnia przemierzają tutejsze
drogi, związani na dobre i złe z tą ziemią, żyjąc jej rytmem. Zostały wspomnienia, obrazy, wzruszenia, znajomości i żarliwe deklaracje o konieczności następnych
spotkań. Do zobaczenia więc. Dla Osieka było to z pewnością niezwykłe wydarzenie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu