Publikujemy wywiad z kard. Franciszkiem Macharskim:
Korzeń i sens
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Alina Petrowa-Wasilewicz: Kim i jaki jest Pan Bóg Księże Kardynale? Ale nie tylko Ten, o którym mówi Katechizm Kościoła Katolickiego, ale Ten, którego Ksiądz Kardynał osobiście poznał i przeżył.
KARD. FRANCISZEK MACHARSKI: - Kim jest Bóg? – Jeśli odpowiemy na to pytanie, powiemy też, jaki jest Bóg. Jest tylko i wyłącznie Sobą. Nawet na słońcu są plamy, miejsca, w których są perturbacje i zakłócenia. Tam nie ma. Tam jest tylko pierwsza i ostatnia, najwyższa jakość, którą jest On. To jest jakość, która w swojej istocie zawiera przeznaczenie dla tego, czego jeszcze nie ma, a co powinno być, zaistnieć. A zaistnieje dlatego, że Bóg jest miłością. To nie jest pomysł Boga, tylko to jest Jego istota. Stworzenie, a potem Odkupienie, bierze swój początek z natury Boga. On nie może być inny. Z miłości stworzył, z miłości uratował. Nie potrzebował człowieka, ale stworzył go, gdyż chciał się z nim dzielić.
Gdyż taka jest natura miłości?
Reklama
- Taka jest natura Boga, Który będąc Sobą, bez żadnego początku, był troistością. Trójca Święta jest świętą miłością Boga żywego, Który żyjąc jest życiem kochającym. Żadna z Osób Boskich nie potrzebuje drugiej, One są razem, ale są Osobami i pomiędzy Nimi dokonuje się nieopisany i nigdy nie dokończony przepływ komunikacji, dzielenia się. Przyjmowanie przez Tych, Którzy nie potrzebują, a przyjmują. Obdarowywanie, które nie obniża rangi Tego, Który przyjmuje. – My ludzie zawsze boimy się daru, brania. Weźmiesz – uzależnisz się. Widać jesteś taki, któremu czegoś brakuje – myślimy. I dlatego tak trudno człowiekowi przyjąć i uwierzyć, że ta miłość jest udzielającą się miłością do świata, do człowieka. Logika świata podpowiada: Czy mnie czegoś brakuje? – Ja nie chcę tego daru. Ja chcę być taki jak On, nie potrzebować nikogo, a także niczego od nikogo. Ja się chcę tylko samoafirmować. Ja – i koniec, nikt inny.
„Będziecie jako bogowie”?
- Tak. Gdyż mówiąc o Bogu, nie możemy nie wspomnieć naszej ludzkiej historii, naszego upadku, który doprowadził do odrzucenia Go, do sporu z Nim, do niemożności zaakceptowania Go jako Ojca, gdyż wkradła się w nasze relacje podejrzliwość. Widzimy Jego karykaturę. Choć Ojciec daje życie – odrzucamy Go jako rywala, podejrzewamy, że tylko mówi, że jest ojcem, a w rzeczywistości chce być panem. My mówimy, że jesteśmy Jego dzieckiem, a w gruncie rzeczy chcemy zająć Jego miejsce. Więc raczej niech Go nie będzie. A jeśli miałby być, niech będzie na nasz obraz i podobieństwo, żebyśmy z satysfakcją mogli powiedzieć, że bogowie się między sobą kłócą, jak na Olimpie, że wojny między sobą toczą. Że są większymi i nieśmiertelnymi, ale nie doskonalszymi od nas, istotami. Nasz grzech popycha nas do odrzucenia Boga i postawienia na Jego miejscu nie człowieka w ogóle, a siebie, własne „ja”. To odwieczna pokusa. Postawienie się na miejscu Boga i zajęcie takiej pozycji, w której bierze się tylko to, co człowiekowi może posłużyć, na coś się przydać. Chcę zająć miejsce Boga żeby rządzić, żeby siebie afirmować kosztem innych. Ale to nie jest miłość.