Miałem kiedyś na Mszy małego suflera. Najpierw zaczął powtarzać po mnie każdy gest z liturgii, aż w końcu mnie wyprzedzał. Pomyślcie sobie, jak może się czuć ksiądz, kiedy jeszcze nie otworzy ust, a słyszy poważny dziecięcy głos mówiący na cały kościół: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata…”.
Dzisiaj rano, przed spotkaniem grupy dziecięcej księdza Adama, rozmawiałem na poważnie z pewnym rodzeństwem. Pochwaliłem małego chłopca, że tak bardzo dojrzał, że potrafi już być spokojnym i skupionym w kościele. „On wcale jeszcze nie jest dojrzały – poprawiła mnie jego siostra z drugiej klasy – bo pani na przyrodzie mówiła, że chłopcy są dojrzali dopiero, jak mają 13 lat”. Najgorliwsi są u nas kandydaci na ministrantów. Jeden z nich przychodził nawet dwie godziny przed rozpoczęciem Mszy św. Spytałem go dlaczego przychodzi tak wcześnie? „Bo rodzice mówią, że może się wyprowadzimy do Krakowa, a stamtąd bym przecież nie zdążył!” Z czasów, gdy byłem kapelanem biskupa zapamiętałem pewnego przedszkolaka, który zaciekawił się biskupią piuską, czyli małym, czerwonym nakryciem na głowie kościelnych dostojników.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jak na konkretnego faceta przystało, stanął przed biskupem i wyjawił mu nurtujący go problem: „Hej, Ty, czemu ty masz na głowie taką małą czapeczkę, jak dla laleczki?”
I znów muszę przyznać rację Jezusowi, że chyba tylko dzieci nadają się do królestwa niebieskiego.