Reklama

Syberyjskie święta

Tajemnica świętego Mikołaja

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Cała moja rodzina zarówno ze strony ojca, jak i matki została niemal w komplecie deportowana przez sowieckie NKWD do położonego nad rzeką Ob, liczącego wówczas około pół miliona mieszkańców, syberyjskiego miasta Barnauł. W rodzinnych stronach pozostali jedynie osadzeni w „słynnym” na Wileńszczyźnie więzieniu w Berezweczu (przedmieście Głębokiego, pow. Dzisna) za niepodległościową działalność ojciec i dwaj bracia mojej matki. Zginęli oni w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach. Na Syberii przybywaliśmy 4 lata i 10 miesięcy. Z 11 osób, które wyjechały z rodzinnych stron 20 czerwca 1941 r., powróciło do Krosna nad Odrą 18 kwietnia 1946 r.- 6. Dziadkowie nie wytrzymali syberyjskich mrozów i głodu, pozostając na zawsze na tej nieludzkiej ziemi, a wujwie odbywali jeszcze wtedy służbę wojskową. Starszy Antoni w Armii gen. Andersa, młodszy Stanisław w II Armii Wojska Polskiego.
Pierwszy śnieg spadał w Barnaule zwykle na początku września i nigdy nie topniejąc, trwał do końca kwietnia. Naturalnie w trakcie tej trwającej 8 miesięcy zimy przybywało go coraz to więcej i więcej. Nierzadko warstwa śniegu przekraczała nawet i 5 metrów. Taka aura umożliwiała stawianie każdego roku na centralnym placu miasta olbrzymiej, liczącej na pewno ponad 10 metrów, ładnie przystrojonej i oświetlonej choinki i w najbliższym sąsiedztwie równie wielkiego, ulepionego ze śniegu Dziadka Mroza. Stały te zimowe piękności przez kilka miesięcy, gromadząc każdego dnia tłumy dorosłych i dzieci. Bywaliśmy tam i my - brat Witold, najmłodsza siostra Danuta (zmarła w 1949 r. w Krośnie) i ja. Udawaliśmy się tam zawsze w towarzystwie mamy, chociaż uważaliśmy, że jesteśmy na tyle dorośli (mieliśmy w chwili wyjazdu na Sybir odpowiednio 5, 2 i 4 lata), aby udawać się tam sami.
W mej pamięci utkwiła szczególnie pierwsza na Sybirze Wigilia z 1941 r. Zanim jednak ona nastąpiła, już od października mama uczyła nas po trwającej nawet i 16 godzin pracy w kirpicznym zawodzie (cegielnia) staropolskich kolęd. Opowiadała też nam wiele o tym, jak obchodzone są święta Bożego Narodzenia na rodzinnej Wileńszczyźnie. Tak więc byliśmy dobrze przygotowani do świąt i nie mogliśmy się doczekać, kiedy one nastaną. Na wieczerzę wigilijną udało się mamie zdobyć trochę - jak zapamiętałem - jakiejś niewiadomego gatunku słonej ryby. Były też okraszone masłem ziemniaki w mundurkach i nieco postnego barszczu. Jak na te strony i czas, jawiły się one wtedy rarytasami.
Przed Wigilią starsi domownicy nakryli stół z nieheblowanego drewna białym prześcieradłem, pod którym umieszczono znaczne ilości siana, a na stole ustawiono przywieziony z Wileńszczyzny metalowy krucyfiks z ukrzyżowanym Chrystusem. Nie było choinki i opłatka, który zastąpił cieniutki placuszek upieczony z mąki przywiezionej z rodzinnych stron. Wieczerzę poprzedziła trwająca ponad pół godziny modlitwa i czytanie Pisma Świętego, które zdołaliśmy przemycić, wyjeżdżając na Sybir.
W trakcie wieczerzy i długo po niej wyśpiewaliśmy chyba wszystkie, i to kilkakrotnie, poznane uprzednio kolędy. Było wiele życzeń, spośród których największym było, aby następna Wigilia odbyła się już w rodzinnych stronach i w komplecie. Niestety, życzenia te nigdy się spełniły, ojciec i wujowie bowiem już do nas nie powrócili, a pierwsze powojenne święta obchodziliśmy nie na Wileńszczyźnie, ale w Krośnie nad Odrą.
Kończąc Wigilię, mama powiedziała, że tej nocy przyjeżdża saniami z prezentami dla dzieci św. Mikołaj. Prezenty - kontynuowała mama - dostają jednak tylko grzeczne dzieci. Dla niegrzecznych ma rózgi. Powiedziała też, że ten syberyjski Święty jest znacznie biedniejszy od tego wileńskiego i przychodzi zawsze w wielkiej tajemnicy i przez nikogo niezauważony.
Mieliśmy co prawda trochę wątpliwości co do naszej grzeczności, ale też nadzieję, że jednak i do nas przyjedzie. Zadawaliśmy mamie mnóstwo pytań. Trudno nam było sobie wyobrazić, jak może on wejść do naszego baraczku, skoro zamknięte są drzwi, skąd zna nasz adres, czy zmieści na saniach wszystkie prezenty, bo przecież na Syberii jest dużo dzieci, i czy w tej sytuacji nie zabraknie prezentów dla naszej dziecięcej trójki. Mama jednak na nasze wątpliwości odpowiedziała, że Święty ma swoje sposoby, których nigdy nie zdradza. Powiedziała też, że prezenty umieszcza tylko w czystych jak łza wojłaczkach. Do brudnych nic nie wkłada.
Czyściliśmy więc nasze syberyjskie zimowe obuwie najlepiej jak tylko potrafiliśmy. Ja z bratem Witoldem samodzielnie, Danusi pomagała mama, chociaż i ona chciała je czyścić sama.
Pełni wrażeń, a zwłaszcza oczekiwań na przyjście św. Mikołaja nie mogliśmy zasnąć. Do późna w nocy wierciliśmy się na drewnianych półkach, które były naszymi łóżkami podczas pobytu na Sybirze. Zmęczeni zasnęliśmy kamiennym snem. Spaliśmy jednak tej nocy wyjątkowo krótko, może ze 3 godziny. I gdy zza ośnieżonych i wymalowanych przez mróz okien ukazał się świt, już byliśmy na nogach i czym prędzej pogoniliśmy do naszych wojłaczków.
Nieopisaną wprost radość sprawił nam cukier w nieforemnych kostkach, którego dotąd nigdy nie widzieliśmy na Syberii. Mnie zmartwiła dużych rozmiarów rózga, tkwiąca w moich wojłaczkach. Początkowo sądziłem, że tylko na nią zasłużyłem, ale gdy obok niej zauważyłem też i cukier, to pomyślałem, że i ze mną nie jest tak źle, skoro i ja go dostałem.
Po ujrzeniu tak drogocennego prezentu uklęknęliśmy obok naszych wojłaczków - każdy przy swoim - i najlepiej, jak tylko dzieci potrafią, w kornej modlitwie podziękowaliśmy hojnemu Świętemu. Widząc to, mama rzewnie zapłakała. Nie rozumieliśmy takiego zachowania zupełnie, albowiem my, jej dzieci, byliśmy szczęśliwi jak nigdy dotąd. Sądziliśmy, że i ona powinna taka być.
Tak naprawdę wierzyliśmy w istnienie św. Mikołaja przez wszystkie lata pobytu na Syberii, a o przyczynie maminych łez dowiedzieliśmy się znacznie później - gdy św. Mikołaj przestał być tajemnicą.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święto Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana

[ TEMATY ]

święto

Adobe Stock

Święto Jezusa Chrystusa, Najwyższego i Wiecznego Kapłana obchodzone jest w Polsce od 2013 r. Ma ono przyczynić do świętości życia duchowieństwa oraz być inspiracją do modlitwy o nowe, święte i liczne powołania kapłańskie.

Papież Benedykt XVI zaproponował, żeby do kalendarza liturgicznego wprowadzić nowe święto ku czci Jezusa Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana. Jest to odpowiedź Ojca Świętego na postulaty zgłaszane przez różne episkopaty, ale przede wszystkim środowiska zakonne dla upamiętnienia Roku Kapłańskiego, który był obchodzony od 19 czerwca 2009 do 11 czerwca 2010 r. Jest to odpowiedź papieża na potrzebę obchodzenia takiego święta. (Do tej pory w Mszale Rzymskim jest tylko Msza wotywna, którą często kapłani sprawują z okazji pierwszego czwartku miesiąca, gdy w sposób szczególny modlimy się o powołania kapłańskie i dziękujemy Chrystusowi za ustanowienie sakramentu Eucharystii i kapłaństwa).
CZYTAJ DALEJ

"Był inny” - brat papieża wspomina małego Leona XIV

2025-06-12 17:58

[ TEMATY ]

rodzeństwo

Papież Leon XIV

Vatican Media

Papież Leon XIV

Papież Leon XIV

„Nie tylko dziecko w rodzinie, ale już jako dziecko ze szczególnym charyzmatem” - tak Louis Prevost opisuje swojego brata, papieża Leona XIV, w wywiadzie dla katolickiej agencji OSV News.

„Może nawet miał już aureolę jako dziecko - po prostu nie byliśmy wystarczająco uważni”, zażartował najstarszy z trzech braci Prevostów. „Od najmłodszych lat, kiedy zaczął chodzić i mówić, był inny” - powiedział Louis Prevost. „W jego naturze było coś, co promieniowało” - stwierdził.
CZYTAJ DALEJ

Bp Przybylski: kapłan nie powinien być światowy, ale Jezusowy

2025-06-12 14:26

[ TEMATY ]

bp Andrzej Przybylski

Wyższe Międzydiecezjalne Seminarium Duchowne

Ks. Mariusz Frukacz/Niedziela

Święto Jezusa Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana jest jakby włożeniem do formy Jezusa naszego kapłaństwa, aktualnego posługiwania i myślenia o kapłaństwie – powiedział bp Andrzej Przybylski, który 12 czerwca przewodniczył Mszy św. odpustowej w kościele seminaryjnym Jezusa Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana w Wyższym Międzydiecezjalnym Seminarium Duchownym w Częstochowie.

Mszę św. z biskupem pomocniczym archidiecezji częstochowskiej koncelebrowali m.in. przełożeni, profesorzy seminarium oraz neoprezbiterzy. – Święto dzisiejsze ustanowione przez Benedykta XVI jest owocem Roku Kapłańskiego. Chrystus ustanowiony Najwyższym Kapłanem na zawsze ofiarował samego Siebie jako Ofiarę miłą Bogu, o wartości nieskończonej – powiedział na początku Mszy św. ks. prał. Ryszard Selejdak, rektor seminarium.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję