Niestety, 22 lipca 1844 r. wybuchł wielki pożar, który strawił m.in. plebanię, całe archiwum z biblioteką i kościół, w tym rękopis Mszy Mendelssohna.
Latzel był człowiekiem światłym, oczytanym, motorem wielu przedsięwzięć w Dusznikach. Razem z Mendelssohnem-Bartholdym koncertowali, studiowali różnego rodzaju pisma, dyskutowali, Feliks uzupełnił bibliotekę rektora w wiele nowości.
W sierpniu 1823 r. Duszniki zamieniły się w wielki lazaret dla żołnierzy kontuzjowanych w wojnach napoleońskich. Mendelssohn, za namową Latzela, dał na ich rzecz koncert dobroczynny. Jedni twierdzą, że był w Kursaalu, inni - że w muszki koncertowej, za czym przemawiałby fakt, iż Mendelssohn wystąpił z orkiestrą zdrojową, a ta koncertowała w muszli. Była okropna! To pewnie ta sama orkiestra, która trzy lata później, w 1826 r., tak mocno grała na nerwach Chopinowi, przebywającemu tutaj na kuracji.
Koncert dobroczynny byłby klapą, gdyby nie Mendelssohn. „Zaproszono Feliksa do udziału w koncercie na cele charytatywne. Próba rozpoczęła się na trzy godziny przed występem. Przedłożono mu jeden z koncertów Mozarta. Po godzinie powtarzania pierwszej solowej partii Mendelssohn zauważył, że tą droga do niczego nie dojdzie. Kontrabas, który zastępował wówczas też wiolonczelę, „nie grał”, większości instrumentów brakowało w ogóle, a reszta towarzystwa gubiła nie tylko melodię, ale i pauzy. Wszystko razem dawało efekt kociej muzyki. Mistrz zaczął fantazjować, poprzez rektora podał zmianę tematu. Wybrawszy coś z Mozarta i Webera - improwizował, wzbudzając ogólny aplauz. Zaraz po koncercie odjechał, otrzymując jeszcze przy wsiadaniu do powozu wiązankę kwiatów od pięknej młodej kobiety (czyżby legendarna Libusza, która stanęła również na drodze młodego Fryderyka?). Pewna księżna, będąca „fanatico per la musica”, zapraszała po koncercie poprzez matkę młodego wirtuoza do swego majątku. Na co ta nie chciała się zgodzić, uważając, że tak wysoko urodzeni ludzie zagrażają wolnemu umysłowi chłopca” - relacjonował Hensel. Tu trzeba wyjaśnić, że choć Mendelssohn miał wówczas 14 lat, był człowiekiem nad wyraz dojrzałym. Przyjaźnił się m.in. z Goethem, który przyrównywał siebie do biblijnego Sala, a Feliksa do Dawida, który leczy muzyką jego skołataną duszę.
I druga relacja z tego samego koncertu, autorstwa burmistrza Denglera w jego Historii miasta i zdroju Reinerz: „Za namową młodego Mendelssohna zorganizowano na miejscu koncert na fortepian z orkiestrą. Partie fortepianu wziął na siebie młody artysta, członkowie zdrojowej orkiestry podjęli się wykonania partii innych instrumentów. Nie byli oni jednak w stanie wyprowadzić w narzuconym tempie allegra, które brzmiało jak spokojne andante. Wszystkie próby utrzymania tempa spełzły na niczym. Allegro dalej płynęło w ślimaczym tempie. Mendelssohn wiedział, jak temu zaradzić: kiedy muzycy w swym commodo grali dalej, on uzupełniał głos swego instrumentu, komponując do niego zdublowany takt. Kiedy dwaj instrumentaliści grali jeden takt, on grał do niego podwójną ilość nut. W ten sposób swoją część wykonał jako żwawe przypisane allegro. Utwór, którego tytuł nie jest znany, zyskał inny nieco charakter, ale sposób, w jaki muzyk wybrnął z trudnej sytuacji, zachowując «formę i treść», zdradzał mistrza, wywołując entuzjazm publiczności. Wymyślić mógł to tylko geniusz”.
Niewykluczone, że Mendelssohn dał w Dusznikach dwa koncerty dobroczynne. Podniosły, patetyczny marsz weselny skomponował 21 lat później.
Skąd pobyt Feliksa Mendelssohna-Bartholdy´ego (1809-1847) w Dusznikach? Gościł on u swych żydowskich wujów, którzy prowadzili w Dolinie Strążyskiej, przed Smoczym Gardłem, lejarnię (niem. Schmelze). Miał pokój w domu z zegarem i fikuśną wieżyczką, którą Niemcy nazwali Dachreiter, bo przypomina przycupniętego jeźdźca. Jest to obecnie dom „Wilnianka”, na którego fasadzie 5 sierpnia 1997 r., z okazji 150-lecia śmierci kompozytora wmurowano tablicę pamiątkową. Z inicjatywą wystąpiło Towarzystwo Miłośników Dusznik. Obok stoi bardzo ciekawy czarny dom. Zbudowano go z... cegły żużlowej.
W odlewni Mendelssohnów pracował m.in. ojciec pięknej Libuszy, która podawała kuracjuszom w pijalni wód mineralnych kubki. Kiedy ojciec Libuszy zginął w hucie, młody Fryderyk Chopin tak przejął się losem dziewczyny i jej rodzeństwa, że dał na ich rzecz w Dusznikach dwa koncerty dobroczynne.
Feliks Mendelssohn-Bartholdy był więc w Dusznikach trzy lata przed Chopinem, w 1823 r. Kończyło się lato. W Dolinie Strążyskiej przebywała już matka Feliksa. Feliks dołączył do niej wraz z bratem oraz ojcem Abrahamem - znanym berlińskim filozofem, który po 1818 r. po przyjęciu chrztu i wyznania ewangelickiego do nazwiska Mendelssohn dodał człon Bartholdy. Ojciec Feliksa i właściciele dusznickiej huty byli synami Mojżesza [Mosesa] Mendelssohna (1729-1786), mieszkającego w Berlinie niemieckiego filozofa i pisarza, przedstawiciela oświecenia, rzecznika obywatelskiego równouprawnienia Żydów, przyjaciela G. E. Lessinga.
Malownicza, pięknie położona dolinka nie tylko wpłynęła kojąco na duszę kompozytora, ale i pobudziła go do pracy. To wtedy zaprzyjaźnił się z dyrektorem chóru, szkoły i miejscowym kapelmistrzem orkiestry zdrojowej, rektorem Johannem Latzelem.
Przypuszcza się, że Mendelssohn bywał w Dusznikach u wujów wielokrotnie. Przemawia za tym m.in. fakt, że prowadzili tutaj hutę 32 lata. Sprzedali ją w sierpniu 1854 roku. Nowym właścicielem lejarni stało się wówczas rodzeństwo Egell.
Skąd Mendelssohnowie w Dusznikach? Ściągnął ich interes. W dynamicznie rozwijającym się kurorcie wzrosło zapotrzebowanie na materiały budowlane, w tym żeliwo i żelazo. Huta w Dolinie Strążyskiej działała już w 1408 roku, co potwierdzają źródła pisane. W miejscu tym istniała wtedy wieś Prottendorf. Huta ta określana była mianem kuźnicy, bo była dość prymitywna. W Górach Orlickich wydobywano nawet złoto, jednak szczególnie rozwinęło się górnictwo rud żelaza (limonit i hematyt). Apogeum wydobycia przypadło na połowę XIV wieku. Ale dość szybko z niego zrezygnowano, bo pokłady były niewielkie. Jednak Mendelssohnowie zaryzykowali. Dolinę Strążyską, w której postanowili zbudować hutę, okoliczni mieszkańcy nazywali na początku XIX wieku Smoczym Labiryntem lub Wężowiskiem. Jako że było to miejsce przy drodze do coraz bardziej popularnego Zieleńca (niem. Grunwald), miejscowy cieśla zbudował tutaj „schronisko ciesielskie”, w którym turyści i kuracjusze mogli odpocząć i posilić się. Kamień węgielny pod nową hutę wmurowano 18 sierpnia 1822 r. Od tego czasu dolina otrzymała nazwę Schmeltzetal, czyli Doliny Hutniczej. Płynącą tuż obok Bystrzycę Dusznicką wykorzystano do napędzania urządzeń technicznych, ale na wszelki wypadek wykopano jeszcze staw spiętrzający wodę. Węgiel, którym opalano piece hutnicze, wydobywano w pobliskim Podgórzu (Kolau Tal). To wymusiło budowę solidnych dróg dojazdowych wzdłuż Bystrzycy Dusznickiej do Podgórza i Zieleńca. Węgiel kopano też m.in. na zboczu góry Orlicza, przy Czarnym Potoku obok kaplicy Świętej Trójcy i poza Dusznikami.
Na początku XIX w. wydarzyła się tragedia. W latach 1802-1803, podczas budowy nowego domu w pobliżu Źródła Zimnego zostało ono tak uszkodzone, że całkowicie zanikło! Odnaleziono je wprawdzie, ale po długich poszukiwaniach i w innym miejscu. Magistrat Dusznik, obawiając się, że sytuacja może powtórzyć się, zakazał wydobycia rud w promieniu do 1000-1500 kroków od źródeł. Przepis uderzył zwłaszcza w Mendelssohnów, którzy interweniowali u władz państwowych, ale bez skutku. W piśmie z 27 kwietnia 1824 r. urzędnik królewski orzekł, że nie mają co liczyć na specjalne ułatwienia i kazał słuchać władz miasta, jak, gdzie kopać i w jaki sposób przewozić rudę przez centrum zdroju, zwłaszcza w sezonie letnim. Był to spory problem dla Mendelssohnów, bo w połowie XIX w. pracowały w ich lejarni dwa wielkie piece, które obsługiwało 300 pracowników.
Po tym, jak zamknięto tutaj hutę, miejsce to zajęły pensjonaty, restauracje, a potem nawet sanatorium, które cieszyło się sporym powodzeniem, bo było tańsze od dusznickiego, gdyż nie obowiązywała w nim taksa klimatyczna. Nazywano je „Stalowy Zdrój”, od nazwy źródła leczniczego bijącego opodal stoku górskiego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu