Wypłynąć na głębię
Naszą kulturę cechuje powierzchowność. Z tej powierzchowności rodzą się małe niezrozumienia, a nieraz wielkie dramaty. Aby ich uniknąć, trzeba wypłynąć na głębię
Teoretycy komunikacji interpersonalnej mówią, że przy pierwszym spotkaniu między dwiema osobami najbardziej liczy się pierwszych kilka sekund. To wtedy decyduje się, czy kogoś polubimy, czy nie, czy zapałamy sympatią, czy będziemy czuli antypatię. Tyle że przez pięć sekund z całą pewnością nie poznamy człowieka, a nasza opinia o nim będzie z dużym prawdopodobieństwem niesprawiedliwa. Piszę o tym, aby przekonać, że żyjemy w kulturze – i to w wielu wymiarach – powierzchowności. Nie chce się nam, z różnych powodów, wypłynąć na głębię. I można by na to machnąć ręką, przejść obok tego obojętnie, gdyby czasem ta powierzchowność nie decydowała o życiu lub o śmierci, o wojnie lub o pokoju, o miłości albo o pogardzie. Paradoksem jest, że w naszych czasach, choć nie tylko, o tym, co istotne, decydować może często to, co mało albo wcale nieistotne, dostrzegalne właśnie w tych kilku sekundach. O dramatach, które może powodować taki mechanizm, świadczy choćby sytuacja w Nigrze, w którym spokojni dotąd sąsiedzi – muzułmanie zemścili się na chrześcijanach, burząc ich kościoły za to tylko, że karykatury Mahometa ukazały się w piśmie wydawanym w Europie, w piśmie, które z chrześcijaństwem nie tyle nie ma nic wspólnego, ile jest mu otwarcie – podobnie jak i każdej innej religii – wrogie.
CZYTAJ DALEJ