Reklama

Nauczyłam się akceptować człowieka

Niedziela łódzka 28/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Anna Skopińska: - Dlaczego wolontariat? Skąd pomysł, by teraz - gdy jest Pani już na emeryturze, posługiwać przy ludziach chorych?

Grażyna Graczyk-Herman: - Zawsze byłam społecznikiem. Po przejściu na emeryturę dowiedziałam się o kursie Caritas. Poszłam i zostałam. To był 2001 r. Rozpoczęłam pracę tutaj. I choć początki były trudne, to pomogli mi wspaniali ludzie - panie: Jola Szamburska, Małgosia Bonkiewicz, Maria Wardyńska - pielęgniarka oddziałowa i Ania Chwalewska - rehabilitantka, fizykoterapeutka. Przydała się też moja łatwość nawiązywania kontaktów.

- Jednak po kursach Caritas większość wolontariuszy trafia do domów chorego.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Ze względu na opiekę nad mamą nie mogłam pozwolić sobie na bycie u chorego w domu dwa czy trzy razy w tygodniu. A poza tym tutaj są ludzie - trochę tacy rozbitkowie życiowi, samotne osoby - którzy nie mają nikogo obok. Więc gdy nawet ktoś obcy tu się pojawi, to temu samotnemu człowiekowi jest raźniej. Dlatego posługa w hospicjum wydaje mi się bardziej potrzebna.

- Może nawet łatwiej się otworzyć przed kimś, kto nas nie zna?

Reklama

- W hospicjum są ludzie chorzy onkologicznie, po ogromnych, niekiedy wręcz traumatycznych przeżyciach. Podczas pierwszych spotkań stoją tak trochę na uboczu. Dopiero później zaczynają mówić - o sobie, swoich problemach, cierpieniu i chorobie. Różni to ludzie. Pamiętam panią Helenkę. Choroba sprawiła, że nie mówiła, ale doskonale się porozumiewałyśmy. Byłyśmy ze sobą prawie dwa lata, gdy odeszła, bardzo to przeżyłam. Pamiętam też panią Wandę, emerytowaną profesor Uniwersytetu Medycznego - wspaniała, ciepła i mądra osoba.

- Przywiązuje się Pani do pacjentów, zaprzyjaźnia z nimi? …

- Tak i to jest niedobre. Gdy chory odchodzi, dla mnie staje się to bardzo trudne. A przez te lata takich osób było bardzo dużo. Przeżywam to na swój sposób - muszę zostawić wszystko, idę do domu i przez tydzień próbuję sobie to jakoś ułożyć. Szybko jednak muszę się zregenerować, bo wypalona nie mogłabym tu przychodzić.

- Trudno jest zbliżyć się do człowieka, który bardzo cierpi?

- Trudno. Choć mnie chyba łatwiej zrozumieć ich ból i cierpienie. Jestem po chorobie onkologicznej. Dlatego wiem, co to jest. W czasie choroby znalazłam wsparcie - nie mówię o domownikach, bo to zupełnie inna pomoc - u osób zupełnie obcych. Oni swoimi telefonami dodawali mi otuchy. I choć to były rozmowy o niczym, to jednak liczył się fakt, że znaleźli czas, by do mnie zadzwonić i spytać, jak się mam.

- Dlatego to hospicjum? …

- To była jedna z przyczyn, dla której tu przyszłam. Człowiek, który jest zdrowy, patrzy na te problemy inaczej. Inne jest widzenie człowieka, który przeżył to samo. Pan Bóg dał mi kolejne 15 lat - włos odrósł, figura wróciła. Odnalazłam radość życia. Dzisiaj człowiek jest zdołowany, tak rzadko się uśmiecha, nie zdaje sobie sprawy z tego, co posiada. Gdy dojrzeje, zaczyna wszystko odbierać jako łaskę Bożą.

Reklama

- Co daje ta łaska Boża? Co jest radością w takiej pracy - trudnej przecież i „z widokiem” na cierpienie? …

- Człowiek oprócz tego, że daje, potrzebuje akceptacji, że to, co daje, jest dobre. Dlatego - może to mój egoizm - patrzę na człowieka, któremu poświęcam swój czas, z pytaniem - jestem mu jeszcze potrzebna? Gdy chory się do mnie uśmiecha, zadzwoni, gdy nie mogę przyjść, spyta jak się czuję, złoży mi życzenia na święta, to oznacza, że jestem dla niego kimś ważnym. Potrzebuję akceptacji i ją otrzymuję.

- Jak patrzy Pani na swoich chorych?

- Oni są strasznie biedni. W domach pomocy społecznej są przeważnie ludzie, którzy mieli różne problemy, nieunormowane życie rodzinne, potem przyszła choroba i jedyne przytulisko. Traktują je jako coś dla nich dobrego - dostają jeść i mają opiekę medyczną. Są tu też osoby, których rodziny nie są w stanie się nimi zaopiekować. Mnie najbardziej żal tych ludzi, którzy mają swoją rodzinę, dzieci, wnuki i muszą tu być. Którzy czekają na to, że może ktoś z ich bliskich - córka, syn - przyjedzie, odwiedzi…

- To przykre, że spotykamy się z takimi postawami…

Reklama

- I coraz więcej będzie takich przypadków i takich domów też będzie przybywało. Ludzie nie mają dzieci albo ich relacje z bliskimi są złe, ci będą zasilać takie domy. W pracy wolontariuszy też nie wszystko jest takie jasne i proste. Są opiekunki, które przychodzą za pieniądze. Ich praca często różni się od wizyty wolontariusza z Caritasu. Tamta osoba przychodzi posiedzieć, wypić kawę czy zapalić papierosa. A wolontariusz Caritas umyje, poda lekarstwo, porozmawia, pomodli się razem, pójdzie do parafii i przyprowadzi księdza. Wyjdzie na spacer, gdy ktoś jest chodzący, przygotuje obiad. Nie oczekuje, że za przyjście do kogoś dostanie zapłatę w postaci materialnej. Jest inna motywacja, gdy ktoś przychodzi z serca, z potrzeby pomocy, inna, gdy za pieniądze.

- Brakuje tych, którzy są z chorymi z potrzeby serca?

- Jestem tu ze swego kursu jedyna. Przychodzi też pan Wiesław z kursu późniejszego. Ile czyni dobra, wiedzą tylko ci, których ostrzyże, ogoli, z którymi po męsku porozmawia, zrobi zakupy. Widzę, jak jest lubiany, jak przychodzą do niego z problemami, a on zawsze pogodny, wspaniały, ciepły, jak starszy brat, przyjaciel.

- Czy kiedykolwiek chciała Pani stąd odejść?

- Kiedyś zamarzyła mi się praca w hospicjum domowym. Ale szybko z tego marzenia zrezygnowałam, bo wiem, że tu jestem bardziej potrzebna. I oni tu na mnie czekają.

- Stara się Pani podtrzymywać na duchu, gdy ktoś jest załamany?

- Trzeba to uszanować. Przyjdę, potrzymam za rękę, jeśli można, i siedzę cicho, bo tak trzeba.

- Przebywanie w ciszy…, czego jeszcze może nauczyć ta praca?

- Brania człowieka takim, jakim jest. Nieulepszania, niezmieniania. Akceptowania go z nawykami, światopoglądem, zaletami, wadami. Z tym się nie walczy.

- Tak jest w hospicjum, w codziennym życiu często się to nie udaje...

- W codziennym „życiu” każdy człowiek chce być najważniejszy. I nie ma pokory.

- Jej też można się tutaj nauczyć?

Reklama

- Człowiek, który nie ma w sobie pokory, tu nie przyjdzie. Tu trafi ktoś, kto umie zaakceptować drugiego - to jest ta mądrość, którą przez lata nabyłam.

- Zazwyczaj chcemy zmieniać świat, a tu taka prawie recepta na życie, może i na szczęście przy i z drugim człowiekiem. Trzeba wiele przejść, by to zrozumieć?

- Kiedyś też chciałam zmieniać świat przez zmianę człowieka na mój obraz. Jak zaczęłam dojrzewać, to stwierdziłam, że to głupota. Mogę uczyć człowieka bycia dobrym, uczciwym, pokazać do czego prowadzi kłamstwo, nierzetelność. Mogę zmieniać go tylko tak, nie inaczej - uczyć go tylko dobrych wyborów. Można popracować nad duchem. Niwelując jego mankamenty, słabostki… Ale taka mądrość przychodzi z wiekiem.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Drag Queen odpowie za zniszczenie baneru #StopLGBT

2025-07-17 06:09

[ TEMATY ]

LGBT

Fundacja Życie i Rodzina

Fundacja Życie i Rodzina

24 lipca 2024 r. uczestnik parady LGBT w Poznaniu, Marek M., wyrwał przedstawicielom Fundacji Życie i Rodzina transparent #StopLGBT i zniszczył go. Policja wysłała zawiadomienie do sądu o popełnieniu wykroczenia – teraz sąd podejmie decyzję o ukaraniu mężczyzny przebranego za kobietę.

Podczas tzw. parady równości w Poznaniu Marek M., mężczyzna w stroju kobiety, dopuścił się fizycznego ataku na przedstawicieli Fundacji Życie i Rodzina. W ramach kontrmanifestacji prezentowali oni banery informujące o ujawnionych przypadkach wykorzystywania seksualnego dzieci, których sprawcami są osoby należące do środowisk LGBT. Obok składania petycji, jest to jedno z działań mających na celu przeciwdziałanie „tęczowej” propagandzie. Uczestnik marszu rzucił się na kobietę trzymającą transparent i brutalnie wyrwał go jej. Plakat został zniszczony. Interweniowała policja.
CZYTAJ DALEJ

Papież zapewnił katolików w Gazie o swej modlitwie i solidarności

2025-07-17 14:39

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

Vatican Media

O swej modlitwie i solidarności zapewnił Ojciec Święty wspólnotę katolicką w Strefie Gazy po izraelskim ataku na jedyną tamtejszą parafię p.w. Świętej Rodziny. Telegram kondolencyjny w jego imieniu wystosował sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej, kard. Pietro Parolin.

Jego Świątobliwość Papież Leon XIV jest głęboko zasmucony wiadomością o ofiarach śmiertelnych i rannych w wyniku ataku wojskowego na kościół katolicki Świętej Rodziny w Gazie i zapewnia proboszcza, ks. Gabriele Romanelli, oraz całą wspólnotę parafialną o swojej duchowej bliskości. Polecając dusze zmarłych miłosierdziu Boga Wszechmogącego, Ojciec Święty modli się o pocieszenie dla pogrążonych w żałobie i o powrót do zdrowia rannych. Jego Świątobliwość ponawia apel o natychmiastowe zawieszenie broni i wyraża głęboką nadzieję na dialog, pojednanie i trwały pokój w regionie - czytamy w telegramie podpisanym przez kard. Pietro Parolina.
CZYTAJ DALEJ

Cieszę się, że ta książka ujrzała światło dzienne! Czy obecny redaktor naczelny „Niedzieli” też zdecyduje się na wywiad-rzekę?

Gdy zagłębiłam się w treść wydanego właśnie wywiadu-rzeki z księdzem Ireneuszem Skubisiem, miałam przed oczami wszystko, co działo się od początku mojej pracy w „Niedzieli”, czyli od roku 1998.

Zapamiętałam ks. infułata właśnie takiego, jaki wyłania się z najnowszej książki Czesława Ryszki: uśmiechniętego, zatroskanego o Kościół i Polskę, z pasją powtarzającego, że media katolickie mają do spełnienia ważną misję ewangelizacyjną. Kochającego „Niedzielę” najmocniej na świecie, doceniającego jej pracowników i dziennikarzy, a także najbardziej znamienitych autorów, którzy na przestrzeni lat gościli na łamach. Ta książka to wspaniała panorama nie tylko dziejów „Niedzieli”, ale także historii Kościoła i historii Polski. Opowieść o czasach, w jakich żyliśmy – m.in. w stanie wojennym, kiedy to ks. Skubiś nawet kilka razy w tygodniu musiał jeździć z Częstochowy do warszawskich urzędów, bo pismo podlegało ingerencjom cenzury, albo w czasach transformacji ustrojowej, gdy po roku 1989 w tygodniku podejmowano kwestie związane z życiem publicznym, m.in. z walką o życie dzieci poczętych. „Lata 90. to niekwestionowany sukces „Niedzieli”. Wybudowano nowy gmach redakcji, ruszyły edycje diecezjalne, powstały studia radiowe i telewizyjne „Niedzieli”, nakład sięgnął 300 tys. egzemplarzy, niektórzy nazywali nawet jej naczelnego „magnatem prasowym” – pisze Czesław Ryszka.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję