Reklama

Szkoda czasu na rozpacz

Niedziela legnicka 35/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Po wielkich powodziach, jakie nawiedziły Polskę, katastrofa dosięgła Dolny Śląsk. Na terenie diecezji legnickiej ucierpiało około 40 miejscowości. Ulewne deszcze sprawiły, że tysiące ludzi straciło swój dobytek, wielu także dach nad głową. Symbolem tej tragedii pozostaną szczególnie Radomierzyce, gdzie woda z przerwanej tamy na zbiorniku wodnym zatopiła całą niemal wieś, oraz Bogatynia, gdzie mała rzeka Miedzianka dokonała ogromnego spustoszenia. Po opadnięciu wody ukazał się obraz jak po bitwie. Rozpoczęło się wielkie sprzątanie po wielkiej wodzie.
Tereny zalane przez wodę odwiedził 13 sierpnia biskup legnicki Stefan Cichy wraz z przedstawicielami legnickiej Caritas - dyrektorem ks. Czesławem Włodarczykiem i ks. Krzysztofem Kiełbowiczem. Caritas, jako pierwsza udzieliła pomocy poszkodowanym. Bp Stefan Cichy zawiózł powodzianom nie tylko wsparcie duchowe, ale też pomoc materialną.

Radomierzyce - tu było jedno wielkie jezioro

W Zgorzelcu spotkaliśmy się z dziekanem Bogatyni ks. Janem Żakiem - naszym przewodnikiem. Wyjechaliśmy w kierunku Radomierzyc. Przed samą wioską zatrzymuje nas patrol policji. Droga zamknięta. Zjeżdżamy więc w dół. Widać pierwsze domy, ale nic nie zapowiada strasznego widoku. Jedziemy kawałek dalej i uderza nas straszny smród. Zatrzymujemy się obok namiotów, w których ulokowano sztab powodziowy oraz centrum pomocy. Wokoło ludzie, którzy uwijają się jak mrówki. Umorusani, brodzący w błocie, zmęczeni. Rozmawiamy z wójtem gminy Zgorzelec Kazimierzem Janikiem. - Mam do dyspozycji wojsko, strażaków, są harcerze, a nawet więźniowie, którzy pracują przy umacnianiu wałów nad rzeką Nysą. Nas tu nigdy nie zalewało, sam budowałem 20 lat temu te wały na Nysie - mówi Wójt. Katastrofa nadeszła jednak z zupełnie innej strony. Na małej rzece Witka, kilka kilometrów wyżej położony jest zbiornik wodny elektrowni Turów. Wały na tej tamie nie wytrzymały naporu wody. Ponad 5 milionów mł ruszyło w dół, zalewając Radomierzyce, Koźlice, a potem i Zgorzelec. - Tu było jedno wielkie jezioro - opowiada Wójt - z 80 domów uratowały się tylko 4, reszta była całkowicie pod wodą. Ucierpiał również Ośrodek Kultury, zalana została biblioteka i kościół. W kościele było ponad 1, 6 metra wody. Pytam sprzątającej na podwórku kobiety jak wysoko była woda, ze łzami w oczach, nic nie mówiąc, pokazuje tylko palcem mokrą linię sięgającą dachu. Po drugiej stronie drogi grupa mężczyzn z ciężkim sprzętem usuwa śmierdzący szlam z ogrodu i podwórka. Wszędzie widać pospolite ruszenie. We wszystkich domach praca wre. Pootwierane okna, słychać dźwięki wiertarek, młotków, przecinaków. Zbijać trzeba tynki, bo wilgoć jest wszędzie. Zanim zacznie się remonty, trzeba osuszyć ściany. Koło domów, wzdłuż drogi prowadzącej przez wieś sterty mebli, sprzętu, śmieci. Woda zalała i zniszczyła wszystko, nic nie nadaje się do użytku. Przez otwarte okna widać puste pomieszczenia. Wójt mówi: - Pomoc idzie z całej Polski, pomagają też Niemcy, choć i oni też ucierpieli, bo granica państwa jest kilkaset metrów dalej. Z Niemiec i ze Szwajcarii idą osuszacze, jedzenia mamy pod dostatkiem. Teraz trzeba tylko czasu. Najważniejsze, że mamy już wodę i prąd.
Idziemy z Księdzem Biskupem w stronę kościoła. MIjamy ludzi z taczkami, łopatami. Nikt nie czeka, nikt nie załamuje rąk, nie biadoli. To jest niezwykłe, że ludziom szkoda czasu na rozpacz, choć na pewno ona gdzieś w sercu jest. Przed kościołem spotykam Pana kościelnego. - Jak zobaczyłem, co zaczyna się dziać, zdążyłem tylko samochód odprowadzić na górkę.- wspomina - Jak wracałem, wodę miałem już po pas. Boże, żebym tylko do domu doszedł - modliłem się w duchu. Pomyślałem, że w domu będę bezpieczny. A tu z wielkim hukiem woda wyrwała drzwi, zdążyłem jeszcze otworzyć okno, żeby przelewała się przez dom i to już wszystko. Takiego czegoś w życiu nie widziałem. Bogu dziękuje, że nie było tu synowej i wnuków. Do końca życia nie zapomnę też ryku zwierząt, które niosła woda.
Pan kościelny, jak zresztą i pozostali mieszkańcy, podkreśla jedno: - Dziękujemy Bogu za dwie rzeczy, że nie stało się to w nocy, bo byłby tutaj jeden zbiorowy pogrzeb i za to, że żyjemy. Z pomocą ludzi da się odbudować wszystko.
W Radomierzycach nikt z mieszkańców nie ucierpiał. Niestety, zginął strażak z OSP Gronów. Dochodzimy do kościoła. Na zewnątrz powynoszone ławki, klęczniki, zalany konfesjonał. Sztandary, ornaty, księgi liturgiczne, wszystko pokryte szlamem. Ks. Andrzej Wardawa, proboszcz, prowadzi nas do środka. Kościół jest pusty, dosłownie. Strażacy już usunęli szlam. Zaduch i smród okropny. Jeszcze wiele czasu upłynie, zanim kościół doprowadzi się do porządku. Biskup Cichy przywiózł ornaty i księgi liturgiczne. Przywiózł też pieniądze, które się przydadzą na najpotrzebniejsze rzeczy. Te pieniądze zebrali pielgrzymi idący do Częstochowy. Pomoc finansową przywiózł też dyrektor legnickiej Caritas. Ks. Wardawa podkreśla, że ludzie doceniają pomoc, jaka idzie z całej Polski. -To daje poczucie, że nie są sami, dzięki temu nie tracą nadziei na normalne życie.
Jedziemy dalej. Przez Niemcy, bo nie ma innej drogi, docieramy do Sieniawki. Proboszcz - ks. Zbigniew Korab prowadzi nas do kościoła. Po schodkach idziemy w dół, tu było ponad 2, 5 metra wody. Woda zalała nawet Tabernakulum. Strażacy przy pomocy sprzętu oczyścili kościół z mułu. Teraz kobiety i mężczyźni usuwają tę wodę wiadrami i szmatami. Na przykościelnym cmentarzu groby w mule i szlamie.

Bogatynia - krajobraz jak po bitwie

Jedziemy do Bogatyni. Na wzgórzu przed miastem wita nas burmistrz Andrzej Grzmielewicz. Przedstawia Księdzu Biskupowi aktualną sytuację w mieście. Bogatynia położona jest na wniesieniach, w dole - przez sam środek miasta - płynie rzeka Miedzianka. Samochodami terenowymi docieramy nad rzekę. Naszym oczom ukazuj się widok jak po bombardowaniu. Tutaj widać już nie stosy, ale góry śmieci. To nie tylko to, co z domów zostało wyrzucone, ale to wszystko, co przyniosła rzeka. Kamienie, drzewa, deski, fragmenty dachów, samochody. Podjeżdżamy pod blok mieszkalny tuż nad rzeką, przy którym pracuje grupa ludzi. Umorusani, ubłoceni. Dom się ostał, ale piwnice zalane szlamem i brudem. Trzeba wszystko wynieść, wyczyścić. Jedna z mieszkanek mówi, że o powodzi dowiedziała się z telewizji, gdyż była na wczasach. Od razu wsiadła w samochód. Jednak nie od razu można się było dostać do miasta, bo przejazdu nie było. Wreszcie udało się przez Czechy. - Jak dojeżdżaliśmy do domu przez niezalaną część miasta, myśleliśmy, że w telewizji chyba przesadzają, bo nic strasznego nie widać. Ale kiedy dotarliśmy tutaj, szok! Teraz pomaga nam straż pożarna i wojsko. Znajomi przyjeżdżają i przywożą nam żywność, wodę, środki chemiczne do sprzątania.
Ale jest też druga Bogatynia, dodają kobiety. - Z tej pięknej, czystej strony, zza rzeki, przychodzą ludzie z pieskami, na spacer, robią nam zdjęcia jak małpom w cyrku. Ale pomocy nie proponują.
Niestety, w obliczu tragedii nie brakuje takich postaw, choć nie są one powszechne. Byli też i tacy, którzy oferowali pomoc za pieniądze. Byli i tacy, którzy próbowali dorobić się na krzywdzie ludzkiej, np. sprzedając chleb za 20 zł, czy wodę mineralną za 10. To jednak złe wyjątki. Najgorsze były pierwsze dni. Teraz pomoc jest dobrze zorganizowana i niczego nie brakuje, no może z wyjątkiem narzędzi do pracy, ale i te już są w drodze. Naprzeciw bloku, po drugiej stronie ulicy, tuż nad brzegiem rzeki, stoi, albo leży, trudno określić, wrak samochodu, poskręcany jak puszka po piwie. Można sobie tylko wyobrazić siłę żywioły.
Jedziemy dalej, w górę rzeki. Widok coraz bardziej przerażający. Ta część miasta jest, czy raczej była zabytkowa. Piękne domy, tzw. „pruski mur”, większość z nich była (była!) odnowiona. Przejeżdżamy obok jednego, którego piękny nowy czerwony dach jest już na ziemi. Z tego domu nic już nie będzie. Po wielu domach, jak mówi Burmistrz pozostała jedynie wielka dziura, po niektórych fundamenty, albo resztki murów. Zburzonych zostało 37 budynków, o losie wielu innych trudno jeszcze przesądzać, bo nie ma ekspertyz budowlanych. Pewnie niektóre z nich nie będą już nadawały się do remontu. Zatrzymujemy się przy moście. Burmistrz mówi, że „najpierw należy wprowadzić rzekę ponownie do jej koryta, odbudować brzegi, mury oporowe, dopiero później zabierzemy się do innych prac”. Z Księdzem Biskupem stoimy w miejscu, w którym przed powodzią była nowa droga, teraz zionie ogromna dziura. „Wydaliśmy na tę drogę 5 milionów” - mówi Burmistrz. Wszędzie pełno wojska, strażaków. Tutaj gapiów nie ma, wszyscy pracują. Zatrzymujemy się obok domu, przy którym krzątają się właściciele. Nie widać na ich twarzach rozpaczy, chociaż 1/3 ich domu porwała woda. - Proszę księdza, damy radę, odbudujemy. No bo co mamy robić, załamać się? Co to da? Mamy zdrowe ręce, dzieci są chętne do pracy. Będziemy tu nadal mieszkać! - mówią.
Ogromne wyrazy uznania należą się Burmistrzowi za organizację pomocy. Ogromne wyrazy uznania i wdzięczności należą się także wszytskim ludziom dobrej woli. - Bez tej pomocy nie dalibyśmy rady - dodaje. Burmistrz. - Dziękujemy Bogu za to, że żyjemy i za to, że to nie stało się w nocy, tu było 7 metrów wody (gdy normalnie woda w rzece nie sięga wyżej kolan).
Burmistrz Bogatyni stwierdza, że jest dumny z mieszkańców miasta, zarówno tych, którzy są poszkodowani i wzięli się teraz do pracy, jak i tych, którzy pomagają jak mogą. Ale i mieszkańcy miasta ciepło i życzliwie mówią o Burmistrzu. Widać to, kiedy idziemy po zwałowiskach śmieci, między stertami kamieni i spotykamy pracujących ludzi.
Dojeżdżamy samochodem do sali gminnej, gdzie znajduje się centrum udzielania pomocy. Róg budynku oderwany przez wodę. Budowlańcy zabezpieczyli konstrukcję drewnianymi podporami, żeby nie runęła. W środku woda mineralna, środki czystości, żywność - tego jest bardzo dużo. Starsza pani, która już od kilku dni nieprzerwanie pomaga informuje, że teraz najbardziej potrzeba taczek, łopat i metalowych grabi. - Taka pomoc też już jest w drodze - dodaje natychmiast ks. Czesław Włodarczyk, dyrektor legnickiej Caritas. - Pierwsze transporty z Caritas wyruszyły już w sobotę wieczorem, w dniu tragedii i płyną ciągle. Jest też pomoc finansowa, dzięki wpłatom na konto Caritas.
Teraz jedziemy do kościoła Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, gdzie Ksiądz Biskup wraz z Księżmi z dekanatu odprawi Mszę św. w intencji powodzian i tych, którzy pracują przy usuwaniu jej skutków. Przy kościele w salce parafialnej kolejne centrum pomocy Caritas. Przychodzi wiele osób, bo i darów jest mnóstwo. W homilii bp. Cichy podkreślił, że wobec tej tragedii nikt nie pozostaje obojętny. To wielkie doświadczenie, ale dzięki solidarności ludzkiej i niesionej pomocy można przywrócić wiarę i nadzieję. - Przed Bogatynią i mieszkańcami 40 innych miejscowości jest czas trudny, czas próby. Trzeba zrobić wszystko, aby ludzie mogli godnie mieszkać, pracować, uczyć się, świętować i odpoczywać. Wszyscy mamy świadomość, że pomoc poszkodowanym dalej powinna być udzielana. Najsłabsi powinni najbardziej doświadczyć pomocy. Dlatego tutaj jestem - mówił o tej wizycie bp Cichy. W specjalnym komunikacie, który był odczytany we wszystkich parafiach diecezji legnickiej, bp Cichy raz jeszcze wyraził wsparcie dla poszkodowanych i podziękował wszystkim, którzy do tej pory pospieszyli z pomocą i zaangażowali się w pomoc powodzianom. Prosi też o pomoc długofalową. Po zakończeniu prac porządkowych trzeba będzie zabrać się do remontów i odbudowy, a na to będą potrzebne ogromne środki. Zróbmy zatem, co w naszej mocy, aby marzenie rodziny z uszkodzonego domu (i setek innych osób) spełniło się: „Ja tu mieszkam 50 lat i chcę tu mieszkać dalej, mam nadzieję, że Bogatynia odbuduje się, że będzie tu jak dawniej”.

Relacje z wizyty bp. Stefana Cichego na dotkniętych przez powódź terenach, rozmowy z ludźmi oraz zdjęcia są dostępne na stronie Radia Plus Legnica www.legnica.fm

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Joanna d´Arc

[ TEMATY ]

Joanna d'Arc

pl.wikipedia.org

Drodzy bracia i siostry, Chciałbym wam dzisiaj opowiedzieć o Joannie d´Arc, młodej świętej, żyjącej u schyłku Średniowiecza, która zmarła w wieku 19 lat w 1431 roku. Ta młoda francuska święta, cytowana wielokrotnie przez Katechizm Kościoła Katolickiego, jest szczególnie bliska św. Katarzynie ze Sieny, patronce Włoch i Europy, o której mówiłem w jednej z niedawnych katechez. Są to bowiem dwie młode kobiety pochodzące z ludu, świeckie i dziewice konsekrowane; dwie mistyczki zaangażowane nie w klasztorze, lecz pośród najbardziej dramatycznych wydarzeń Kościoła i świata swoich czasów. Są to być może najbardziej charakterystyczne postacie owych „kobiet mężnych”, które pod koniec średniowiecza niosły nieustraszenie wielkie światło Ewangelii w złożonych wydarzeniach dziejów. Moglibyśmy je porównać do świętych kobiet, które pozostały na Kalwarii, blisko ukrzyżowanego Jezusa i Maryi, Jego Matki, podczas gdy apostołowie uciekli, a sam Piotr trzykrotnie się Go zaparł. Kościół w owym czasie przeżywał głęboki, niemal 40-letni kryzys Wielkiej Schizmy Zachodniej. Kiedy w 1380 roku umierała Katarzyna ze Sieny, mamy papieża i jednego antypapieża. Natomiast kiedy w 1412 urodziła się Joanna, byli jeden papież i dwaj antypapieże. Obok tego rozdarcia w łonie Kościoła toczyły się też ciągłe bratobójcze wojny między chrześcijańskimi narodami Europy, z których najbardziej dramatyczną była niekończąca się Wojna Stulenia między Francją a Anglią. Joanna d´Arc nie umiała czytań ani pisać. Można jednak poznać głębiej jej duszę dzięki dwóm źródłom o niezwykłej wartości historycznej: protokołom z dwóch dotyczących jej Procesów. Pierwszy zbiór „Proces potępiający” (PCon) zawiera opis długich i licznych przesłuchań Joanny z ostatnich miesięcy jej życia ( luty-marzec 1431) i przytacza słowa świętej. Drugi - Proces Unieważnienia Potępienia, czyli "rehabilitacji" (PNul) zawiera zeznania około 120 naocznych świadków wszystkich okresów jej życia (por. Procès de Condamnation de Jeanne d´Arc, 3 vol. i Procès en Nullité de la Condamnation de Jeanne d´Arc, 5 vol., wyd. Klincksieck, Paris l960-1989). Joanna urodziła się w Domremy - małej wiosce na pograniczu Francji i Lotaryngii. Jej rodzice byli zamożnymi chłopami. Wszyscy znali ich jako wspaniałych chrześcijan. Otrzymała od nich dobre wychowanie religijne, z wyraźnym wpływem duchowości Imienia Jezus, nauczanej przez św. Bernardyna ze Sieny i szerzonej w Europie przez franciszkanów. Z Imieniem Jezus zawsze łączone jest Imię Maryi i w ten sposób na podłożu pobożności ludowej duchowość Joanny stała się głęboko chrystocentryczna i maryjna. Od dzieciństwa, w dramatycznym kontekście wojny okazuje ona wielką miłość i współczucie dla najuboższych, chorych i wszystkich cierpiących. Z jej własnych słów dowiadujemy się, że życie religijne Joanny dojrzewa jako doświadczenie mistyczne, począwszy od 13. roku życia (PCon, I, p. 47-48). Dzięki "głosowi" św. Michała Archanioła Joanna czuje się wezwana przez Boga, by wzmóc swe życie chrześcijańskie i aby zaangażować się osobiście w wyzwolenie swojego ludu. Jej natychmiastową odpowiedzią, jej „tak” jest ślub dziewictwa wraz z nowym zaangażowaniem w życie sakramentalne i modlitwę: codzienny udział we Mszy św., częsta spowiedź i Komunia św., długie chwile cichej modlitwy prze Krucyfiksem lub obrazem Matki Bożej. Współczucie i zaangażowanie młodej francuskiej wieśniaczki w obliczu cierpienia jej ludu stały się jeszcze intensywniejsze ze względu na jej mistyczny związek z Bogiem. Jednym z najbardziej oryginalnych aspektów świętości tej młodej dziewczyny jest właśnie owa więź między doświadczeniem mistycznym a misją polityczną. Po latach życia ukrytego i dojrzewania wewnętrznego nastąpiły krótkie, lecz intensywne dwulecie jej życia publicznego: rok działania i rok męki. Na początku roku 1429 Joanna rozpoczęła swoje dzieło wyzwolenia. Liczne świadectwa ukazują nam tę młodą, zaledwie 17-letnią kobietę jako osobę bardzo mocną i zdecydowaną, zdolną do przekonania ludzi niepewnych i zniechęconych. Przezwyciężywszy wszystkie przeszkody spotyka następcę tronu francuskiego, przyszłego króla Karola VII, który w Poitiers poddaje ją badaniom przeprowadzanym przez niektórych teologów Uniwersytetu. Ich ocena jest pozytywna: nie dostrzegają w niej nic złego, lecz jedynie dobrą chrześcijankę. 22 marca 1429 Joanna dyktuje ważny list do króla Anglii i jego ludzi, oblegających Orlean (tamże, s. 221-22). Proponuje w nim prawdziwy, sprawiedliwy pokój między dwoma narodami chrześcijańskimi, w świetle imion Jezusa i Maryi, ale jej propozycja zostaje odrzucona i Joanna musi angażować się w walkę o wyzwolenie miasta, co nastąpiło 8 maja. Innym kulminacyjnym momentem jej działań politycznych jest koronacja Karola VII w Reims 17 lipca 1429 r. Przez cały rok Joanna żyje między żołnierzami, pełniąc wśród nich prawdziwą misję ewangelizacyjną. Istnieje wiele ich świadectw o jej dobroci, męstwie i niezwykłej czystości. Wszyscy, łącznie z nią samą, mówią o niej „la pulzella” - czyli dziewica. Męka Joanny zaczęła się 23 maja 1430, gdy jako jeniec wpada w ręce swych wrogów. 23 grudnia zostaje przewieziona pod strażą do miasta Rouen. To tam odbywa się długi i dramatyczny Proces Potępienia, rozpoczęty w lutym 1431 r. a zakończony 30 maja skazaniem na stos. Był to proces wielki i uroczysty, któremu przewodniczyli dwaj sędziowie kościelni: biskup Pierre Cauchon i inkwizytor Jean le Maistre. W rzeczywistości kierowała nim całkowicie duża grupa teologów słynnego Uniwersytetu w Paryżu, którzy uczestniczyli w nim jako asesorzy. Podziel się cytatem
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV: pokój to sprawiedliwość dla wszystkich, tak uczył Jan Paweł II

2025-05-30 12:36

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

Vatican Media

Pokój buduje się wspólnotowo, poprzez troskę o sprawiedliwe relacje między wszystkimi – powiedział Leon XIV na audiencji dla ruchów i stowarzyszeń, które przed rokiem zorganizowały w Weronie Arenę Pokoju. Odwołując się do nauczania Jana Pawła II, Papież podkreślił, że pokój jest dobrem niepodzielnym: albo jest on udziałem wszystkich, albo nikogo.

Jak przypomniał Leon XIV, w Arenie Pokoju wziął udział papież Franciszek. „Przy tej okazji ponownie podkreślił, że budowanie pokoju zaczyna się od opowiedzenia się po stronie ofiar, dzieląc ich punkt widzenia. Ta perspektywa jest nieodzowna, aby rozbroić serca, spojrzenia, umysły i potępić niesprawiedliwości systemu, który zabija i opiera się na kulturze odrzucenia” – powiedział Ojciec Święty.
CZYTAJ DALEJ

Katolicy nie głosują na wroga Kościoła

2025-05-30 20:59

[ TEMATY ]

wybory

Adobe Stock

Bardzo wielu Polaków – zapewne większość - do urn wyborczych uda się albo przed albo po uczestnictwie w niedzielnej Mszy świętej. Jest bardzo ważne, aby właśnie ci katoliccy wyborcy mieli świadomość, że ich niedzielny wybór powinien uwzględniać podstawowe prawdy wiary, do wyznawania której się przyznają.

Warto podkreślić, że od czasów Leona XIII – papieża przełomu XIX i XX wieku – Kościół katolicki w nauczaniu społecznym konsekwentnie zachęca swoich wyznawców, do aktywnego współkształtowania losów społeczności, do której przynależą. Leon XIII – ojciec nowoczesnej katolickiej nauki społecznej – osobistym przykładem mobilizował katolików do czynnego przeciwstawiania się złu.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję