Reklama

„On tu wszędzie widział ślady polskości”

Niedziela wrocławska 18/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Krzysztof Kunert: - Spotykał się Ksiądz Kardynał z Janem Pawłem II wielokrotnie - oficjalnie i mniej oficjalnie.

Kard. Henryk Gulbinowicz: - Bóg postawił ks. Wojtyłę na drodze mojego życia w 1954 r. Był wówczas początkującym profesorem w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, ja zaś na trzecim roku studiów specjalistycznych z teologii moralnej. O krakowskim duszpasterzu słyszałem dość dużo, ale go osobiście nie znałem. Poznałem go po jednym z wykładów. Powiedział mi wówczas, że nigdy jeszcze nie był w Ostrej Bramie. A był to trudny czas na pielgrzymki.

- Jak był postrzegany w środowisku uniwersyteckim?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Każdego człowieka traktował z wielkim szacunkiem jako osobę podarowaną mu przez Boga jako Jego obraz i podobieństwo. Dla Wojtyły każdy człowiek był wyjątkowy. Gdy tak patrzę - minęło już sześć lat od jego śmierci - ten właśnie rys, szacunek do człowieka, był szalenie istotny. Człowiek był dla niego najważniejszą wartością na świecie. Chociaż jego wykłady były bardzo trudne dla studentów.

- A wśród hierarchów - jak go widziano?

Reklama

- Zawsze, ile razy kardynał Wojtyła występował, był - jak mówią Francuzi: comme il faut - świetnie przygotowany i przekonywujący. Zawdzięczamy mu jako członkowi episkopatu Polski wiele rozwiązań, np. że nie wolno święcić księdza, który nie ma przynajmniej magisterium.

- Jan Paweł II i Wrocław…

- Kiedy zmarł bp Józef Marek, konsekrowany wcześniej na prośbę ciężko chorego kard. Kominka przez kard. Wojtyłę, poprosiłem go aby zmarłego pogrzebał. I on się zgodził. Wygłosił wówczas ciepłą homilię. Było to nasze pierwsze oficjalne spotkanie. Później, już jako papież, chciał odwiedzić Wrocław już w 1979 r. podczas pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny. Udało się podczas drugiej wizyty Ojca Świętego w 1983 r.

- Jak się odnosił do Ziem Odzyskanych?

- Znał je jak własną kieszeń! Jest obecnie szlak papieski przebiegający na ziemiach diecezji legnickiej i świdnickiej. Bywał też często w Trzebnicy i we Wrocławiu, jeszcze jako duszpasterz i profesor Dni Duszpasterskich. I on na wielu tych konferencjach był z referatem czy wykładem. Dlatego też ziemię te cenił sobie bardzo. Najlepszym dowodem był wybór Wrocławia w 1997 r. jako miejsca Światowego Kongresu Eucharystycznego.

- W 1983 r. Wojtyła już jako papież odwiedza nasze miasto…

Reklama

- Na Partynice przybyło wówczas ponad milion osób. Dotychczas główny element ołtarza z pamiętnej Mszy św. - Chrystus Zmartwychwstały z podniesionymi dwoma palcami w kształcie litery V - jest częścią ołtarza w kościele Matki Bożej Ostrobramskiej w Oleśnicy. Wówczas, w czasie stanu wojennego, był to wyraźny symbol. Witaliśmy Ojca Świętego razem z władzami, które też się napracowały w przygotowaniu tej wizyty. Wyraźnie się to spodobało papieżowi.

- Oficjalna część wizyty Ojca Świętego dzięki licznym publikacjom jest nam dość dobrze znana. A jak wyglądała strona nieoficjalna?

- Po Mszy św. chciałem, aby papież jechał papamobile. Nie zgodziły się na to władze i po latach przyznaję, miały rację, bo teren był gęsto zabudowany więc nietrudno było o jakiś wypadek. Ale władzom chodziło wtedy przede wszystkim o czas przejazdu. Bo kiedy Wojtyła jedzie… tu się przywita i zatrzyma, tam kogoś pozdrowi. Nie byłoby czasu nawet na obiad. Ostatecznie papież wylądował śmigłowcem na Ostrowie Tumskim przy młynie Maria i resztę drogi pokonał samochodem. Na chwilę zatrzymał się w rezydencji arcybiskupów wrocławskich, aby się przygotować do dalszej części dnia, a następnie przeszedł piechotą do Seminarium na obiad. Po drodze, jak to Ojciec Święty, miał czas dla każdego. Ale sobie z tym jakoś poradziliśmy.

- Co się działo w Seminarium?

- Kiedy wszedł na wysoki parter czekali na niego klerycy, którzy zaśpiewali mu plurimos annos i do dziś mają pamiątkowe zdjęcie. A potem był posiłek południowy. Tak rozmieściliśmy gości, aby otaczały go osoby, które znał i lubił. Papież zaczepiał wszystkich, żartował, uśmiechał się, dopytywał. On się nigdy nie izolował.

- Jan Paweł II lubił Dolny Śląsk, lubił Wrocław?

Reklama

- Nie wiem, jaką ks. Wojtyła posiadał wiedzę na temat Dolnego Śląska. Jak mówiłem, bywał tu prawie każdego roku, ale to się da wytłumaczyć również i tym, że wówczas duszpasterstwo było zakazane, więc trzeba było się jakoś maskować. Najlepszym rozwiązaniem był albo spływ kajakowy na Warmii i Mazurach albo wędrówka po górach, także dolnośląskich. On tu wszędzie widział ślady polskości i uczył młodzież kochać ziemię Piastów.

- Papież przybył powtórnie do Wrocławia w 1997 r. Okazją był Kongres Eucharystyczny.

- Organizacja światowego Kongresu to wielkie wydarzenie dla diecezji. Na jej barkach spoczywa nie tylko przygotowanie spotkań, wykładów w różnych językach, organizacja tysięcy osób. Po Kongresie trzeba zostawić jakieś dzieło charytatywne dla miejscowych. Jednym z takich darów był dom dla osób schorowanych i starych w Henrykowie. I on się ogromnie przydał, bo jak papież wyjechał, to przyszła wielka powódź. Innym był podarowany grekokatolikom kościół św. Wincentego, który papież osobiście przekazał naszym braciom. I daliśmy, a oni go pięknie zagospodarowali.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Najważniejsza świątynia świata

2025-11-04 13:44

Niedziela Ogólnopolska 45/2025, str. 20

[ TEMATY ]

homilia

Liturgia Tygodnia

Rembrandt – Wypędzenie przekupniów z świątyń

Nie zawsze zdenerwowanie, złość czy furia są moralnie karygodne. Raczej nie lubimy być pod wpływem nieprzyjemnych emocji. Delektowanie się spokojem jest dalece bardziej miłe. Tęsknimy za błogostanem, który młodzi określają słowem: chillout.

Nie zawsze zdenerwowanie, złość czy furia są moralnie karygodne. Raczej nie lubimy być pod wpływem nieprzyjemnych emocji. Delektowanie się spokojem jest dalece bardziej miłe. Tęsknimy za błogostanem, który młodzi określają słowem: chillout. W czasach napiętych terminarzy czy nadużywania social mediów, które trzymają nas w napięciu, a potem pozostawiają w stanie zbliżonym do stuporu lub depresji, to normalne. Bardzo potrzebujemy „świętego spokoju”. Nie zawsze jednak jest on ideałem ewangelicznym. Jeśli chcę zachować dobrostan, nie mogę odwracać głowy od ludzkiej krzywdy, która dzieje się na moich oczach. Nie wolno mi nie reagować, nawet wzburzeniem, gdy trzeba kogoś ostrzec przed niebezpieczeństwem, obronić przed agresorem czy zaangażować się w schwytanie złoczyńcy. Nie mogę wtedy powiedzieć: „to nie moja sprawa”, „od tego są inni”albo „co mnie to obchodzi”. To tchórzostwo. Tak rozumiany „święty spokój” jest nieprawością albo tolerancją zła. Jak mógłbym przymykać oko, gdyby ktoś popychał bliźniego na drogę upadku. Czy jest godziwe nieodezwanie się przy stole – dla zachowania pozytywnych wibracji – kiedy trzeba bronić ludzkiej i Bożej prawdy? Czy milczenie w sytuacji kpiny z dobra, altruizmu czy świętości jest godne chrześcijanina? Czy kumplowskie poklepywanie po ramieniu w imię „przyjaźni”, kiedy trzeba koledze zwrócić uwagę, upomnieć go lub nawet nim wstrząsnąć, uznamy za cnotę? Nawet kłótnia może być święta! Wszak istnieje święte wzburzenie. Jan Paweł II krzyczał do nas wniebogłosy, upominając się o świętość małżeństwa i rodziny oraz o ewangeliczne wychowanie potomstwa. Współczesna tresura, nakazująca tolerancję wszystkiego, wymaga sprzeciwu, czasem nawet konieczności narażenia się grupom uważającym się za wyrocznię. Jezus powiedział: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię (Łk 12, 49). To też Ewangelia. Myślę, że zdrowej niezgody na niecne postępki, zwłaszcza te wykonywane pod płaszczykiem „zbożnych” czynności czy „szczytnych celów”, uczy nas dzisiaj Mistrz z Nazaretu. Primum: zauważyć ten proces czający się we mnie. Secundum: być krytycznym wobec świata. W dzisiejszej Ewangelii Zbawiciel jest naprawdę zdenerwowany, widząc, co zrobiono z domem Jego Ojca. Nie używa gładkich słów i dyplomatycznych gestów. Zagrożona jest bowiem wielka wartość. Najważniejsza świątynia świata miała za cel ukazanie Oblicza Boga prawdziwego i przygotowanie do objawiania jeszcze wspanialszej świątyni, dosłownej obecności Boga wśród ludzi – Syna Bożego. Na skutek ludzkich kalkulacji stała się ona niemal jaskinią zbójców, po łacinie: spelunca latronum. Dlatego reakcja Syna Bożego musiała być aż tak radykalna. Jezusowy gest mówi: w tym miejscu absolutnie nie o to chodzi! „Świątynia to miejsce składania ofiar miłych Bogu. Pan Jezus złożył swojemu Przedwiecznemu Ojcu ofiarę miłości z samego siebie. Ta Jego miłość, w której wytrwał nawet w godzinie największej udręki, ogarnia nas wszystkich, poprzez kolejne pokolenia i każdego poszczególnie, kto się do Niego przybliża” (o. Jacek Salij). O to chodzi w autentycznym kulcie świątynnym.
CZYTAJ DALEJ

Chcemy pobudzać wrażliwość w sprawach patriotycznych

Nie tylko historia Polski, ale także znajomość regionu i życia Kościoła diecezjalnego były przedmiotem zmagań uczniów podczas finału patriotycznego konkursu „Ojczyzno Ma”. A ten odbył się 7 listopada w Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze.

Jako członkowie AK chcemy pobudzać wrażliwość wśród naszych dzieci i wnuków, w sprawach patriotycznych – mówi Ryszard Furtak, prezes Diecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej. - Zakres tematyki konkursu zawiera wiedzę, jaką uczniowie przerabiają w szkołach podstawowych w klasach VI-VIII, ale poszerzoną o sprawdzenie rozeznania z tego, co dzieje się w naszym regionie, także w życiu Kościoła diecezjalnego. Najlepsi będą mieli możliwość wyboru szkoły średniej po zakończeniu nauki w szkole podstawowej. Na nasz wniosek taką decyzję podjął w 2019 r. Lubuski Kurator Oświaty – dodaje.
CZYTAJ DALEJ

Szlakiem św. Maksymiliana Marii Kolbego

2025-11-09 12:28

[ TEMATY ]

pielgrzymka

św. Maksymilian Kolbe

Stalag IIIB Amtitz

Gębice

Archiwum Aspektów

W sobotę 8 listopada odbyła się piesza pielgrzymka ze Stargardu Gubińskiego do Gębic, szlakiem św. Maksymiliana Marii Kolbego, upamiętniająca jego wyjazd z obozu jenieckiego. Tą drogą ruszyło dzisiaj ponad 100 osób

W sobotę 8 listopada odbyła się piesza pielgrzymka ze Stargardu Gubińskiego do Gębic, szlakiem św. Maksymiliana Marii Kolbego, upamiętniająca jego wyjazd z obozu jenieckiego. Tą drogą ruszyło dzisiaj ponad 100 osób

Ponad 100 pielgrzymów, a wśród nich bp Adrian Put, przeszło trzykilometrowy szlak obozowy modląc się za zmarłych jeńców z dawnego obozu jenieckiego Stalag IIIB Amtitz, który znajdował się w dzisiejszych Gębicach.

W sobotę 8 listopada odbyła się piesza pielgrzymka ze Stargardu Gubińskiego do Gębic, szlakiem św. Maksymiliana Marii Kolbego, upamiętniająca jego wyjazd z obozu jenieckiego. W tym roku wydarzenie odbyło się po raz trzeci, a pielgrzymom towarzyszył bp Adrian Put. 
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję