W Gródku Podolskim na Ukrainie ok. 15 tys. mieszkańców jest pochodzenia polskiego. Prawie wszyscy katolicy, nawet rdzenni Ukraińcy, mówią dobrze w języku Mickiewicza. Od pół roku, dzięki wsparciu Caritas Polskiej, najstarsi, samotni i chorzy znajdują schronienie w Domu Miłosierdzia. Opiekunem i pomysłodawcą Domu jest ks. Władysław Wanags, z pochodzenia Łotysz.
Na "zieloną Ukrainę"
Prawie 25 lat temu młody wówczas ks. Władysław Wanags stawił
się na wezwanie przed swoim biskupem Janisem Wajwodsem w Rydze. Ku
swemu zdziwieniu otrzymał polecenie, by przenieść się na Ukrainę
do polskiej parafii w Gródku Podolskim. - Przecież ja nie mówię po
polsku! - powiedział. - Tym lepiej - odpowiedział spokojnie Biskup.
- Będziesz mówił mniej rzeczy, za które władze mogłyby cię zamknąć...
Był rok 1976. Na Ukrainie nie urzędował ani jeden biskup,
komunistyczne władze szykanowały nielicznych na tym terenie księży,
nie wydawano pozwoleń na budowanie kościołów, niszczono te, które
jeszcze ocalały... W Gródku Podolskim parafia rzymskokatolicka od
dawna nie miała proboszcza. Ludzie zbierali się na modlitwę w małej
przycmentarnej kaplicy. Swą pierwszą Mszę św. ks. Wanags odprawił
23 lutego, w dniu święta Armii Czerwonej.
Ogień Opatrzności
Reklama
Komuniści z Gródka Podolskiego postanowili szybko pozbyć się
nowego duszpasterza. Plan był dość prosty: spalić kaplicę, a winę
zrzucić na nowego kapłana, by ludzie sami przepędzili księdza-podpalacza...
Tuż przed Wielkanocą ogień ogarnął zakrystię i dach kaplicy. - Nikt
się nie ruszał, by gasić - relacjonuje sam ks. Władysław. - Zrzuciłem
więc płaszcz i nim przyduszałem płomienie. Poparzyłem sobie dłonie,
zanim ludzie włączyli się do akcji.
Kaplica została uratowana. Ksiądz Wanags również. Ludzie
z większym szacunkiem odnosili się odtąd do kapłana, który własnymi
rękoma ratował ich świątynię. - To Opatrzność nie pozwoliła ludziom
gasić, by mogli zobaczyć, że ja to robię i tym sposobem plan komunistów
się nie powiódł - mówi ks. Wanags.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Igraszki z lwem
Szczęśliwe zakończenie pamiętnej nocy nie oznaczało wcale końca
szykan ze strony władz lokalnych. Według relacji samego ks. Wanagsa,
posunięto się nawet do zamachu na jego życie... Bez powodzenia. Ksiądz
Władysław uparcie żył i "na coraz więcej sobie pozwalał". Po pierwsze
- postanowił rozbudować kaplicę i ten cel osiągnął.
Nastał rok 1988. Ksiądz Wanags dopiął również tego, że
pozwolono mu zbudować prawdziwy kościół. Świątynia powstała niezwykłym
wysiłkiem ludzi, bez pomocy ciężkiego sprzętu. Gotowy kościół należało
poświęcić. A jak to zrobić, jeśli na Ukrainie nadal nie było biskupa?
Ksiądz Wanags pojechał więc na Łotwę, do Rygi, i poprosił tamtejszego
biskupa - ks. NiuksSę Witgelima o przyjazd na Ukrainę. Po powrocie
do Gródka proboszcz ogłosił uroczystość konsekracji kościoła z udziałem
łotewskiego biskupa w swojej parafii i dopiero wtedy powiadomił mera
miasta.
Długa droga do Domu
Reklama
Przez wiele lat ks. Wanags nosił się z zamiarem zbudowania domu dla starych, schorowanych i samotnych ludzi. Potrzebny był do tego nowy budynek, a na jego budowę konieczna była zgoda władz lokalnych. Kapłan nie namyślał się długo. Rozpoczął budowę bez zezwolenia. Kiedy stanęły już fundamenty, przy kościele zjawił się przedstawiciel władz. Od słowa do słowa stanęło na tym, że ks. Władysław napisał podanie z prośbą o zezwolenie na budowę, która już trwała. Oficjalnie otrzymał zgodę na jedno piętro. Gdy rozpoczął budowę drugiego, władze zdenerwowały się nie na żarty. - Wytłumaczyłem im wtedy, że to polska parafia, a na Zachodzie piętra liczy się inaczej: pierwsze w Rosji - to parter w Polsce... - śmieje się jeszcze dziś ks. Wanags.
Toż on Watykan w Gródku zbuduje!
Reklama
Gotowy już budynek nagle zmienił swoje pierwotne przeznaczenie.
Na Ukrainie brakowało księży, nie było tu ani jednego seminarium
duchownego. Najbliższe uczelnie dla kleryków znajdowały się w Kownie
na Litwie i w Rydze na Łotwie. Ksiądz Wanags dokonał niezwykłej rzeczy:
zbudował dom, który całkowicie należał do Kościoła. Władze duchowne
postanowiły więc, że właśnie tu założą pierwsze na Ukrainie seminarium.
Nabór odbył się już w 1991 r. Do dzisiaj wyświęcono 28 księży.
Dom dla osób starszych leżał jednak wciąż kamieniem na
sercu ks. Wanagsa. Wbrew wszystkiemu rozpoczął kolejną budowę. W
Urzędzie Miejskim zaczęto szeptać, że w Gródku powstaje nowy Watykan!
I tym razem rozwijające się seminarium przejęło gotowy budynek. Ks.
Wanagsowi zabrakło funduszy na stawianie trzeciego domu. Z pomocą
przyszła mu rzymskokatolicka Caritas na Ukrainie. Projekt stworzenia
Domu Miłosierdzia dla osób starszych stał się jednym z większych
dzieł młodziutkiej organizacji, zarejestrowanej dopiero w 1996 r.
Ani ks. Wanags, ani sama Caritas nie mieli wystarczających funduszy,
by dokończyć rozpoczętą budowę. - Kościół katolicki jest mniejszościowy
na Ukrainie - mówi ks. Wiesław Stępień, sekretarz generalny ukraińskiej
Caritas. - W dodatku ludzie tu zarabiają średnio 30-50 dolarów na
miesiąc. Sami nie bylibyśmy w stanie sfinansować tak dużego projektu.
Na szczęście w dzieło budowy Domu Miłosierdzia włączyły
się organizacje Caritas z innych krajów, w największym zaś stopniu
Caritas Polska. - Nasza współpraca rozpoczęła się w 1998 r. - mówi
ks. Wojciech Łazewski, dyrektor Caritas Polskiej. - Podpisaliśmy
z duchowieństwem na Ukrainie umowę, że w ciągu co najmniej 5 lat
nie zmienią przeznaczenia domu. Za pieniądze z Polski udało się już
wykończyć wnętrza pokoi, zainstalować windę oraz zachodni system
ogrzewania budynku.
Mieszkańcy Gródka mówią po polsku
Budynek otwarto dla pensjonariuszy w maju. Na czterech piętrach mieszczą się kilkuosobowe pokoje z łazienką, kuchnia, gdzie pracują cztery panie, refektarz oraz kaplica. W Domu mieszka ok. 50 osób, w tym 8 leżących. Ci ostatni wymagają stałej opieki. Zatrudniona jest jedna pielęgniarka. Lekarz seminaryjny opiekuje się staruszkami za darmo. Lekarstwa pochodzą z Krakowa, dzięki pomocy dr Michalskiej i organizacji "Lekarze nadziei". Ks. Wanags nie przeprowadza selekcji wśród przybywających po pomoc. Zarówno katolicy, jak i grekokatolicy czy prawosławni znajdują tu dach nad głową.
Rancho na Ukrainie
Reklama
Kilka kilometrów za Gródkiem Podolskim znajdują się 32 ha ziemi,
którą parafia otrzymała od mera miasta. Mieszkańcy Domu Miłosierdzia
uprawiają tam warzywa i zboże. - W tym roku zebraliśmy 25 ton pszenicy
- mówi z dumą ks. Wanags. - Starcza jej na cały rok. Poza tym rosną
tu buraki cukrowe i czerwone, marchew, fasola, ogórki, pomidory,
kapusta, kukurydza, a nawet gryka. Tylko ziemniaków nie starcza do
końca roku. Trzeba dokupić.
Ks. Wanags chętnie pokazuje parafialną farmę. To bardzo
ważne źródło utrzymania Domu Miłosierdzia. Zbiory przewozi się na
teren parafii. Z pszenicy przez cały rok wypiekany jest chleb. Puszysty
i chrupiący, kroi się na grube pajdy, które najlepiej smakują z masłem
i miodem... Codziennie z parafialnego pieca na stół wędruje 30-40
bochenków. Nie marnuje się ani jedna okruszyna.
Przyszłość
Przy Domu Miłosierdzia znajduje się polski cmentarz. Tabliczki
pod krzyżami noszą daty z początku XIX wieku. Staruszki i staruszkowie
często przesiadują wieczorami na ławeczkach przy zarośniętych alejkach.
- Wiele jest jeszcze do zrobienia - mówi ks. Łazewski.
- Trzeba ocieplić dom z zewnątrz, mieć pieniądze na bieżące prowadzenie
budynku. Planujemy wyposażyć gabinet medyczno-pielęgniarski, a na
to potrzeba ok. 50 tys. zł. Do dziś włożyliśmy w dzieło powstawania
tego domu ponad 720 tys. zł.
Wsparcie finansowe można przekazywać na konto: Caritas Polska. PKO BP SA VIII oddział w Warszawie, nr 90 10201013 122640130, z dopiskiem " Gródek".