Po śmierci Tomasza Strzembosza w ZHR przez trzy miesiące obowiązuje żałoba.
Przewodniczący ZHR wydał rozkaz założenia na krzyże harcerskie czarnej krepy, a na sztandarach - czarnej wstęgi.
Profesor trzech uniwersytetów
Reklama
Nie oszczędzał się. Do ostatniej chwili intensywnie pracował nad nową książką - o partyzantce i konspiracji antysowieckiej w rejonie Augustowa, mimo to, że od dwóch lat właściwie już nie widział.
Przeszedł też ciężką operację, poważnie chorował. Ale się nie skarżył, nie narzekał na swoje cierpienie, znosił je mężnie - podkreślają wszyscy, którzy Profesora znali.
Historia, tak zresztą jak i harcerstwo, to jego wielka życiowa pasja.
- Uprawiałem historię, patrząc na nią z perspektywy człowieka, historię, którą nazywałem „oglądana z bliska”, nie z lotu ptaka, lecz na poziomie ludzkich oczu, poprzez los pojedynczych
ludzi - pisał Strzembosz. W jednej ze swych książek przyznał, że dzięki historii jeszcze bardziej szanuje „ludzi prostych, nieuczonych, którzy nie kłamią i nie patrzą na świat i życie poprzez
swój egotyzm, tak jak wielu inteligentów”.
Był nie tylko wybitnym historykiem dziejów najnowszych, ale pedagogiem najwyższej klasy. - Wielkim humanistą, historykiem z najwyższych półek polskiej nauki, człowiekiem o jednej twarzy -
mówi ks. Kazimierz Kalinowski.
- Po prostu mistrzem - podkreśla prof. Andrzej Kunert, historyk, uczeń Strzembosza. - Profesor prowadził mnie po trudnych drogach polskiej nauki i skierował na „ścieżki kombatanckie”.
Był dla mnie zawsze ideałem historyka - niepokornego, który nie idzie z modą - ale też mistrzem duchowym i autorytetem moralnym.
- Był dla naszych studentów prawdziwym wzorem, autorytetem zarówno moralnym, jak naukowym - potwierdza prof. Jan Ziółek z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, gdzie od 1984 r. prof.
Strzembosz wykładał.
Doczekał się sześćdziesięciu magistrów i jedenastu doktorów historii. Nie pozostawiał ich w pisaniu prac samych sobie. Interesował się ich postępami, dopytywał o szczegóły. Miał też niezwykłą cechę:
łatwo się z nimi zaprzyjaźniał. Lubiany i ceniony był także jako człowiek. I tak był postrzegany w środowisku uniwersyteckim - zarówno na Uniwersytecie Warszawskim i Jagiellońskim, jak też na KUL-u.
Brat kandydatki na ołtarze
Tomasz Strzembosz to rocznik 1930. Urodzony w przedwojennej Warszawie jako „trojaczek”. Siostra Teresa jest dzisiaj kandydatką na ołtarze, była bliską współpracowniczką Prymasa Wyszyńskiego,
zasłynęła jako opiekunka samotnych matek i organizatorka ruchu adopcyjnego. Brat - Adam jest znanym prawnikiem, który był I prezesem Sądu Najwyższego oraz przewodniczącym Trybunału Stanu.
Dzieci od małego wychowywały się w domu z tradycjami, w atmosferze patriotycznej. Ojciec pochodził z Żytomierza. Podczas studiów w Kijowie został wcielony do armii rosyjskiej, potem walczył pod dowództwem
gen. Hallera. W czasie okupacji był związany z Delegaturą Rządu Polskiego, brał udział w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie pracował jako prawnik. Matka zaś pochodziła z Mazowsza. W 1920 r. była sanitariuszką,
pracowała w szpitalu polowym. Rodzice Tomasza poznali się w Przasnyszu, po ślubie przeprowadzili się do Warszawy. I z tym właśnie miastem Tomasz związany był całe życie. Studiował historię na Uniwersytecie
Warszawskim, ale ze względu na wystąpienie z ZMP nie mógł kontynuować nauki. Studia ukończył dopiero w 1956 r., po przełomie październikowym. Później przez wiele miesięcy musiał pracować jako robotnik.
Był też przewodnikiem w Muzeum Historycznym w Warszawie. W tym czasie poznał ks. Tadeusza Fedorowicza - legendę Lasek. Wybrał się tam kiedyś z siostrą Teresą na wycieczkę. Potem ks. Fedorowicz odwiedzał
ich dom rodzinny, zaprzyjaźnił się z ojcem Strzemboszów. Gdy w 2002 r. ks. Fedorowicz umarł, Tomasz Strzembosz przypomniał nad jego trumną: „Był to człowiek, którego świętość zakotwiczona była
w realnościach życia. Nie miał w sobie żadnej bariery, która odgradzałaby go od innych ludzi”.
Pracą naukową mógł się zająć dopiero w 1966 r., kiedy dostał etat w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk. Wtedy też zaczął przychodzić na spotkania ekumeniczne, tzw. trzynastki, do kościoła
ewangelicko-reformowanego. - Na tych spotkaniach Profesor poznał mojego ojca, z którym się później zaprzyjaźnił - wspomina ks. Lech Tranda z kościoła ewangelicko-reformowanego. - Ta
grupa była ze sobą bardzo zżyta, ludzie spotykali się prywatnie w swoich domach, wspólnie obchodzili święta, śpiewali kolędy. Również w tym czasie Strzembosz zaprzyjaźnił się z jednym z księży swojej
parafii: Dzieciątka Jezus - ks. Kalinowskim. - Kiedyś zaproponował, bym razem z jego rodziną wybrał się na nocny rajd do Puszczy Kampinoskiej. Miał nadzieję, że uda się nam spotkać łosia.
Łosia nie spotkaliśmy. Ale pamiętam, że odprawiłem im wtedy w lesie Mszę św. - wspomina dzisiaj ks. prał. Kalinowski, który zajął się później tworzeniem wspólnoty neokatechumenalnej, której Strzembosz
był członkiem.
W 1972 r. obronił pracę doktorską.
W 1991 r. objął stanowisko kierownika Samodzielnej Pracowni Dziejów Ziem Wschodnich II Rzeczypospolitej w Instytucie Nauk Politycznych PAN. Natomiast wcześniej badał akcje zbrojne podziemia warszawskiego.
Miał tu spore pole do działania, bo był to problem właściwie jeszcze nieopisany. Docierał przede wszystkim do uczestników zdarzeń, które pragnął ukazać. Do archiwów bowiem jako bezpartyjny dostępu nie
miał. W 1982 r. zajął się nowym problemem: dziejami ziem wschodnich II RP pod okupacją sowiecką. Rezultatem tych wysiłków jest książka o partyzantce nad Biebrzą.
Harcmistrz Rzeczypospolitej
Był jednym z twórców Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej, które założył w 1989 r., wybitnym historykiem Szarych Szeregów. Maryla Dawidowicz, siostra Alka z Kamieni na szaniec, była żoną Strzembosza.
O harcerstwie mówił, że jest to „rycerski kształt chrześcijaństwa”. Po śmierci otrzymał stopień instruktorski Harcmistrza Rzeczypospolitej - w uznaniu za wkład w kształtowanie prawdy
i zanurzenie harcerstwa w nurt prawdy. Jak uważa hm. Kazimierz Wiatr, przewodniczący ZHR, Strzembosz stał na gruncie prawdy w całym swoim życiu. - Dzięki temu jest dla nas wzorem na czas współczesny,
człowiekiem naprawdę wielkim, który łamał wszelkie stereotypy i pokazywał, że można iść pod prąd - mówi hm. Wiatr, który znał Strzembosza od 1980 r., kiedy w jego mieszkaniu zakładali wspólnie
Krąg Instruktorów Harcerskich im. Andrzeja Małkowskiego. Wiatr wspomina także zaangażowanie Strzembosza w obronę życia. - Kiedy w 1996 r. polski Sejm znowelizował ustawę antyaborcyjną, byliśmy
akurat z ZHR na audiencji u Papieża. Tomasz z bólem słuchał papieskich słów komentarza na ten temat. A potem w Warszawie szedł w pierwszym rzędzie marszu w obronie życia.
Zasługi Strzembosza docenił Prymas Polski, który z własnej inicjatywy przybył do kościoła na Bielanach, w którym stała trumna z ciałem Profesora, i przed Mszą żałobną odmówił Różaniec. - On
naprawdę Polskę kochał i chciał, aby takich ludzi było jak najwięcej, dlatego wychowywał młodzież w harcerstwie, zajmował się historią, bronił Polski przed niesłusznymi atakami - mówił kard. Józef
Glemp.
Znamienne jest też, że Mszę pogrzebową koncelebrowało blisko czterdziestu księży. Byli oczywiście harcerze, poczty sztandarowe, kombatanci. I delegacja z Jedwabnego, które dwa tygodnie przed śmiercią
Strzembosza nadało mu honorowe obywatelstwo. Za to, że bronił tezy, iż zbrodnię w Jedwabnem zainspirowali Niemcy, a nie Polacy.
W ostatnich latach zresztą głośna była polemika Tomasza Strzembosza z Janem Tomaszem Grossem, autorem książki Sąsiedzi. Gross nagłośnił mord dokonany na żydowskiej ludności Jedwabnego na Podlasiu
po wkroczeniu wojsk niemieckich w 1941 r., oskarżając o to właśnie Polaków. Strzembosz natomiast twierdził, że pogromu dokonało kilkudziesięciu mężczyzn z inspiracji i pod kierownictwem Niemców,
przy współudziale przybyłych z zewnątrz funkcjonariuszy gestapo i kilkudziesięciosobowej grupy Polaków, ale działających pod przymusem. Podkreślał, że ludność Podlasia bohatersko walczyła z okupantem
sowieckim w latach 1939-41. Sam zresztą docierał do ludzi, którzy wówczas mieszkali w Jedwabnem. - Im głębiej szły moje badania na temat mordu w Jedwabnem - mówił Strzembosz w Radiu Plus -
tym bardziej stawało się dla mnie jasne, że to, co pisze prof. Gross, z prawdą się mija.
A na to prof. Strzembosz zgodzić się nie mógł. Prawda była dla niego przecież w życiu najważniejsza.
Pomóż w rozwoju naszego portalu