Tomasz Królak (KAI): Co możemy powiedzieć o postawie Jana Pawła II wobec problemu pedofilii w Kościele? Ojciec Adam Żak SJ, koordynator ds. ochrony dzieci i młodzieży KEP zauważył niedawno, że na przestrzeni kilkunastu lat Jan Paweł II bardzo wiele się nauczył, gdyż decyzje, jakie potem podjął okazują się po dziś dzień decyzjami kluczowymi dla oczyszczania Kościoła.
- Jakakolwiek poważna dyskusja o Janie Pawle II i kryzysie wykorzystywania seksualnego w Kościele musi zacząć się od stwierdzenia, że Jan Paweł II był wielkim reformatorem kapłaństwa, które w momencie, gdy został papieżem przeżywało kryzys tożsamości.
Podtrzymując heroiczną koncepcję służby kapłańskiej, zainspirował dziesiątki tysięcy młodych mężczyzn do przyjęcia powołania do posługi kapłańskiej, a wydając adhortację apostolską “Pastores dabo vobis” zapoczątkował wielką reformę formacji seminaryjnej. To, że niektóre episkopaty zwlekały z przyjęciem tych reform w swoich seminariach, nie jest winą Jana Pawła II.
Jeśli chodzi o kryzys, który ujawnił się publicznie w 2002 r., kiedy papież zrozumiał powagę tego, co zostało ujawnione w Stanach Zjednoczonych, szybko zajął się tymi poważnymi zbrodniami i grzechami i zmusił do tego amerykańskich biskupów. Opisałem to dość obszernie we wspomnieniach “Lessons in Hope: My Unexpected Life with St. John Paul II”, które są dostępne także po polsku, ale wydaje się, że książka nie została przeczytana przez tych, którzy twierdzą, że Jan Paweł II zrobił niewiele lub nic z kryzysem nadużyć.
Niech mi wolno będzie dodać jeszcze słowo o Marcialu Macielu i Theodorze McCarricku. Otóż, ci ludzie byli psychopatami. Psychopaci oszukują ludzi, nawet świętych. Każdy, kto sugeruje, że Jan Paweł II świadomie ignorował nadużycia tych dwóch mężczyzn, pokazuje w ten sposób własną ignorancję co do charakteru Jana Pawła II.
KAI: Z materiałów archiwalnych, do których ostatnio dotarli polscy dziennikarze, wynika, że jako metropolita krakowski kard. Karol Wojtyła zachował się dość radykalnie w stosunku do księdza, który dopuścił się czynów pedofilskich. Mimo iż wiedza - w Kościele, ale i w całym społeczeństwie - o naturze tego przestępstwa była bardzo niedoskonała...
- Dziś wiemy znacznie więcej o wykorzystywaniu seksualnym niż w latach 70. czy 80., kiedy to psychiatrzy i psychologowie mówili biskupom, że “możemy ‘naprawić’ tych mężczyzn”. Okazało się to poważnym błędem specjalistów od zdrowia psychicznego. Być może ważniejsze jest jednak problem wykorzystywania seksualne młodych ludzi w kulturach zniekształconych przez rewolucję seksualną. Nie jest to bowiem kryzys wyjątkowy dla Kościoła katolickiego. Oczywiście, nie stanowi to usprawiedliwienia dla Kościoła, który powinien nawracać społeczeństwo, a nie je naśladować. Niemniej ukazuje to, że obsesyjne skupianie się na Kościele jest niewłaściwe.
KAI: Jak zatem ocenia Pan klimat debaty publicznej wokół całej sprawy? Czy nie przeważa ton łatwych osądów, powierzchownych i niesprawiedliwych ocen?
- Szczerze mówiąc, wydaje mi się dziwne, że niektóre polskie środowiska wydają się zdeterminowane, by zniszczyć reputację jednego z najwybitniejszych Polaków w historii. To jest patologiczne.
Jednocześnie uważam, że jest poważnym błędem ze strony polskich władz kościelnych odrzucanie tych ataków jako, po prostu, przejawów sekularyzmu. Kościół w Polsce, podobnie jak gdzie indziej, miał oczywiście poważny problem z wykorzystywaniem seksualnym przez duchownych i ten kryzys musi zostać rozwiązany: w sposób przejrzysty, z szacunkiem dla tych, którzy byli wykorzystywani, i z determinacją w reformowaniu seminariów oraz praktyk ich personelu.
***
George Weigel (ur. 1951) jest teologiem katolickim i jednym z czołowych amerykańskich intelektualistów i komentatorów. Kieruje Katedrą Studiów Katolickich EPPC im. Williama E. Simona w Waszyngtonie.
Jest autorem tłumaczonej na całym świecie biografii Jana Pawła II “Świadek nadziei” (bestseller New York Times 1999) i jej kontynuacji “Koniec i początek” (2010) ).
Dlaczego godzina dziewiąta jest godziną piętnastą?
Triduum Paschalne przywołuje na myśl historię naszego zbawienia, a tym samym zmusza do wejścia w istotę chrześcijaństwa. Przeżywanie tych najważniejszych wydarzeń zaczyna się w Wielki Czwartek przywołaniem Ostatniej Wieczerzy, a kończy w Wielkanocny Poranek, kiedy zgłębiamy radosną prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa i umacniamy nadzieję naszego zmartwychwstania. Wszystko osadzone jest w przestrzeni i czasie. A sam moment śmierci Pana Jezusa w Wielki Piątek podany jest z detaliczną dokładnością. Z opisu ewangelicznego wiemy, że śmierć naszego Zbawiciela nastąpiła ok. godz. dziewiątej (Mt 27, 46; Mk 15, 34; Łk 23, 44). Jednak zastanawiający jest fakt, że ten ważny moment w zbawieniu świata identyfikujemy jako godzinę piętnastą. Uważamy, że to jest godzina Miłosierdzia Bożego i w tym czasie odmawiana jest Koronka do Miłosierdzia Bożego.
Dlaczego zatem godzina dziewiąta w Jerozolimie jest godziną piętnastą w Polsce? Podbudowani elementarną wiedzą o czasie i doświadczeniami z podróży wiemy, że czas zmienia się wraz z długością geograficzną. Na świecie są ustalone strefy, trzymające się reguły, że co 15 długości geograficznej czas zmienia się o 1 godzinę. Od tej reguły są odstępstwa, burzące idealny układ strefowy. Niemniej, faktem jest, że Polska i Jerozolima leżą w różnych strefach czasowych. Jednak jest to tylko jedna godzina różnicy. Jeśli np. w Jerozolimie jest godzina dziewiąta, to wtedy w Polsce jest godzina ósma. Zatem różnica czasu wynikająca z położenia w różnych strefach czasowych nie rozwiązuje problemu zawartego w tytułowym pytaniu, a raczej go pogłębia.
Jednak rozwiązanie problemu nie jest trudne. Potrzeba tylko uświadomienia niektórych faktów związanych z pomiarem czasu. Przede wszystkim trzeba mieć na uwadze, że pomiar czasu wiąże się zarówno z ruchem obrotowym, jak i ruchem obiegowym Ziemi. I od tego nie jesteśmy uwolnieni teraz, gdy w nauce i technice funkcjonuje już pojęcie czasu atomowego, co umożliwia jego precyzyjny pomiar. Żadnej precyzji nie mogło być dwa tysiące lat temu. Wtedy nawet nie zdawano sobie sprawy z ruchów Ziemi, bo jak wiadomo heliocentryczny system budowy świata udokumentowany przez Mikołaja Kopernika powstał ok. 1500 lat później. Jednak brak teoretycznego uzasadnienia nie zmniejsza skutków odczuwania tych ruchów przez człowieka.
Nasze życie zawsze było związane ze wschodem i zachodem słońca oraz z porami roku. A to są najbardziej odczuwane skutki ruchów Ziemi, miejsca naszej planety we wszechświecie, kształtu orbity Ziemi w ruchu obiegowym i ustawienia osi ziemskiej do orbity obiegu. To wszystko składa się na prawidłowości, które możemy zaobserwować. Z tych prawidłowości dla naszych wyjaśnień ważne jest to, że czas obrotu Ziemi trwa dobę, która dzieli się na dzień i noc. Ale dzień i noc na ogół nie są sobie równe. Nie wchodząc w astronomiczne zawiłości precyzji pomiaru czasu możemy przyjąć, że jedynie na równiku zawsze dzień równy jest nocy. Im dalej na północ lub południe od równika, dystans między długością dnia a długością nocy się zwiększa - w zimie na korzyść dłuższej nocy, a w lecie dłuższego dnia. W okolicy równika zatem można względnie dokładnie posługiwać się czasem słonecznym, dzieląc czas od wschodu do zachodu słońca na 12 jednostek zwanych godzinami. Wprawdzie okolice Jerozolimy nie leżą w strefie równikowej, ale różnica między długością między dniem a nocą nie jest tak duża jak u nas. W czasach życia Chrystusa liczono dni jako czas od wschodu do zachodu słońca. Część czasu od wschodu do zachodu słońca stanowiła jedną godzinę. Potwierdzenie tego znajdujemy w Ewangelii św. Jana „Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin?” (J. 11, 9). I to jest rozwiązaniem tytułowego problemu. Godzina wschodu to była godzina zerowa. Tymczasem teraz godzina zerowa to północ, początek doby. Stąd współcześnie zachodzi potrzeba uwspółcześnienia godziny śmierci Chrystusa o sześć godzin w stosunku do opisu biblijnego. I wszystko się zgadza: godzina dziewiąta według ówczesnego pomiaru czasu w Jerozolimie to godzina piętnasta dziś. Rozważanie o czasie pomoże też w zrozumieniu przypowieści o robotnikach w winnicy (Mt 20, 1-17), a zwłaszcza wyjaśni dlaczego, ci, którzy przyszli o jedenastej, pracowali tylko jedną godzinę. O godzinie dwunastej zachodziło słońce i zapadała noc, a w nocy upływ czasu był inaczej mierzony. Tu wykorzystywano pianie koguta, czego też nie pomija dobrze wszystkim znany biblijny opis.
CZYTAJ DALEJ