Reklama

Nadzieja dobrego łotra

Są ujmująco grzeczne. Posługują się literackim językiem. Modnie i z gustem ubrane. Można odnieść wrażenie, że pochodzą z najlepszych domów. Tymczasem większość z nich wywodzi się z rodzin patologicznych. Obciążone częstokroć ciężkimi przestępstwami i skazane na kilkuletni pobyt w zakładzie poprawczym - dopiero tu dowiadują się, że można żyć bez agresji
Warszawa-Falenica. Budynek w leśnej, willowej dzielnicy bardziej przypomina internat niż zakład poprawczy

Niedziela Ogólnopolska 2/2011, str. 34-35

Mateusz Wyrwich

Romuald Sadowski - dyrektor Schroniska dla Nieletnich i Zakładu Poprawczego w Warszawie-Falenicy. Wielokrotnie odznaczany za swoją pracę, m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Doradca wielu ministrów oświaty

Romuald Sadowski - dyrektor Schroniska dla Nieletnich i Zakładu Poprawczego w Warszawie-Falenicy. Wielokrotnie odznaczany za swoją pracę, m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Doradca wielu ministrów oświaty

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

U wejścia dozorca i niemal naprzeciwko, w ogrodzie, figurka Matki Bożej. Wewnątrz zaś kaplica. I choć to zakład świecki - w bibliotece jest prasa i literatura religijna. Pokoje dziewcząt zachowują wiele prywatności. Sporo pluszowych zabawek, książki, obrazy, makatki, akwaria. - Mieszkające tu dziewczyny nie są aniołami - podkreśla Romuald Sadowski, dyrektor zakładu od blisko 20 lat. Jeden z niewielkiej liczby profesorów mianowanych szkół średnich. Wielokrotnie odznaczany za swoją pracę, m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Doradca wielu ministrów oświaty.
W falenickim poprawczaku mieszkają i uczą się dziewczęta od 13. do 21. roku życia. Skazane zostały zarówno za kradzieże czy rozboje, jak i za morderstwa bądź współudział w nich. Ponad 70 proc. jest osadzonych za przestępstwa agresywne. Ale zanim się ich dopuściły, same przeszły ciężką drogę dzieciństwa. Statystyki nieubłaganie odnotowują, że blisko 90 proc. tutejszych dziewcząt wychowywało się w niepełnych rodzinach, gdzie w 80 proc. nadużywano alkoholu, gdzie niemal codziennie były bite, częstokroć, jeszcze jako dzieci, gwałcone przez ojców, braci, wujków, sąsiadów. - Nie ma skutków bez przyczyny - mówi dyrektor Sadowski. - Człowiek nie rodzi się zły. Pan Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo. Owszem, pewne cechy się dziedziczy: uzdolnienia, temperament. I w zasadzie na tym się kończy. Dalej mamy w sobie to, co przynosi wychowanie. Dziecko od kołyski zaczyna drogę do świętości. Ale i od kołyski zaczyna się jego droga na szafot. Po urodzeniu w przeciętnej rodzinie dziecko słyszy: mama, tata, Bozia, kocham cię itd. Słowem - dziecko otoczone jest miłością. Pierwsze słowa, jakie słyszały w rodzinach mieszkające tu dziewczęta, to najbardziej wulgarne przekleństwa. I zamiast miłości spotykały kompletną obojętność. Nic zatem dziwnego, że przyczyny wielu ich późniejszych agresywnych zachowań tkwią w ogromnych urazach z dzieciństwa. Pobiciach, gwałtach. Odwleczonym w czasie i skutkach działaniu alkoholu, narkotyków, dopalaczy. Agresji mediów, telewizji, gier komputerowych.

Zamiast oczekiwania na dobroć

Pomysł na wolontariat powstał blisko dziesięć lat temu jakby z przypadku. Z inicjatywy Romualda Sadowskiego i śp. Andrzeja Winiarskiego - dyrektora Domu Opieki Społecznej „Na Przedwiośniu” kilka dziewczyn z poprawczaka, uczących się fryzjerstwa, przyszło do DOS-u przystrzyc chorym dzieciom włosy. Dwa lata później te nieregularne wizyty przerodziły się w cotygodniowy wolontariat dziewcząt zajmujących się opieką nad nieuleczalnie chorymi. Jego idea opiera się na zasadzie dziesięciu przykazań, sformułowanej przez prymasa Stefana Wyszyńskiego. A jej mottem jest: „Zamiast oczekiwać na dobroć innych, sami napełniajmy codzienne życie dobrocią”.
W Domu Opieki Społecznej „Na Przedwiośniu” w Warszawie-Międzylesiu, gdzie posługują dziewczęta z zakładu poprawczego, przebywa kilkadziesięcioro nieodwracalnie chorych pensjonariuszy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Głównie dzieci

Reklama

- Wszyscy nasi mieszkańcy są niepełnosprawni intelektualnie ze sprzężoną niepełnosprawnością - wyjaśnia p.o. dyrektor Domu Dorota Żebrowska. - A więc z dziecięcym porażeniem mózgowym, autyzmem, zaburzeniami psychicznymi. Niektóre z nich dodatkowo mają zaburzenia somatyczne, padaczkę, choroby krążenia, układu pokarmowego. Właściwie zbiór wszystkich schorzeń, jakie mogą się znaleźć na świecie. Statutowo jesteśmy placówką dla dzieci i młodzieży, ale znajdują się też u nas osoby dorosłe, ponieważ dom funkcjonuje już czterdzieści lat. Są więc i tacy chorzy, którzy przyszli do nas jeszcze jako małe dzieci i już zostali. Bo nikt się nimi nie interesuje, ani razu nikt ich nie odwiedził.
Zanim dziewczęta rozpoczną wolontariat w domu „Na Przedwiośniu”, przechodzą krótkie przygotowanie teoretyczne. Zarówno w zakładzie poprawczym, jak i opiekuńczym. Po wizycie u chorych dzieci podejmują wstępną decyzję, czy chcą tu przyjeżdżać. Następnie są przygotowywane do opieki nad pensjonariuszem, którego mają prawo sobie wybrać. Z jednym jednak zastrzeżeniem. - Sugerujemy, by dziewczęta opiekowały się tymi dziećmi, które nie mają rodzin - podkreśla dyrektor Żebrowska. - Żeby miały poczucie przynależności. Niekiedy też delikatnie naprowadzamy wolontariuszkę, aby podjęła się opieki nad dzieckiem, którego niesprawność nie jest skomplikowana. Do tej pory dziewczęta zawsze były w sekcji, gdzie przebywają osoby leżące i wymagające pełnej obsługi. Natomiast od tego roku uczestniczą w jednostce, gdzie przez cały czas prowadzone są zajęcia terapeutyczne. Dzięki temu stale przebywają w towarzystwie terapeutów, którzy im samym mogą w czymś pomóc, coś doradzić w sposób całkiem naturalny, oczywisty. Z moich dotychczasowych doświadczeń współpracy z dziewczętami widzę, że praca tutaj jest dla nich terapią. Pozwala im zobaczyć, że są na świecie większe problemy niż ich własne. Z drugiej strony, bardzo zyskują nasi mieszkańcy, bo mają świadomość, że ktoś się nimi interesuje.

Radość dzieci

Zosia i Marysia* mają rodziców z wyższym wykształceniem. Oboje są surowi, wręcz apodyktyczni. Szczególnie ojciec. W ich domu wszystko było nie ich. Nawet lalki. Kiedy dziewczynki miały 6 lat, na działce okociła się kotka. W tajemnicy przed rodzicami zaczęły karmić kocięta. Lecz kiedy ojciec to zauważył, w ich obecności pozabijał kociaki siekierą na pieńku. W siedem lat później dziewczynki z „dobrego domu” zabiły obuchem przygodnie poznanego na zabawie mężczyznę. Do tej pory nie wyjaśniono prawdziwego motywu zbrodni. Podczas pracy w domu opieki Zosia była jedną z najlepszych wolontariuszek. I po raz pierwszy czuła się komuś naprawdę potrzebna. Dziś jest na wolności. Skończyła szkołę średnią. Założyła rodzinę. Po kolejnych badaniach prenatalnych okazało się, że jej dziecko ma wodogłowie, rozszczep kręgosłupa i stopkę podwiniętą do wewnątrz. Bez wahania zdecydowała jednak, że je urodzi. Dziś wodogłowie zatrzymało się. Nóżka w wyniku rehabilitacji wyprostowała się. Kręgosłup wzmocniono.
Krystyna trafiła do poprawczaka na początku XXI wieku. Zarzut: ciężkie rozboje pod wpływem narkotyków. Porzucona przez pijanych rodziców, nikomu niepotrzebna, samotność „leczyła” właśnie narkotykami.
- Praca z dzieciakami w wolontariacie bardzo mi pomogła. Nauczyłam się cierpliwości. Ale przede wszystkim tego, że jestem komuś potrzebna. Kiedy wchodziłam na oddział i widziałam, jak te dzieci z radości machały rączkami i nóżkami, to było fantastyczne. Widziałam, że ktoś na mnie czeka. Tam nagle okazało się, że mam w sobie coś, co jest dla innych wartością.
Krystyna w domu opieki poznała obecnego męża. Dziś mają dwoje dzieci i dzięki pomocy obu domów otrzymali od samorządu niewielkie mieszkanie socjalne.

Kilka wielkich chwil

Kinga jest w zakładzie poprawczym od ponad roku. Jak na swoje 15 lat jest nad wyraz dojrzała. Kiedy miała 5 lat, matka popełniła samobójstwo. Wychowywał ją wiecznie pijany ojciec. Później babcia. W zakładzie poprawczym siedzi za współudział w zabójstwie. Od niedawna, raz w tygodniu, pracuje z dziećmi jako wolontariuszka. - Można powiedzieć, że te dzieci są uwięzione. Tak jak my. Tylko że one za niewinność, a my nie. My stąd wyjdziemy, one nie. Bardzo mi ciąży to, co zrobiłam. Pracę z dziećmi traktuję więc jako pokutę. Tam są ciężkie przypadki. Dzieci o zdeformowanych twarzach. Wrzeszczące, plujące, gryzące. Wiele z padaczką. Z wieloma dziećmi nie da się nawet rozmawiać. Ale jak je dotykamy, to one czują, że chcemy im pomóc. Że robimy to szczerze. Kiedy zobaczyłam jedną z takich dziewczynek, łzy mi pociekły. Ciężko mi z tym. Ale nie chcę się poddać i jeżdżę tam.
Agnieszka, uśmiechnięta osiemnastolatka, siedzi za rozbój. W domu opieki pracuje od roku. Przyznaje, że bała się tych dzieci. - Na początku przypadła mi do opieki malutka, 12-letnia dziewczynka. Mimo swoich lat była tak krucha, że obawiałam się, iż mogę ją uszkodzić - opowiada Agnieszka. - Nic nie mówiła. Ruszała tylko rączkami. Karmiłam ją. Dzisiaj, ilekroć do niej przychodzę, rozpoznaje mnie. Cieszy się. Nie wydaje żadnych dźwięków, ale porusza rączkami i uśmiecha się. Teraz już się nie boję. Wiem, że te dzieci potrzebują ciepła. I też czuję się im bardzo potrzebna. Może nawet daję im szczęście, choć jeszcze nie do końca wiem, czy sama je mam. Jednak to, co najbardziej zyskałam, pracując z dziećmi, to nadzieja. Nadzieja na to, że kiedy wyjdę, będę mogła pomóc samej sobie.
U jednej z dziewcząt doświadczenie z wolontariatu zaowocowało w sposób szczególnie osobisty - kiedy urodziła dwoje swoich niepełnosprawnych dzieci, umiała się nimi zająć. Kilka innych wolontariuszek, już po wyjściu na wolność, nadal pracuje w ośrodkach pomocy. Teraz już jako etatowi pracownicy.
- Kiedy przywożą do nas dziewczyny po wyrokach, większość z nich nie ma wyrzutów sumienia z powodu dokonanego przestępstwa. Czują się skrzywdzone tym, że zostały pozbawione wolności. Ale pierwsze, co trzeba zrobić, to zadośćuczynienie - podkreśla dyrektor Romuald Sadowski. - Praca z tymi dziećmi pozwala na to. Również na wyrabianie empatii. Często te dziewczyny po spotkaniu z dziećmi doznają pozytywnego szoku. Jakby z dnia na dzień dokonuje się w nich przemiana. Nigdy nie widziały takich dzieci. Wiedzą, że one są niewinne. Tłumaczę im, że w każdej chwili ja, ty możemy potrzebować takiej opieki. Powiadam: twoje bycie z tym małym człowiekiem, nawet przez kilka minut, jest dla niego wielkim przeżyciem. Jest to człowiek stworzony przez Boga. Ma duszę i czuje. Każde pogłaskanie, uścisk dłoni, bycie z nim - to wielka sprawa. I muszę przyznać, że one szybko z cynicznych stają się czułe. Na ogół inteligentne, mają jednak bardzo zaniżoną samoocenę. A tu są też - może po raz pierwszy w swoim życiu - doceniane. To są bezcenne doświadczenia. Panu Bogu dziękuję za ten wolontariat.

* Imiona dziewcząt zostały zmienione.

2011-12-31 00:00

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Franciszek dziękuje stowarzyszeniu Meter za zwalczanie wszelkich form przemocy wobec dzieci

2025-05-05 21:54

[ TEMATY ]

papież Franciszek

Ks. Di Noto

Włodzimierz Rędzioch

W niedzielę 5 maja, po modlitwie Regina Coeli Franciszek pozdrowił pielgrzymów z różnych kontynentów oraz stowarzyszenie Meter. „Witam stowarzyszenie ‘Meter’, które angażuje się w zwalczanie wszelkich form przemocy wobec dzieci. Dziękuję, dziękuję za wasze zaangażowanie! I proszę, kontynuujcie swoją ważną pracę z odwagą” – powiedział Papież.

Modlitwą z Franciszkem na Placu św. Piotra zakończył się XXVIII Dzień Dzieci Ofiar Przemocy, organizowany przez stowarzyszenie Meter. Jak mówi w rozmowie ze mną założyciel Meter, ks. Fortunato Di Noto, celem dnia jest „pobudzanie zaangażowania w obronę dzieci przed wszelkimi formami przemocy, obojętności i molestowania” oraz „formowanie zbiorowego sumienia, aby każdy czuł się odpowiedzialny za bezpieczeństwo nieletnich”.
CZYTAJ DALEJ

Modlitwa szturmowa - Litania Loretańska

[ TEMATY ]

litania loretańska

Adobe Stock

Litania Loretańska to jeden z symboli miesiąca Maja. Jest ona także nazywana „modlitwą szturmową”. Klamrą kończąca litanię są wezwania rozpoczynające się od słowa ,,Królowo”. Czy to nie powinno nam przypominać kim dla nas jest Matka Boża, jaką ważną rolę odgrywa w naszym życiu?

KRÓLOWO ANIOŁÓW
CZYTAJ DALEJ

Medycy uczcili pamięć zamordowanego lekarza Tomasza Soleckiego

2025-05-06 20:31

[ TEMATY ]

pamięć

lekarz

PAP/Art Service

We wtorek w południe medycy w całej Polsce uczcili pamięć zamordowanego ortopedy Tomasza Soleckiego i wyrazili sprzeciw wobec agresji. Przed Uniwersyteckim Szpitalem w Krakowie, gdzie pracował lekarz, setki pracowników zgromadziło się na minutę ciszy; zawyły syreny karetek.

Pracownicy ochrony zdrowia obchodzą we wtorek ogólnopolski dzień żałoby oraz protestu przeciw nienawiści. W południe medycy wielu placówek medycznych w Polsce wyszli przed swoje miejsca pracy, aby uczcić pamięć zamordowanego w ub. tygodniu Tomasza Soleckiego, ortopedy ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję