Reklama

Muzeum zesłańców

W kwietniu mija 70. rocznica największych wywózek Polaków na Syberię. Dziś jeszcze nie do końca wiadomo, ilu naszych rodaków zostało zesłanych do Związku Sowieckiego w czasie II wojny światowej i kilka miesięcy po niej. Milion, półtora czy więcej? Kilkaset tysięcy powróciło z imperium zła. Inni - pomordowani, zagłodzeni czy osadzeni w więzieniach bądź w sowieckich kołchozach - nie mieli już nigdy zobaczyć ojczystej ziemi. Losy jednych i drugich można dziś poznać w „budującym się” niecodziennym muzeum - Muzeum Wirtualnym, tworzonym przez Fundację Kresy-Syberia

Niedziela Ogólnopolska 16/2011, str. 28029

Archiwum autora

Jedyne, co pozostało po ojcu Romana Marchwickiego, to ostatnia fotografia zrobiona w siedzibie NKWD w Grodnie

Jedyne, co pozostało po ojcu Romana Marchwickiego, to ostatnia fotografia zrobiona w siedzibie NKWD w Grodnie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Czesław Czarkowski w czasie wojny mieszkał z rodzicami w Siemiatyczach. W dniu jej rozpoczęcia miał dziewięć lat. Rosjanie zaraz po wejściu do miasteczka rozstrzelali kilkadziesiąt osób uczestniczących w wojnie polsko-bolszewickiej. Ojca chłopca, odznaczonego za bohaterstwo w 1920 r., poszukiwano szczególnie intensywnie. Mimo to udało mu się uciec. Jego żonie i dzieciom, niestety, już nie. Świtem 20 czerwca 1941 r. mieli tylko pół godziny na spakowanie się. Załadowano ich do transportu złożonego z kilkudziesięciu wagonów. Dzień później rozpoczęła się wojna niemiecko-sowiecka. - Upał był straszny w wagonach. Dawali nam mocno soloną rybę, a prawie w ogóle wody - opowiada dziś Czesław Czarkowski. - W wagonie siedziały niemal same kobiety z dziećmi. I tylko dwóch mężczyzn w starszym wieku. Do Nowosybirska jechaliśmy zaledwie dwa tygodnie. To naprawdę szybko. Sowieci uciekali z nami jak ze skradzionym złotem. Ale później już jak bydło przeładowywali na statki i barki. Popłynęło kilkanaście „parachodów”, bo zwożono Polaków z jeszcze innych stron. Trafiliśmy do miejscowości Kasicha nad rzeką Parabiel. Na początku nie było źle, bo opiekowali się nami Polacy, potomkowie rodzin zesłanych do Rosji jeszcze za cara. Po podpisaniu traktatu Sikorski-Majski dostaliśmy paczki z Unry (UNRRA - Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy i Odbudowy - przyp. red.). Ale kiedy popsuły się stosunki polsko-sowieckie, zabrano nam te paczki i dano Rosjanom. Byłem spuchnięty z głodu. Zachorowałem na krwawą dyzenterię i ledwie z tego wyszedłem. Mieszkaliśmy w ziemiance. W tej wsi nie było mężczyzn, wszyscy poszli na wojnę, więc kobiety ciężko pracowały. Mama sierpem żęła zboże, a my z bratem znosiliśmy je na kopki. Nawet najmniejsze dzieci wykonywały jakąś pracę. Sytuacja poprawiła się nieco, kiedy w 1944 r. wywieziono nas na Kaukaz. Przynajmniej nie było tak zimno. Do Polski wróciliśmy w maju 1946 r.

Droga do Szortandów

Felicja Kotowicz miała szesnaście lat, kiedy już w 1936 r., w myśl porozumień traktatu ryskiego, wywieziono ją z rodzinnego majątku koło Kamieńca Podolskiego. We wrześniu załadowano do transportu ludzi z kilku wiosek. W trakcie niemal miesięcznej podróży do północnego Kazachstanu spośród kilku tysięcy osób zmarło blisko 30 proc. Ich zwłoki wyrzucano przy torach. Rodzina Kotowiczów trafiła niedaleko Szortandy. Kiedy wysiedli, komendant obozu pokazał ręką na obszar pustego pola, mówiąc: „Tu będzie wasza wioska”. Najpierw więc budowali sobie ziemianki. Na szesnastometrową przestrzeń przypadało osiemnaście osób. Przydzielono im mały piecyk do ogrzewania, ale bez opału. Zbierali więc krowie łajno jako jedyny dostępny im opał. Dla kogo nie starczyło, musiał umierać z zimna. A zima zapadała szybko. Potrafiła zaskoczyć z dnia na dzień. Z temperatury plusowej przemienić się w minusową i zawiać śniegiem domostwa powyżej komina. Wiele osób już nie wracało z pola, często oddalonego kilkanaście, czasem kilkadziesiąt kilometrów. Zamarzali w zamieci. Felicja Kotowicz do Polski powróciła dopiero po sześćdziesięciu latach.
Trasę do kazachskich Szortandów pokonał też Roman Marchwicki, z matką i młodszymi braćmi. Działo się to jednak cztery lata później, od kwietnia do maja 1940 r. Ich ojciec brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 r. Zaraz po wejściu Rosjan do Grodna został aresztowany i ślad po nim zaginął. Panu Romanowi zostało po nim ostatnie zdjęcie z sowieckiego aresztu. Do Szortandów wieziono ich przez: Bobrujsk, Tambor, Penzę, Kujbyszew, Pietropawłowsk. Do Polski wracał, już jako oficer, zrządzeniem losu, przez Berlin - wraz z „berlingowcami”. Jego młodszy brat brał udział w kampanii wojennej w Armii Andersa.
Po podpisaniu paktu Sikorski-Majski tysiącom Polaków udało się wyjechać z „nieludzkiej ziemi”. Mężczyźni docierali z Armią Andersa na wszystkie fronty II wojny światowej. Kobiety i dzieci trafiały do polskich obozów, m.in. w Afryce. Ponadosiemdziesięcioletnia Maria Gabiniewicz nadal pamięta, jak wielką traumą była dla niej wojna. Miała zaledwie sześć lat, gdy w wiosce pojawili się Rosjanie. Jej ojciec został aresztowany jako uczestnik wojny 1920 r. Do dziś nie wiadomo, co się z nim stało. W bezkres wygnania rodzina Gabiniewiczów została wywieziona w czerwcu 1941 r. Pani Maria opowiada o ciężkich przeżyciach z podróży bydlęcymi wagonami na Syberię i do Kazachstanu. Każdego dnia umierały dzieci i osoby najstarsze. Z braku żywności, chorób. O podpisaniu układu Sikorski-Majski dowiedzieli się dopiero podczas pierwszych wrześniowych śniegów syberyjskiej zimy tego samego roku. Po otrzymaniu przepustki tygodniami uciekali więc od sowieckiej „wolności”. Marynia na skraju życia i śmierci, modlitwą tylko niesiona przez matkę, która nie chciała oddać córki do szpitala. Sowieci często bowiem nie oddawali Polakom ich dzieci, twierdząc, że zmarły. W rzeczywistości były później rusyfikowane w domach dziecka. - Pozostały mi dwa mocne wspomnienia z ostatnich tygodni w ZSRS - wspomina Maria Gabiniewicz. - Jesteśmy na stacji w Jangi-Julu. Mama pokazywała mi wówczas polskich żołnierzy odjeżdżających w transportach kolejowych do Iranu i Iraku. Byłam wówczas wprost szkielecikiem. Tuż przed odjazdem pociągu z wagonu wyskoczył jeden z żołnierzy i wręczył mi paczuszkę. Była tam cała jego racja żywnościowa. I chyba tą racją uratował mi życie.
Pani Gabiniewicz przedostała się z mamą i tysiącami innych ludzi, do Rodezji. Tam przez blisko dwa lata chodziła do szkoły. Do Polski wróciła po wojnie.

Z Kresów, Syberii i Kazachstanu

Podobnych losów było tysiące. Ludzi zniszczonych ciężką pracą i chorobą. Po powrocie do Polski musieli jednak milczeć o tym, co przeszli. Albo dotykały ich represje komunistów. Dopiero od kilkunastu lat mogą mówić i pisać o swoich przeżyciach bez narażania się na więzienie. Lecz nadal wiedza o sowieckich zesłańcach dociera tylko w niewielkim stopniu do młodych pokoleń. W szczególności zaś nieznana jest w krajach Zachodu, które dramat II wojny światowej postrzegają jedynie przez pryzmat własnych, narodowych bohaterów. Przed kilku laty więc środowiska dzieci i wnuków sowieckich zesłańców postanowiły w sposób nowoczesny opowiedzieć o losach swych przodków. W Anglii, Australii, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych w 2008 r. powstał pomysł utworzenia Wirtualnego Muzeum, które w sposób całościowy będzie opowiadać o Sybirakach i Kresowiakach. Jego fundatorem, a zarazem prezesem Fundacji Wirtualnego Muzeum Kresy-Syberia jest Australijczyk polskiego pochodzenia Stefan Wiśniowski. Honorowymi patronami zaś - m.in. śp. prezydent Ryszard Kaczorowski i śp. minister Janusz Krupski. Honorowymi kapelanami zostali: o. Lucjan Królikowski, sybirak, autor książki „Stracone dzieciństwo. Polskie dzieci na tułaczym szlaku 1939-1950”, oraz Michael Schudrich, naczelny rabin Polski. Wieloosobowa jest także Rada Programowa Muzeum, do której należą m.in.: Anne Applebaum - autorka książki „Gułag”; prof. Marek Chodakiewicz - Instytut Polityki Międzynarodowej w Waszyngtonie; prof. Norman Davies - Uniwersytet w Cambridge; sir Martin Gilbert - Uniwersytet Oksfordzki; prof. Piotr Madajczyk - Instytut Studiów Politycznych PAN; prof. Peter Stachura - Uniwersytet w Stirling. Oddziałem polskim Muzeum w Warszawie kieruje Aneta Hoffmann. Oddział zatrudnia tylko dwie osoby. Kilka innych pracuje jako wolontariusze. - Zaczęło się od tego - tłumaczy ideę Muzeum jego historyk Michał Bronowicki - że Polacy coraz częściej chcą się dowiedzieć, jak to się stało, że po wojnie osiadło ich tak wielu w Australii, Kanadzie, USA. Niektórzy zaczęli interesować się historią swoich rodziców i dziadków, amatorsko, i rychło doszli do przekonania, że większość ich przodków pochodzi z Kresów. Przywędrowali zaś z Syberii, Kazachstanu, Afryki czy Persji. Byli świadomi tego, że stworzenie Muzeum Sybiraków w Polsce ze względów ekonomicznych nie będzie możliwe. Postanowili więc założyć fundację i wirtualne muzeum, które będą prowadzić profesjonaliści w Polsce i kilku oddziałach zagranicznych.
Wirtualne Muzeum, którego „kilka sal” już oddano, będzie dwujęzyczne - polskie i angielskie. Są dwa wiodące programy, które realizują pracownicy Muzeum. - Pierwszy to notacje, czyli audiowizualne wypowiedzi Sybiraków - mówi Martyna Rusiniak-Karwat. - Chcemy uchwycić jeszcze ludzi, którzy żyją i pamiętają tamten czas z osobistych przeżyć. Nawet tych, którzy zostali zesłani na Syberię czy do Kazachstanu w 1936 r., na mocy traktatu ryskiego. Plonem naszych działań, tylko ubiegłorocznych, jest 250 wielogodzinnych relacji obejmujących zarówno okres przedwojenny, czas zesłania, jak i lata powojenne. Zbieramy wypowiedzi zesłańców również za granicą. Jako fundacja żyjemy z grantów, więc jesteśmy uzależnieni od środków finansowych pozyskiwanych z Senatu bądź Ministerstwa Kultury. Na tyle, na ile możemy sobie pozwolić, nagrywamy. Wiadomo, że to kosztuje, bo dojeżdżamy do Sybiraków w Polsce. Podobnie funkcjonują nasze oddziały za granicą. Nagrywamy również Sybiraków, do których tak naprawdę jeszcze nikt albo prawie nikt nie dotarł. Mam na myśli tych, którzy mieszkają na Syberii czy w Kazachstanie. W tym roku planujemy pojechać na Syberię, by dotrzeć do Polaków, którzy nigdy nie byli w Polsce.
- Nasza zeszłoroczna wyprawa do Kazachstanu to absolutny wyjątek - mówi Michał Bronowicki. - Wybraliśmy się tam, żeby zebrać relacje najstarszego pokolenia zesłańców z 1936 r. Mieszkają tam jeszcze ludzie, którzy zachowali wiarę katolicką, mimo iż byli za to poważnie represjonowani przez NKWD. Mieli jeszcze książeczki do nabożeństwa podobne do tych, jakie otrzymywali „na drogę” zesłańcy powstania styczniowego. Dawały im one możliwość kultywowania wiary, samodzielnego prowadzenia modlitw czy chrzczenia dzieci. A dodatkowo, choć pisane archaicznym językiem, dla wielu były podręcznikami do nauki języka polskiego.
W Archiwum Audiowizualnym Sybiraków, przy okazji zbierania relacji mówionych, historycy pozyskują też bardzo dużo archiwaliów - zdjęć, dokumentów, które zachowały się w prywatnych zbiorach. Naukowcy, oczywiście, nie pozbawiają Sybiraków tych bezcennych dokumentów - często jedynych pamiątek z zesłania. Są one skanowane albo fotografowane i umieszczane na stronach Wirtualnego Muzeum. Dzięki temu możemy w nim zobaczyć i posłuchać nie tylko wspomnień w relacjach audio i wideo, lecz także obejrzeć fotografie, mapy, schematy, dokumenty źródłowe. Poszczególne „sale” Muzeum dotyczą m.in. takich tematów, jak: Kresy Wschodnie; Napad i rozbiór 1939; Golgota Wschodu; Pod tyranią niemiecką; Sowiecki kontratak; Losy ewakuowanych; Zwycięzcy czy pokonani; „Jeśli zapomnę o nich...”.
W najbliższym czasie pracownicy Muzeum przygotowują kolejny projekt: pakiet edukacyjny dla dzieci, przeprowadzony przez Martynę Rusiniak-Karwat. Jako źródło do tych lekcji posłużą m.in. dokumenty archiwalne będące w zbiorach oraz audiowizualne relacje świadków historii.

Zbiory Wirtualnego Muzeum Kresy-Syberia można poznać pod adresem: www.ksvm.net.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Medialne konklawe, czyli kandydaci na papieża

2025-04-29 20:53

[ TEMATY ]

konklawe

Vatican Media

Dziennikarze, a nawet watykaniści specjalizujący się w tematyce Stolicy Apostolskiej jeszcze za życia papieża Franciszka rozpoczęli medialne konklawe, typując kandydatów na jego następcę. Ci, którzy nakładają na wybór papieża pewien schemat polityczny, zwykle błądzą w swoich prognozach. Kiedy szukają kandydata według klucza: konserwatysta, liberał, progresista, ich przewidywania niemal zawsze kończą się niepowodzeniem. Kardynałowie kierują się zupełnie innymi kryteriami. W tym przypadku - kryteriami aktualnych potrzeb Kościoła roku 2025.

Poza tym konklawe, co zobaczymy w czasie bezpośrednich transmisji z jego rozpoczęcia 7 maja, jest w dużej mierze aktem liturgicznym. Kardynałowie większą część czasu konklawe spędzają nie na głosowaniach, tylko na modlitwie. Na samym jego początku przyzywają Ducha Świętego - i to jest kluczowy moment tego wydarzenia, bo - jak wierzymy - otwierają się na działanie Boga, którego wyrazem ma być ich głosowanie.
CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

[ TEMATY ]

św. Katarzyna Sieneńska

Giovanni Battista Tiepolo

Św. Katarzyna ze Sieny

Św. Katarzyna ze Sieny
W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne. Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej. Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia. Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie. Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy. Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską. Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej". Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała! Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła. Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża. Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.
CZYTAJ DALEJ

Wspomnienia Franciszka o konklawe: kardynałowie są odcięci od świata

2025-04-30 07:17

[ TEMATY ]

konklawe

papież Franciszek

Grzegorz Gałązka

Uczestnicy konklawe są całkowicie odcięci od świata - okna są zamknięte, a sygnały radiowe ekranowane; nie wolno mieć telefonów, komputerów ani żadnych innych urządzeń elektronicznych - wspominał Franciszek w swojej autobiografii. Papież jest jedyną osobą, która może zdradzić tajemnice konklawe.

W środę, 7 maja ma rozpocząć się konklawe, by wybrać następcę papieża Franciszka. Zasady przeprowadzenia wyborów określa wydana w 1996 roku przez papieża Jana Pawła II Konstytucja Apostolska Universi Dominici Gregis. Zakłada ona m.in. zachowanie tajmenicy konklawe. Jedyną osobą, która może uchylić kulisów wyborów, jest sam papież, co Franciszek zrobił w swojej autobiografii pt. "Nadzieja".
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję