Reklama

Błogosławiony Jan Paweł II - Papież z rodu Polaków

16 października 1978 r., 2 kwietnia 2005 r., 1 maja 2011 r. - to dni wielkich duchowych poruszeń świata, a szczególnie Polaków, rodaków Ojca Świętego Jana Pawła II

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Beatyfikację Papieża Jana Pawła II pod względem intensywności przeżyć Polaków da się porównać z tym, co się działo 16 października 1978 r. i 2 kwietnia 2005 r. … Idzie, oczywiście, o napawający pełnią szczęścia i świętej dumy dzień wyboru kard. Wojtyły na papieża oraz dogłębnie bolesny dzień jego heroicznej śmierci. Temperatura przeżyć polskich katolików (i chyba też pewnej części niekatolików) tego 1 maja 2011 r. będzie jeszcze wyższa i swoiście zabarwiona. Czy i jakie są przesłanki tego wyjątkowego narodowego świętowania?

Doczesne tworzywo nieba - rewelacyjny życiorys

Reklama

Na początku były te niewielkie galicyjskie Wadowice: zwyczajne dzieciństwo, choć nasycone bólem po stracie kochającej matki i ukochanego brata, dojrzewanie pod okiem pobożnego ojca i studia polonistyki z wyniszczającą okupacją. A okupacja to był czas koszmarnych warunków bytowych z ciężką fizyczną pracą, śmiercią ukochanego ojca i dramatycznym wyborem kapłaństwa. A dalej - studia rzymskie, duszpasterstwo wiejskie, miejskie, młodzieżowe, wreszcie kariera uczonego i wybitnego hierarchy kościelnego. Zwieńczeniem tego wszystkiego było następstwo po św. Piotrze z chlubnym jego sprawowaniem przez prawie 27 lat. No i ta bohaterska śmierć, zamykająca doczesny etap ludzkiej egzystencji złotą klamrą świętości.
Czymże więc było ostatecznie to życie sygnowane mianem: Karol Wojtyła, Kardynał z Krakowa, Biskup Rzymu? Było pasmem ludzkiego życia, z którego wyrósł cudowny kwiat chrześcijańskiej świętości. Powiedzmy więc krótko, choć może trochę górnolotnie: życie doczesne człowieka zamienione na tworzywo chrześcijańskiej świętości.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Sens beatyfikacji

Reklama

W tym doniosłym akcie Kościoła da się wyróżnić dwie warstwy skutkowania. Pierwsza ma wymiar ziemski, można powiedzieć empiryczny. W tym wymiarze dokonuje się na różnych szczeblach Kościoła moralnej weryfikacji życia kandydata na ołtarze. Pozytywnym finałem tego, zazwyczaj długiego, ale tym razem wyjątkowo krótkiego, choć wnikliwego procedowania, jest dekret Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych stwierdzający o posiadaniu cnót chrześcijańskich w stopniu heroicznym. Potem zatwierdzenie tego dekretu przez Papieża. Decyzja ta z jednej strony gwarantuje prawdziwość werdyktu Kongregacji, a z drugiej - otwiera drogę do papieskiej decyzji o beatyfikacji. Ale tylko otwiera, jeszcze o niej nie decyduje. Dokonuje tego dopiero potwierdzony przez Papieża cud i wyznaczony przez niego urzędowo termin i miejsce aktu beatyfikacji. Rzuca się w oczy dominująca rola Papieża w tej całej ziemskiej, empirycznej procedurze aktu beatyfikacji. Ale to przecież do Piotra skierował Chrystus to zadziwiająco skutkujące uprawnienie: „Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie” (Mt 16, 19).
Tym jednak, co jeszcze bardziej zadziwia już w fakcie beatyfikacji, jest skutek w wymiarze transcendentnym, pozaempirycznym, nadprzyrodzonym. Stanowi bowiem pieczęć gwarancji realności dekretu i heroiczności cnót w postaci uczestnictwa w łasce zbawienia, rzeczywistego zjednoczenia z Bogiem. Oznacza to wejście w orbitę życia w Bogu i z Bogiem, co określa się popularnie mianem „nieba”, nierozumianego jako miejsce, ale radykalnie odrębny świat i sposób bytowania. Nie obowiązują w nim już miary, kategoria czasu i przestrzeni, czego wymownym przykładem jest bytowanie Jezusa w okresie po zmartwychwstaniu. Nie tylko to wyzwolenie z rygorów czasu i przestrzeni stanowi swoistego rodzaju „oprawę” życia, jakim żyje uczestnik nieba i jego Bożych przybytków. Lapidarnie wyraża to tekst św. Pawła: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9). Jakżeż wymownie dopełnia ten natchniony tekst żarliwa wypowiedź św. Jana: „Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest” (1 J 3, 2). No i kapitalne zakończenie tego orędzia o niebie, gdy Apostoł wykrzykuje: „Każdy zaś, kto pokłada w Nim tę nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty” (1 J 3, 3).
Wymienione „elementy składowe” nieba nie wyczerpują jednak bogactwa tego stanu. Poucza przecież wielki św. Paweł: „Ani oko nie widziało…” (por. 1 Kor 2, 9). Dochodzą do nich takie błogosławione współczynniki, jak szczyt szczęścia czy głęboka więź między definitywnie zbawionymi. Rdzeniem jednak tego stanu jest to „widzenie Boga takim, jakim jest”, co teologia określa ludzkim, a więc spłaszczonym terminem „visio beatifica” - widzenie uszczęśliwiające.
Wyniesienie więc na ołtarze to przede wszystkim stwierdzenie bycia w tym radykalnie nowym wymiarze istnienia, którego jądrem jest upragnione od początku dziejów widzenie Boga, „jakim jest”, twarzą w twarz.

Być na ołtarzu…

Wejście w orbitę wiecznego życia w Bogu i z Bogiem stanowi fundamentalną warstwę skutkowania kościelnego aktu beatyfikacji. Stanowi to wymiar zdecydowanie pozaziemski i strukturalnie nadprzyrodzony.
Ale oprócz tego wymiaru ma beatyfikacja jeszcze wymiar ziemski, realizujący się tu, na ziemi, w doczesności. Ma on charakter religijny, a więc związany ze sprawą Boga, ale równocześnie przebiega w horyzontalnym, ziemskim porządku. W skład tego wymiaru wchodzą dwa istotne pierwiastki. Są nimi: cześć religijna oraz pośrednictwo między cieszącymi się niebieską szczęśliwością w niebie, a żyjącymi, którzy ciągle są w drodze do tego celu. Tytułem do takiej czci jest fakt, że wynoszony na ołtarze potrafił swoje doczesne życie przekuć na fenomen świętości, otwierający drogę do przybytków Bożych.
Cześć religijną określa się w języku teologicznym mianem kultu, który w najściślejszym sensie przysługuje tylko samemu Bogu, będącemu również jedynym podmiotem najwyższej świętości przynależnej Mu z samej Jego natury. Ludziom, którzy tu, na ziemi, przy Bożej pomocy doszli do świętości, przysługuje także cząstkowy stan kultu, czyli religijnej czci w sposób publiczny, na forum Kościoła. Swoje uzasadnienie znajduje to w tekstach liturgicznych, w których Kościół daje wyraz swojej czci dla wyniesionych na ołtarze.
Z prawem do publicznego kultu w kondycji człowieczej, w wymiarze ziemskim, wiąże się u wyniesionego na ołtarze funkcja pośrednictwa wstawienniczego wobec Boga w stosunku do potrzeb i oczekiwań czcicieli żyjących na ziemi.

Błogosławiony Papież z rodu Polaków

Przedstawiony co dopiero zarys problematyki beatyfikacji może przyprawiać o wrażenie schematyczności i oderwania od życia. A tymczasem w perspektywie przeżywanej 1 maja beatyfikacji, do głębi chwytającej za serce, staje się rzeczywistością bliską i dającą tytuł do żywiołowej radości.
Ten wielki Błogosławiony to przecież bliski znajomy dla wszystkich nas, współcześnie żyjących: starszych, młodszych i najmłodszych. Niemal jeszcze słychać buciory z drewnianą podeszwą, brzmi w uszach liturgiczny śpiew chórku prowadzonego przez niego u św. Floriana, dźwięczy mądry głos kazań z ambony św. Anny, a wśród wielu innych głosów - echo niedawnego czasu, owo: „Habemus Papam… Carolum Wojtyła”.
To wszystko nam jeszcze w duszy gra, a równocześnie kojarzy się z cudem heroicznej świętości i najwyższym na ziemi szczytem chrześcijańskiego życia, jakim jest wyniesienie na ołtarze. Tak nie było nigdy albo zdarzało się bardzo rzadko, i to właśnie dzięki niemu, Papieżowi Wojtyle. Niemal wczoraj krążył po gościńcach świata, przygarniał dzieci, debatował z głowami państw i narodów, rozdawał różańce i poił nadzieją chorych. A dziś? Staje się wielkim Orędownikiem wszelakiego dobra przed tronem Wszechmocnego Boga.
A cóż powiedzieć o nas, polskim Narodzie, który kochał, o który się troszczył, który otaczał ojcowską opieką, którego smutne losy opłakiwał? Teraz to wszystko może czynić, już patrząc „w twarz” Wszechmocnego Boga.
Rodacy! Zyskujecie nowego potężnego Patrona Ojczyzny, Narodu i wszystkich „z rodu Polaków”. On wie, co to jest sprawa Polaków, on chce stawać po naszej stronie. A my mamy do niego przychodzić z prośbą o te nasze trudne polskie sprawy, bo on je dobrze zna i one leżą mu na sercu. Bo to, co polskie i co Polskę stanowi, Polskę, którą autentycznie kochał i drżał o jej losy, jest zagrożone. Dowód jest pod ręką. Stanowi go proces wytoczony wielkiemu pisarzowi i patriocie Jarosławowi M. Rymkiewiczowi przez ludzi, którzy sprawy polskie postrzegają w sposób diametralnie inny aniżeli on.
A jakżeż teraz to wyniesienie na ołtarze Papieża Polaka pomaga jego Ojczyźnie i jego Rodakom?
Już wtedy, kiedy umierał, Ojczyzna zamilkła w bólu i zadumie, że odchodzi. Teraz na bok muszą odejść raniące rozterki, ustępując radosnej świadomości, że Syn tej ziemi zaszedł tak daleko, bo aż do domu ukochanego Ojca. I znowu rozdzwonią się dzwony od Tatr do Bałtyku radosnym „Alleluja”, „Hosanna” i dziękczynnym „Te Deum”. A wtórować będzie świat Meksyku, Korei i Australii, Konga i Brazylii - tam, gdzie był i gdzie siał dobro i pokój. I znowu z jego powodu na całym okręgu ziemi stanie się głośno. Rodacy, jego współrodacy wszystkimi możliwymi drogami zdążać będą tam, gdzie tak niedawno, bo zaledwie sześć lat temu, z ciżby żegnającego go tłumu padło owo prorocze „Santo subito!”, aby z ust obecnego Papieża usłyszeć werdykt wyniesienia Papieża Wojtyły - Jana Pawła II na ołtarze.
Ale ci rozradowani, szczęśliwi i dumni Polacy muszą dojrzeć, że idąc tą polską drogą ze skromnych Wadowic, przez Kalwarię, Kraków, Niegowić, Jeziora Mazurskie i ścieżki tatrzańskie, przez Franciszkańską 3, można dojść do progów Watykanu, a stąd - w rajskie ogrody Domu Bożego.
Można zapytać, po co kolejny raz ta wyliczanka etapów życia Jana Pawła II do ołtarza, przez akt beatyfikacji? Powody są dwa. Po pierwsze - jego życie przebiegło w meandrach współczesności, a więc lotów kosmicznych, komputerów, oszałamiającej dominacji sportu i innych osiągnięć w mikro- i makrokosmosie naszych dwóch wieków, XX i XXI. Temu Człowiekowi to nie przeszkodziło, a pomogło, by to wszystko przekuć na przyjaźń z Bogiem do granic najczystszej i najdoskonalszej miłości, która już nie ustanie. A więc - potężny Patron, niezawodny Orędownik, ale i rzucający się w oczy Wzorzec i Przewodnik na udane życie.
Widzimy pospolite ruszenie Polaków na beatyfikację Jana Pawła II. I to dobrze. Ale z czym pojadą? Z programem, aby nauczyć się od niego, jak przekuwać doczesność na wieczność? A może z programem zabijania życia w duszy i myślach? Niech jadą, ale niech pamiętają, że tam, na tym jego placu, będzie ostatni moment, aby wyrzec się aborcji w jej klasycznych postaciach i zapłodnienia in vitro, a przylgnąć z całą mocą do nauki głoszonej przez bł. Jana Pawła II. Jeżeli by tego nie uczynili, to niech wiedzą, że cierpią na bolesne rozdwojenie jaźni, wyłączające ich z grona autentycznych czcicieli nowego Błogosławionego, Największego z rodu Polaków. Bo prawdziwe świętowanie tej beatyfikacji to dla nas, Polaków, święta duma, że mamy rodaka w niebie, a my tu, na ziemi, stajemy w zwartym szyku za życiem.
Czy da się o dniu 1 maja 2011 r. powiedzieć jeszcze coś więcej? Tak. Na pewno się da. Ale niech to uczyni ktoś inny, byleby Polacy uwierzyli głęboko, że po tamtej stronie mają oddanego Orędownika i wyjątkowy Wzór do naśladowania.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kard. Fernando Filoni mówi o liczeniu głosów i reakcji kard. Prevosta

2025-05-15 09:39

[ TEMATY ]

konklawe

Vatican Media

„Najmocniejszym momentem konklawe jest chwila, gdy oczekiwanie zamienia się w rzeczywistość” - powiedział kard. Fernando Filoni. W czasie czwartego rozstrzygającego głosowania podczas konklawe był on skrutatorem, czyli osobą wyznaczoną do liczenia głosów.

Podziel się cytatem Poruszenie wyborem „Wszyscy wstaliśmy, gdy powiedziałem, że uzyskaliśmy 89 głos, ale scrutinium się jeszcze nie skończyło, więc były tylko oklaski. Oczywiście kandydat, który teraz stał się wybranym papież, pozostał na swoim miejscu, wyraźnie poruszony uznaniem braci. Następnie, po tej pierwszej chwili, ponownie rozpoczęło się odliczanie głosów do końca” - powiedział kard. Filoni w rozmowie z włoskim dziennikiem „Il Fatto Quotidiano”. Dodał, że gdy później zobaczył Leona XIV w papieskim stroju, wydał mu się uszyty na miarę.
CZYTAJ DALEJ

Święty oracz

Niedziela przemyska 20/2012

W miesiącu maju częściej niż w innych miesiącach zwracamy uwagę „na łąki umajone” i całe piękno przyrody. Gromadzimy się także przy przydrożnych kapliczkach, aby czcić Maryję i śpiewać majówki. W tym pięknym miesiącu wspominamy również bardzo ważną postać w historii Kościoła, jaką niewątpliwie jest św. Izydor zwany Oraczem, patron rolników. Ten Hiszpan z dwunastego stulecia (zmarł 15 maja w 1130 r.) dał przykład świętości życia już od najmłodszych lat. Wychowywany został w pobożnej atmosferze swojego rodzinnego domu, w którym panowało ubóstwo. Jako spadek po swoich rodzicach otrzymać miał jedynie pług. Zapamiętał również słowa, które powtarzano w domu: „Módl się i pracuj, a dopomoże ci Bóg”. Przekazy o życiu Świętego wspominają, iż dom rodzinny świętego Oracza padł ofiarą najazdu Maurów i Izydor zmuszony był przenieść się na wieś. Tu, aby zarobić na chleb, pracował u sąsiada. Ktoś „życzliwy” doniósł, że nie wypełnia on należycie swoich obowiązków, oddając się za to „nadmiernym” modlitwom i „próżnej” medytacji. Jakież było zdumienie chlebodawcy Izydora, gdy ujrzał go pogrążonego w modlitwie, podczas gdy pracę wykonywały za niego tajemnicze postaci - mówiono, iż były to anioły. Po zakończonej modlitwie Izydor pracowicie orał i w tajemniczy sposób zawsze wykonywał zaplanowane na dzień prace polowe. Pobożna postawa świętego rolnika i jego gorliwa praca powodowały zawiść u innych pracowników. Jednak z czasem, będąc świadkami jego świętego życia, zmienili nastawienie i obdarzyli go szacunkiem. Ta postawa świętości wzbudziła również u Juana Vargasa (gospodarza, u którego Izydor pracował) podziw. Przyszły święty ożenił się ze świątobliwą Marią Torribą, która po śmierci (ok. 1175 r.) cieszyła się wielkim kultem u Hiszpanów. Po śmierci męża Maria oddawała się praktykom ascetycznym jako pustelnica; miała wielkie nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny. W 1615 r. jej doczesne szczątki przeniesiono do Torrelaguna. Św. Izydor po swojej śmierci ukazać się miał hiszpańskiemu władcy Alfonsowi Kastylijskiemu, który dzięki jego pomocy zwyciężył Maurów w 1212 r. pod Las Navas de Tolosa. Kiedy król, wracając z wojennej wyprawy, zapragnął oddać cześć relikwiom Świętego, otworzono przed nim sarkofag Izydora, a król zdumiony oznajmił, że właśnie tego ubogiego rolnika widział, jak wskazuje jego wojskom drogę... Izydor znany był z wielu różnych cudów, których dokonywać miał mocą swojej modlitwy. Po śmierci Izydora, po upływie czterdziestu lat, kiedy otwarto jego grób, okazało się, że jego zwłoki są w stanie nienaruszonym. Przeniesiono je wówczas do madryckiego kościoła. W siedemnastym stuleciu jezuici wybudowali w Madrycie barokową bazylikę pod jego wezwaniem, mieszczącą jego relikwie. Wśród licznych legend pojawiają się przekazy mówiące o uratowaniu barana porwanego przez wilka, oraz o powstrzymaniu suszy. Izydor miał niezwykły dar godzenia zwaśnionych sąsiadów; z ubogimi dzielił się nawet najskromniejszym posiłkiem. Dzięki modlitwom Izydora i jego żony uratował się ich syn, który nieszczęśliwie wpadł do studni, a którego nadzwyczajny strumień wody wyrzucił ponownie na powierzchnię. Piękna i nostalgiczna legenda, mówiąca o tragedii Vargasa, któremu umarła córeczka, wspomina, iż dzięki modlitwie wzruszonego tragedią Izydora, dziewczyna odzyskała życie, a świadkami tego niezwykłego wydarzenia było wielu ludzi. Za sprawą św. Izydora zdrowie odzyskać miał król hiszpański Filip III, który w dowód wdzięczności ufundował nowy relikwiarz na szczątki Świętego. W Polsce kult św. Izydora rozprzestrzenił się na dobre w siedemnastym stuleciu. Szerzyli go głównie jezuici, mający przecież hiszpańskie korzenie. Izydor został obrany patronem rolników. W Polsce powstawały również liczne bractwa - konfraternie, którym patronował, np. w Kłobucku - obdarzone w siedemnastym stuleciu przez papieża Urbana VIII szeregiem odpustów. To właśnie dzięki jezuitom do Łańcuta dotarł kult Izydora, czego materialnym śladem jest dzisiaj piękny, zabytkowy witraż z dziewiętnastego stulecia z Wiednia, przedstawiający modlącego się podczas prac polowych Izydora. Do łańcuckiego kościoła farnego przychodzili więc przed wojną rolnicy z okolicznych miejscowości (które nie miały wówczas swoich kościołów parafialnych), modląc się do św. Izydora o pomyślność podczas prac polowych i o obfite plony. Ciekawą figurę św. Izydora wspierającego się na łopacie znajdziemy w Bazylice Kolegiackiej w Przeworsku w jednym z bocznych ołtarzy (narzędzia rolnicze to najczęstsze atrybuty św. Izydora, przedstawianego również podczas modlitwy do krucyfiksu i z orzącymi aniołami). W 1848 r. w Wielkopolsce o wolność z pruskim zaborcą walczyli chłopi, niosąc jego podobiznę na sztandarach. W 1622 r. papież Grzegorz XV wyniósł go na ołtarze jako świętego.
CZYTAJ DALEJ

JD Vance na inauguracji pontyfikatu Leona XIV

2025-05-15 18:00

[ TEMATY ]

pontyfikat

JD Vance

Papież Leon XIV

Vatican News

JD Vance w watykańskim Sekretariacie Stanu 19.04.2025

JD Vance w watykańskim Sekretariacie Stanu 19.04.2025

Wiceprezydent Stanów Zjednoczonych JD Vance stanie na czele amerykańskiej delegacji na inaugurację pontyfikatu Leona XIV. Informację podał Biały Dom.

Inauguracja nowego pontyfikatu odbędzie się w niedzielę 18 maja. Wiceprezydentowi będzie towarzyszyć jego żona Usha Vance oraz sekretarz stanu Marco Rubio wraz z małżonką Jeanette Rubio. Jak zaznaczono w komunikacie, Leon XIV jest pierwszym Papieżem ze Stanów Zjednoczonych, a JD Vance pierwszym katolikiem konwertytą, który pełni urząd wiceprezydenta.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję