Wtorek, 9 grudnia.
10. dzień - „Pasterz szukający serca”
Słowo dnia: „Nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, aby zginęło choć jedno z tych małych” (Mt 18, 14).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Refleksja: Bóg nie stoi na wzgórzu i nie czeka na poprawnych. Schodzi w góry za jedną, najbardziej pogubioną owcą. Jego wolą nie jest zagubienie kogokolwiek – także ciebie, z twoją historią. Adwent przypomina: jestem szukany, a nie odpisywany.
Modlitwa: Ojcze, który nie godzisz się na zagubienie ani jednego z Twoich małych, dziękuję, że także mnie wciąż szukasz. Daj mi łaskę, bym pozwolił się znaleźć w miejscach, gdzie od Ciebie uciekam. Naucz mnie patrzeć na innych jak na Twoje ukochane owce, a nie problemy do rozwiązania.
Krok do Betlejem:
Pomyśl o jednej osobie, którą uważasz za „trudną” lub „straconą”. Wymień ją dzisiaj po imieniu w modlitwie, prosząc: „Ojcze, nie pozwól nam się zgubić”.
Pierwsze czytanie - Iz 40, 1-11
Ten fragment otwiera tzw. „Księgę Pocieszenia”. Izrael jest na wygnaniu. Ma poczucie końca historii. W tę ciemność wchodzi pierwsze słowo Boga: „Pocieszcie mój lud”. Nie: „Wyjaśnijcie, że sam jest sobie winien”. Nie: „Macie za swoje”. Pociecha przychodzi jako podwójna: przebaczenie win i obietnica nowego początku.
Reklama
„Przemawiajcie do serca Jeruzalem”. To typowe biblijne wyrażenie. Mówi się tak, gdy ktoś stara się zdobyć serce oblubienicy. Bóg nie wygłasza mowy oskarżycielskiej. Idzie w kierunku serca. Ogłasza, że „czas służby się skończył”, że kara nie będzie się ciągnąć bez końca. Grzech jest poważny, ale jeszcze poważniejsza jest wierność Boga.
Na scenę wchodzi „głos wołającego: przygotujcie na pustyni drogę dla Pana”. Adwent usłyszy w tym Jana Chrzciciela. Ale najpierw chodzi o duchową geologię. Doliny trzeba podnieść, góry obniżyć, kręte drogi wyprostować. Doliny to kompleksy, zniechęcenie, rozpacz. Góry to pycha, samowystarczalność. Kręte drogi to podwójne życie. Bóg nie idzie objazdem. Chce prostej drogi do serca.
Potem pada trudne pytanie: „Co mam wołać?”. Odpowiedź jest trzeźwa: „Wszelkie ciało to trawa”. Człowiek, jego plany, imperia, mody - wysychają. Jedno trwa: Słowo Boga. Adwent zachęca, by spokojnie zapytać siebie, na czym faktycznie opieram nadzieję. Na czym buduję to, co uważam za „pewne”.
Końcówka tekstu ma smak Ewangelii. Zwiastunka dobrej nowiny ma wejść na górę i zawołać: „Oto wasz Bóg!”. On przychodzi z mocą, ale natychmiast obraz się zmienia. „Jak pasterz pasie swą trzodę”. Moc Boga objawia się w czułości. Jagnięta bierze na ramiona. Owce karmiące prowadzi łagodnie. Nie pogania ich tempem zdrowych. Dostosowuje krok do najsłabszych.
W tym obrazie widzimy już Jezusa. On jest Słowem, które nie usycha. Jest Pasterzem, który zna po imieniu. Adwentowe pocieszenie nie jest tanim optymizmem. Jest obietnicą Boga, który naprawdę schyla się, by wziąć na ramiona tych, którzy nie mają siły dojść sami.
Ewangelia - Mt 18, 12-14
Reklama
Jezus stawia uczniom pytanie: „Jak wam się zdaje?”. Zaprasza do myślenia. Opowiada o pasterzu, który ma sto owiec. Jedna się gubi. W logice ekonomii strata jest niewielka. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent zostaje. W logice serca ta jedna jest bezcenna. Pasterz zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć na górach i idzie szukać tej, która zbłądziła.
Ten obraz u Mateusza pojawia się w rozdziale o wspólnocie Kościoła i o „małych”. Chodzi o tych najsłabszych, najbardziej narażonych na zgorszenie. Jezus widzi w nich skarb Ojca. „Bóg nie chce zguby ani jednego z tych małych”. W oryginale mamy wyrażenie, że nie jest „wolą” Ojca, nie jest „zamysłem serca” Ojca, aby ktoś się zgubił. To nie znaczy, że człowiek nie może odejść. Znaczy, że Bóg nigdy nie przestaje szukać.
W przeciwieństwie do wersji Łukaszowej, Mateusz nie podkreśla radości pasterza tak mocno. Tu akcent leży na trosce o bliźniego we wspólnocie. Uczniowie mają patrzeć na „błądzących” tak, jak patrzy Jezus. Nie jak na problem. Jak na kogoś, za kim idzie się w góry. Św. Grzegorz Wielki w tej owcy widział ludzkość, a w dziewięćdziesięciu dziewięciu aniołów pozostających „na wysokościach”. Syn Boży zostawia chwałę nieba i schodzi w doliny naszego zagubienia.
Ciekawy jest sam czasownik: „z(a)błąkać się”. Nie chodzi tylko o świadomy bunt. To także błąd, słabość, zagubienie w gąszczu lęków. Pasterz nie zaczyna od przesłuchania. Zaczyna od szukania. Gdy znajduje, nie ciągnie za ucho. Bierze na ramiona. To echo Izajasza.
Reklama
Ewangelia mocno prostuje obraz Boga. Nie stoi On na szczycie i nie czeka z założonymi rękami, aż grzesznik się doczołga. On jest w ruchu. Schodzi niżej. Idzie w ciemność. Ryzykuje. Nie rezygnuje. Można powiedzieć: Bóg ma „słabość” do tych, którzy są najbardziej zagubieni. Ale nie po to, by ich rozpieszczać. Po to, by ich naprawdę przyprowadzić z powrotem do wspólnoty.
Tekst kończy się zdaniem, które jest jak fundament: „Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, aby zginęło choć jedno z tych małych”. Adwent pozwala to zdanie usłyszeć bardzo osobiście. Nie jest wolą Ojca, abyś się zgubił. Nie jest Jego pragnieniem, byś został na poboczu.
Izajasz mówił o Pasterzu, który niesie jagnięta na łonie. Jezus opowiada przypowieść o Pasterzu, który idzie w góry za jedną owcą. To ten sam Bóg. W liturgii dnia obie perspektywy się spotykają. Pociesza swój lud, bo nie pogodził się z żadnym zagubieniem. I uczy nas nowego spojrzenia. Każdy „błądzący” bliźni jest czyjąś ukochaną owcą, za którą Pasterz szedł już bardzo długo. Adwent dojrzewa w sercu tam, gdzie pozwalamy, by ta perspektywa zmieniła nasze myślenie o sobie i o innych.
