Dyskusja czy Powstanie musiało wybuchnąć, czy można było przeprowadzić je inaczej lub nie podejmować walki, by ocalić miasto, ale także czy mogło zwyciężyć, wciąż trwa, przynajmniej w mediach, uwielbiających historię alternatywną, kontrfaktyczną, rozważania – co by było gdyby…
– Inaczej patrzy się na to z dzisiejszej perspektywy, kiedy prawie wszystko wiemy, inaczej z tamtej, z końca lipca 1944 r. – mówi Leszek Żebrowski, historyk wojennej i powojennej konspiracji. Choć tylko prawda jest ciekawa, ale czasem historia alternatywna wydaje się ciekawsza.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Klamka zapada
Decyzję o rozpoczęciu Powstania, spodziewaną w ostatnim tygodniu lipca 1944 r. każdego dnia, podjęto ostatecznie 31 lipca, pod wpływem niepewnych informacji płk Antoniego Chruściela „Montera”, dowódcy warszawskiego okręgu AK. Armia Czerwona miała wyzwolić kilka miejscowości po praskiej stronie, a sowieckie czołgi – widziano na... Pradze
Wydawało się, że nie ma na co czekać. Dowódca AK gen. Tadeusz „Bór” Komorowski poprosił o zgodę na rozpoczęcie powstania Delegata Rządu na Kraj Jana Stanisława Jankowskiego, a po jej uzyskaniu wydał rozkaz rozpoczęcia akcji zbrojnej następnego dnia, 1 sierpnia 1944 r.
Reklama
Nie mógł „Bór” wiedzieć, że sytuacja na froncie zaczęła się właśnie komplikować. Niemieckie uderzenie odsuwa wkroczenie Sowietów do Warszawy. Ale było już za późno, aby odwołać powstanie bez narażania warszawskiego AK na chaos i dekonspirację.
Moment uderzenia na Niemców został określony nie na podstawie przesłanek wojskowych, lecz politycznych i to uzależniało jego powodzenie od czynnika zewnętrznego, na który polskie władze nie miały żadnego wpływu. Cel powstania – chęć wystąpienia przed wkraczającymi Sowietami jako reprezentacja prawowitych władz – stał się nieaktualny.
Huk sowieckiej artylerii
Według dr Katarzyny Utrackiej z działu historycznego Muzeum Powstania Warszawskiego, w tamtych okolicznościach Powstanie musiało wybuchnąć. W połowie lipca 1944 r. obserwowano w Warszawie tłumy żołnierzy Wehrmachtu, także tych z rozbitych oddziałów frontowych, podążających ze wschodu na zachód. Kilka dni później obserwowano ewakuację niemieckich cywilów, policji, SS i gestapo. Od strony Pragi słychać było narastający huk sowieckiej artylerii.
Jednak już 26 lipca nastąpił zwrot. Wznowiła urzędowanie część niemieckiej administracji, ulice zaczęła patrolować policja. Rozklejono podpisane przez gubernatora plakaty z wezwaniem stu tysięcy warszawiaków do kopania rowów przeciwczołgowych. Warszawiacy wezwanie zbojkotowali, co nie oznaczało, że Niemcy zapomnieliby o sprawie.
– Wszystko zmierzało ku Powstaniu. Sowieci parli na Zachód, a Niemcy szykowali się do obrony Warszawy – zaznacza Katarzyna Utracka. – Stalin nie wstrzymałby ofensywy i ruszył na miasto. Zniszczenia byłyby ogromne.
Festung Warschau
Reklama
Gdyby Powstanie nie wybuchło, Sowieci nie mieliby powodów wstrzymania się z ofensywą. Doszłoby do walk w Warszawie. Nie w tym terminie, jaki byłby „wygodniejszy” dla Polaków. Niemcy pod koniec lipca zadali spore straty Armii Czerwonej i jej ofensywa zatrzymała się. – Ale później wojska Stalina mogły iść do przodu, lecz zatrzymały się. Stalin wyraźnie wstrzymywał się od zajęcia stolicy Polski. Nie chciał iść na pomoc powstańczej Warszawie – mówi dr Katarzyna Utracka.
Niemcy przygotowywali się do obrony, przygotowywali Festung Warschau. Niemcy budowli umocnienia, ściągali oddziały. 27 lipca przebywający w Wilczym Szańcu Hitler ogłosił stolicę Polski twierdzą, jednocześnie mianując jej komendantem gen. por. Reinera Stahela. Twierdza miała trwać na pozycjach, nawet w wypadku całkowitego okrążenia, i oczekiwać na kontrnatarcie.
Przed sowiecką ofensywą
Dziś można snuć różne scenariusze – przyznaje dr Utracka. – Niemniej, straty materialne, ludzkie też zapewne byłyby ogromne. Sytuacja Warszawy wydaje się w tym czasie patowa – ocenia. Czy wybuchłoby powstanie, czy nie, należało liczyć się z jej zniszczeniem.
Straty Warszawy były dużo większe po Powstaniu niż w jego trakcie – zwraca uwagę. Niemcy mieli rozkaz zagłady miasta. Ocalało trochę budynków – zwykle te, których nie zdążyli zniszczyć przed sowiecką ofensywą ze stycznia 1945 r.
Szacuje się, że w czasie Powstania zginęło 120-150 tys. cywilów i kilkanaście tys. powstańców. Może wielu z nich ocalałoby, gdyby Powstanie nie wybuchło? – zastanawia się Utracka. Co zrobiliby Niemcy z ludnością cywilną? Wątpliwe, żeby pozostawili w Warszawie. To jedno z pytań, które wydają się być nie do rozstrzygnięcia.
Reklama
Sowieci z pewnością zabraliby się za podziemie – nie zostawiliby na swoich tyłach tylu uzbrojonych młodych, patriotycznie nastawionych ludzi. Wywieźliby, zamordowali – co pokazuje sposób ich działania po zajęciu Polski.
Nie było przygotowane
Czy Powstanie miało sens? – Gdy wcześniej wybuchają lokalne powstania we Lwowie i Wilnie, są militarnie zwycięskie, bo weszli Sowieci, pomogli, ale potem spacyfikowali – zwraca uwagę Leszczek Żebrowski. – Uznano, że taką demonstrację można też przeprowadzić w Warszawie, choć na większą skalę. Z tej perspektywy, jeśli było szykowane na kilka dni, mogło mieć sens.
Żebrowski odwróciłby jednak pytanie. Chyba lepiej, żeby nie wybuchło, bo nie było przygotowane. – Podstawowe magazyny broni, gromadzone przez kilka lat, nie zostały użyte, bo nie zostały wydobyte. Było w nich kilkakrotnie więcej broni niż ta, która została użyta 1 sierpnia 1944 r.! To się w głowie nie mieści – mówi.
Plany operacyjne zakładały, że mobilizację można było przeprowadzić tylko raz, bo potem element zaskoczenia odpada. Mobilizację przeprowadzono kilka dni wcześniej, co było katastrofą, bo plany zostały ujawnione.
Szybki atak
Przedstawiciele polskich kręgów politycznych, nie wojskowych – mówili, że powstanie ma sens tylko jako demonstracją wobec wchodzących Sowietów i wobec świata, co Polacy myślą o nowej okupacji. Ale nie udało się.
– Szybki atak na Warszawę z punktu widzenia Sowietów był bez sensu. Po co, żeby pomagać Polakom? Dlatego zrobili to, co zrobili: zatrzymali się, czekając na zdławienie Powstania przez Niemców – mówi Leszek Żebrowski.
Reklama
Gdyby walka nie wybuchła, Niemcy spacyfikowaliby Warszawiaków, goniąc ich do kopania rowów – zmuszając ich do tego represjami. Część wywieźliby na roboty w głąb Rzeszy.
– Gdyby nie wybuchło, jesienią 1944 r. Niemcy broniliby Warszawy, dla nich to ważny węzeł komunikacyjny. A sytuacja dla obrońców nie była aż taka trudna. Niełatwo byłoby w takich warunkach sforsować Wisłę – mówi Leszek Żebrowski.
Ale to wszystko gdybanie. – Historia jest doświadczeniem niepowtarzalnym – zaznacza. – Niepowtarzalne było Powstanie, którego nie da się porównać do żadnego innego.