Oberwaliśmy za celibat, a dokładniej – oberwał o. Jacek Salij, nasz rozmówca, który na łamach "Niedzieli" w sposób mądry, wyważony i – co ważne – poparty ogromnym doświadczeniem pisał o blaskach i cieniach życia w celibacie. Magdalenie Czyż z "Gazety Wyborczej" puściły nerwy i uznała za stosowne wytknąć szacownemu zakonnikowi w swoim tekście pt. Koniec celibatu? Księże, zakochaj się, że stosuje argumenty na poziomie przedszkola. W ogóle Pani Redaktor dziwi się nieustannie opinii dominikanina, bo przecież celibat jest – co dla niektórych oczywiste – do skreślenia, najlepiej natychmiast... I on powinien o tym wiedzieć.
Reklama
Ilekroć czytam tak stanowcze w brzmieniu teksty na temat celibatu, myślę: Jak to jest – nikt nie nawołuje do wyrzucenia z przysięgi małżeńskiej zdania: „Ślubuję ci wierność”, choć ludzie się zdradzają. Nie słychać też apeli, by to zdanie zamienić na: „przyrzekam być w otwartym związku w dowolnej konfiguracji seksualnych kontaktów”. Generalnie większość z nas chce wierności i uznaje ją za rzecz ważną, choć człowiek, istota słaba, może tę wartość naruszyć, a nawet dopuścić się obrzydliwych przestępstw. Podobnie jest z celibatem. Ojciec Salij pisze o dobrowolnym darze z siebie, o wyrzeczeniu podejmowanym świadomie, mimo że zawsze istnieje niebezpieczeństwo złamania danego słowa, bo po prostu jesteśmy słabi. Ale czy uczciwe jest wykorzystywanie przypadków haniebnych zachowań jednostek do negowania idei życia w seksualnej ascezie dla wartości wyższej, dla Boga? I wmawianie ludziom, że gdyby nie celibat, to nie byłoby afery w Dąbrowie Górniczej czy pedofilskich przestępstw niektórych duchownych. To dopiero jest naiwność...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Od lat pracuję jako dziennikarz katolicki, znam środowisko kościelne od podszewki i zawsze szarpie mnie to krzywdzące rozciąganie winy jednostek na szeregi Bogu ducha winnych, uczciwych i porządnych ludzi w sutannach czy habitach. Sugerowanie, że celibat prowadzi albo do deprawacji, albo do przestępstwa, a w najlepszym razie do skrzywienia psychiki, jest wysoce krzywdzące – a błoto potrafi przykleić się na długo...
Dziennikarstwo „byle się czegoś czepić” jest słabe, a przytyki, iż „tak tęga głowa, jak głowa księdza profesora, powinna mieć świadomość, że używa argumentu na poziomie przedszkolaka”, zwyczajnym nietaktem. Tolerancja oznacza akceptację innych poglądów, szacunek dla nich, a nie nieustanne grillowanie ludzi, którzy śmią mieć inne zdanie niż liberalna część społeczeństwa.
I na koniec – skoro wytknięto "Niedzieli" brak profesjonalizmu, to odbijamy piłeczkę. Zacytowane przez Panią Redaktor w tekście słowa nie są autorstwa o. Salija. Pochodzą z zupełnie innego tekstu – ze wstępniaka redaktora naczelnego. Ale gdzie drwa rąbią...