60. rocznica wyzwolenia obozu niemieckiego Auschwitz wywołała w Polsce falę zaniepokojenia tendencyjnym obrazem historii, który pojawił się przy tej okazji - ale dawał o sobie znać dużo wcześniej - w publikacjach i wypowiedziach prominentnych osobistości w różnych krajach Europy, USA oraz na forum Parlamentu Europejskiego. Zaproszony do studia programu Jana Pospieszalskiego polski europarlamentarzysta Bogusław Sonik (PO) był tym człowiekiem, którego stanowczy protest spowodował zmianę tekstu uchwały PE, w której zamierzano powielić fałsz o „polskich obozach koncentracyjnych”. Wokół tych zagadnień, dramatycznych dla Polaków doniesień o fałszowaniu historii najnowszej, ale także prób przeciwstawienia się temu w sposób skuteczny, toczyła się rozmowa historyków i publicystów. Ważnym jej elementem było ustalenie przyczyn, dla których 60 lat po wojnie próbuje się pisać na nowo karty jednego z najbardziej tragicznych doświadczeń ludzkości. Nawet niemiecka publicystka Gabrielle Lesser zgodziła się z tezą, że politycy, eurodeputowani mogą przez pewne zapisy dokumentów, niemające nic wspólnego z faktami, kształtować świadomość historyczną współczesnych, że istnieje coś takiego, jak polityka pamięci, i Niemcy wkładają dużo wysiłku, by formować ją w pożądanym dla siebie kierunku.
Interesującą diagnozę tej współczesnej choroby ukazał publicysta Marek Cichocki. Stwierdził on, że określenia typu „polskie obozy zagłady”, „Polska Piłsudskiego - państwo faszystowskie” pochodzą nie tylko z ignorancji, ale wygłaszane są jako część z góry założonej tezy cywilizacyjnej. Mówi ona, że Holocaust nieprzypadkowo miał miejsce w krajach Europy Środkowej i Wschodniej, że narody zamieszkujące tę część Europy ponoszą pewną odpowiedzialność za to, co się tam wydarzyło w czasie wojny. Wszyscy, którzy słyszą - na przykład we Francji, na Węgrzech, w USA czy krajach skandynawskich - że Polacy są odpowiedzialni za Holocaust, odczuwają to jako głęboką niesprawiedliwość.
Adam Sandauer, publicysta, przytaczał reakcję swojego znajomego Żyda z Izraela: „Jak ty możesz mieszkać w Polsce? - to przecież Polacy stworzyli warunki, że Niemcy mogli mordować Żydów”. Czy takie opinie mogą dziwić, skoro przedstawiciel najwyższej władzy w Polsce, prezydent Kwaśniewski, przepraszał uroczyście mieszkańców Izraela za antysemityzm Polaków?
Spora część programu została poświęcona na wyjaśnianie publicyście Polityki, Adamowi Szostkiewiczowi, że określeń budujących obraz „polskich obozów śmierci” nie można traktować ani jako niezręczności ani jako braku precyzji czy zjawiska odosobnionego i marginalnego. Fakty są jednoznaczne. Jerzy Marek Nowakowski, historyk i publicysta (Wprost), opowiadał wrażenia z programu telewizji francuskiej, w którym znana dziennikarka pytała jedną z więźniarek niemieckiego obozu koncentracyjnego, czy może wybaczyć dziś Niemcom i Polakom? Historyk z Wprost przypomniał również, że Niemcy zakładali wyłącznie na terytorium Polski obozy śmierci - być może licząc, że stąd nigdy nie przedostaną się do Europy Centralnej wiadomości o ich zbrodniach - w Niemczech były obozy koncentracyjne.
Piotr Łysakowski, historyk z IPN, zdawał relację ze swoich wieloletnich kontaktów z nauczycielami i młodzieżą niemiecką, z których jednak niewiele płynie pozytywnych wniosków dla naszych wzajemnych relacji związanych z ostatnią wojną. Gabrielle Lesser była zmuszona przyznać, że istnieją w Niemczech aktywne środowiska polityczne, zajmujące się manipulowaniem prawdą historyczną i wybielające rolę Niemców w zbrodniach wojennych, choć środowiska te określiła pogardliwym mianem „prawicy” i zwróciła uwagę na ich niereprezentatywność. Jednak problemem pozostaje zachowanie prominentnych postaci niemieckiej lewicy, Partii Zielonych (Daniel Cohn-Bendit), którzy nader chętnie retuszują historię, mówiąc o „współwinie” Polaków. Bogusław Sonik, który osobiście sprawdził i udowodnił, że istnieje możliwość skutecznego przeciwstawiania się takim opiniom, nie przez pokrzykiwanie i wznoszenie haseł, ale argumentowanie, konsekwencję, upór, twierdzi zarazem, że istnieje coś takiego na forum zjednoczonej Europy, jak chęć „niedrażnienia pewnych narodów”, w tym przypadku Niemców, które aspirują do przywódczej roli w dzisiejszej Europie. Notabene, za swoją odważną postawę w PE nasz przedstawiciel został oskarżony przez Le Monde, że roznieca na nowo konflikty między narodami. Paweł Lisicki, publicysta Rzeczpospolitej, dostrzegł zależność między tymi kłamstwami a brakiem woli ze strony polityków, państwa i jego instytucji, żeby śmiało, z godnością odpierać zarzuty o rzekomym polskim faszyzmie. Zdumiewającym, ale i bardzo charakterystycznym momentem rozmowy w telewizyjnym studiu było swoiste starcie między Gabrielle Lesser, która przekonywała, że Polacy mają „bolesny problem”, bo jednak kolaborowali z Niemcami w czasie wojny, a jednoznacznym stanowiskiem wyrażanym przez Adama Sandauera, człowieka o korzeniach żydowskich, który w czasie wojny stracił dziadków, wydanych Niemcom przez szmalcowników. „Czy społeczeństwo polskie, Państwo Podziemne, może ponosić odpowiedzialność za pojedynczych bandytów? Zbrodnie popełniane na Żydach przez bandytów były zawsze potępiane przez władze Państwa Podziemnego, na szmalcowników wydawano wyroki”. Trzeba umieć odróżnić pewne kryminalne incydenty od postawy polskich władz podziemnych i heroizmu społeczeństwa. Adam Sandauer przypomniał, że istnieje jeszcze jeden aspekt uporczywego przypisywania Polakom antysemityzmu. Przed kilkoma laty „największymi antysemitami w Europie” byli Szwajcarzy - do czasu, gdy na kontach banków szwajcarskich pozostawały pieniądze zdeponowane tam przez żydowskich bankierów z okresu wojny; dziś już nikt o szwajcarskim antysemityzmie nie wspomina.
Ważny wątek rozmowy stanowiła próba odpowiedzi na pytanie, co robić, jak powinniśmy się bronić przed zakłamywaniem historii na użytek interesów politycznych - poniekąd także i gospodarczych - w którym biorą udział, oprócz ekstremistycznych pisemek, także gazety o takim autorytecie, jak New York Times i największe stacje telewizyjne? Paweł Lisicki zauważył, że nic tak dobrze nie zmienia myślenia historycznego redakcji, jak perspektywa strat finansowych. Potrzebna jest zatem polska instytucja, która będzie dochodzić spraw w sądach i żądać ukarania publicznych kłamców. Inicjatywa powołania takiej instytucji, zgłoszona przez dziennikarzy Rzeczpospolitej, spotkała się z poparciem ok. 4 tys. czytelników. „Co za tym stoi? - zastanawiał się publicysta dziennika. Świadomość, że polska pamięć historyczna nie jest dostatecznie chroniona”.
Goście Jana Pospieszalskiego zgodzili się, że państwo polskie nie prowadzi żadnej polityki w tym względzie, w odniesieniu do ochrony pamięci historycznej, IPN do tej pory nie rozpoczął żadnych badań, które ustaliłyby, ilu Polaków zginęło, ratując Żydów. Śp. prof. Tomasz Strzembosz wyliczył tymczasem, że aby uratować jednego obywatela polskiego - Żyda, potrzebny był wysiłek 10-20 osób. W dokumentach historyków pojawia się lista 700 nazwisk Polaków, którzy zginęli za pomoc Żydom, lista dalece niekompletna, ponieważ wielu bohaterów, chrześcijan, nie chce afiszować się ze swoją postawą, którą uważają za coś naturalnego i oczywistego. Ten program ujawnił, jak wiele mamy do zrobienia dla ocalenia pamięci o tym, jak wielką ponieśli Polacy ofiarę w czasie ostatniej wojny, jak perfidne bywa kłamstwo na ten temat, jak w każdą próżnię, bezczynność, zaniedbanie, oparte na założeniu, że „przecież i tak wszyscy wiedzą, jak było”, natychmiast wciska się cyniczny fałsz, na którym zbija się dziś polityczne kapitały.
Pomóż w rozwoju naszego portalu